Trudno o lepszy materiał na dobrą opowieść, niż życie przeciętnej dwunastolatki z antyfaszystowskiej rodziny, dorastającej w Berlinie nękanym przez alianckie bombardowania. Tym bardziej, że artyści komiksowi już dawno udowodnili, że nie ma tematów zbyt trudnych, czy zbyt ciężkich dla tego „zdziecinniałego” medium. Dlaczego więc Pierwsza wiosna rozczarowuje? Najprawdopodobniej po prostu dlatego, że nie jest to wciągająco opowiedziana historia. Wydany przez timofa i cichych wspólników album autorstwa Christopha Heuera i Gerlinde Althoff jest adaptacją powieści Klausa Kordona. Jego bohaterką jest Änne – dziewczynka mieszkająca z dziadkami, gdyż jej rodzice zostali aresztowani przez nazistów. Nad miastem bez przerwy latają alianckie bombowce, większość dnia mieszkańcy spędzają w schronach, a sowiecka armia stoi u bram miasta. Czy w takich warunkach możliwe jest normalne dojrzewanie?
Niestety komiks nie udziela odpowiedzi na to pytanie. Można odnieść wrażenie, że wiek i płeć głównej bohaterki nie mają żadnego znaczenia. Änne jest tu tylko bezbarwną i jednowymiarową bohaterką literacką, w której bardzo niewiele jest prawdy. Nie przechodzi okresu dojrzewania, nie buntuje się, nie zakochuje, z rzadka tylko zachowuje się dziecinnie. Jej perspektywa, wydawałoby się oryginalna i interesująca, w sumie niczym nie różni się od perspektywy dorosłych. Postacią przewodnią tego komiksu mogłaby być każda inna postać, a historia nie musiałaby ulec zmianie. Zresztą większość postaci jest tu przedstawiona równie szablonowo – tak, jakby autorom bardzo zależało na pokazaniu wszystkich postaw charakterystycznych dla Niemiec tamtych czasów. Jest i zły Niemiec, i dobry Niemiec, i źli komuniści, i dobrzy komuniści, i ofiara obozu koncentracyjnego, i uczestnik ruchu oporu, i oszukani przez propagandę naiwni przeciętniacy – wszystkie te postacie być może nieźle obrazują zróżnicowanie społeczeństwa, jednak
wciśnięte zostały niejako na siłę, brak im głębi i osobowości, jakiegoś oryginalnego rysu, który nadałby im życie, tego czegoś, co sprawia, że przestajemy traktować bohaterów literackich jak wymysł autora i zaczynamy wierzyć w ich autentyczność. Tego czegoś, co znajdujemy w nie takiej odległej opowieści Jasona Lutesa, który o Berlinie młodszym zaledwie o dekadę opowiada za pomocą pełnokrwistych bohaterów. Podobne zastrzeżenia można mieć do fabuły. Brak jej dramatyzmu. Owszem, są wstrząsające momenty, jednak ich tragizm wynika bardziej z gatunkowego ciężaru dzieła, z tematu i faktu, że opisywane wydarzenia naprawdę miały miejsce, że sceny bestialskiego znęcania się nad więźniami obozów koncentracyjnych nie są autorskim wymysłem. Bez fajerwerków jest także w warstwie graficznej. Rysunki Christopha Hauera są poprawne trudno jednak powiedzieć o nich coś więcej. Brak im indywidualnego stylu i artystycznego polotu. Jakby rysownika nie stać było na nieco indywidualizmu. Zdarzają się też kadry ewidentnie
słabsze, które psują w miarę pozytywną ocenę całości.
To mogłaby być bardzo dobra historia, gdyby nie fakt, że została nieumiejętnie opowiedziana. Jej lekturze towarzyszy irytujące poczucie niedosytu. Oczekiwania czytelnika pozostają niestety niezaspokojone. Ale Pierwsza wiosna nie jest komiksem złym. Jak na opowieść o takiej tematyce wzbudza po prostu zbyt mało emocji, nie przykuwa, nie wciąga. Jej lektura nie jest nieprzyjemna, ulatuje jednak z pamięci równie szybko co wiele innych, zaledwie poprawnych opowieści.