Duchy Belfastu
Tytuł oryginalny | The Ghosts of Belfast |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2012 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
W Irlandii Północnej po porozumieniach z Wielkiego Piątku i pierwszych wyborach do parlamentu zapanował względny spokój. Belfastem nie wstrząsają już wybuchy bomb, a dawni dysydenci IRA zajmują intratne posady. Gdy ginie znany polityk i jeden z jego ludzi, sytuacja staje się napięta. A na to nie mogą pozwolić ani przebiegły McGinty, ani bezwzględny Byk O'Kane, ani tajny agent brytyjskich służb specjalnych, który zdołał wniknąć w strukturę północnoirlandzkiej organizacji zbrojnej. Podejrzenia padają na Gerry'ego Fegana - niegdyś jednego z najlepszych zabójców w szeregach IRA. Gerry zabijanie traktował jak pracę, której nie towarzyszą emocje. Nie uważał się przy tym za mistrza, lecz za dobrze wykwalifikowanego robotnika. Jednak od pewnego czasu gada sam do siebie i pije na umór. W ten sposób chce uciszyć krzyki dwunastu otaczających go duchów - osób które zabił. Teraz duchy żądają zemsty. Jeśli Fegan zdoła wyeliminować wszystkich, na których zlecenie przed kilkunastu laty wykonał wyroki, będzie mógł spokojnie zasnąć. Pod warunkiem, że przeżyje krwawą obławę... Świetny thriller: maksymalne napięcie i gęsia skórka gwarantowane. To najlepszy beletrystyczny opis konfliktu w Irlandii Północnej, w przyszłości ma szanse stać się pozycją klasyczną. Stuart Neville napisał wreszcie powieść, na którą niezwykła historia Irlandii Północnej od dawna zasługiwała. „The Observer" Jeśli planujecie przeczytać tylko jeden thriller podczas urlopu, niech będzie to kapitalny debiut Neville'a. Zdumiewająca powieść. Napisana z genialnym wyczuciem polityki po uzgodnieniach z Wielkiego Piątku; tak świeża i subtelna, jak tylko moglibyście zapragnąć. Niezwykle mocna, fantastycznie napisana, tej powieści po prostu nie można przegapić. „Daily Mail" Wspaniały debiut! To nie tylko thriller z wartką akcją, lecz także przenikliwe spojrzenie od środka na skomplikowane polityczne intrygi i powiązania, które utrzymują w Irlandii Północnej niełatwe zawieszenie broni. „Publishers Weekly" Ta przenikliwa proza przenosi czytelników w to okrutne miejsce i nie pozwala im się wydostać. Ostra i bezlitosna powieść kryminalna, mistrzowsko napisana. „Kirkus Reviews" Neville z talentem miesza elementy powieści kryminalnej i horroru, tworząc jednocześnie wciągający thriller, coś niczym połączenie Jonhna Connolly'ego i Stephena Kinga. Duchy Belfastu to znakomity thriller i jedna z pierwszych powieści powstałych w Irlandii Północnej po zawieszaniu działań zbrojnych IRA. „Sunday Independent"
Numer ISBN | 978-83-7747-679-6 |
Wymiary | 135x202 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 352 |
Język | polski |
Fragment | Campbell przygarbił się w swoim pokrytym rdzą focusie, stojącym na samym końcu Calcutta Street. Patrzył, jak Fegan gramoli się z taksówki i płaci kierowcy. Samochód odjechał i Fegan stawiał ostrożne kroki w kierunku drzwi. Ręką trzymał się za brzuch. Davy wciągnął powietrze przez zęby, gdy zobaczył, jak jego ofiara zatrzymuje się i pluje krwią. Fegan wyprostował się i wytarł usta. Wszedł do domu. Chryste, pomyślał Campbell, wiadomość rzeczywiście musiała być niedwuznaczna. On naprawdę cierpi. Jakaś część Campbella chciała, żeby Fegan załatwił McGinty'ego. Ciągle czuł mrowienie na twarzy po uderzeniu. Świat nic by nie stracił na śmierci tego skurwiela, podobnie jak nie stracił na śmierci McKenny i Caffoli. Prawdę mówiąc, Campbell chętnie pomógłby Feganowi przeprowadzić czystkę w organizacji. Jednak na każdego polityka pokroju McGinty'ego przypadało dziesięciu bandytów, którzy chętnie zajęliby jego miejsce, a partia zamiast gazet i kamer telewizyjnych jako broni ponownie sięgnęłaby po karabinki AK-47 i pociski moździerzowe. To smutne, ale prawdziwe: Paul McGinty stanowił mniejsze zło spośród wielu możliwości. A największym złem był Byk. Terrance Plunkett O'Kane, zwalisty, niemal dwumetrowy facet, osiągnął swoją pozycję na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, w niespokojnym czasie, gdy polityczne skrzydło partii zaczęło oddzielać się od frakcji paramilitarnej. Campbell nigdy nie spotkał starego Byka, jednak jego sława rozniosła się wszędzie. Kiedy Davy był jeszcze kapralem w Black Watch, słyszał opowieści o krwawych akcjach O'Kane'a. A gdy opuścił koszary i trafił w zaułki Belfastu, opowieści stały się jeszcze bardziej przerażające. Potem proces przemian politycznych nabrał tempa i wydawało się, że czasy Byka przeminęły. Dwudziesty pierwszy wiek należał do ludzi takich jak McGinty, którzy potrafili manipulować mediami. Byk dobiegał już siedemdziesiątki, więc chętnie przeszedł na emeryturę, pozwalając przejąć stery McGinty'emu i jego współpracownikom. Najwyraźniej jednak tak się nie stało, pomyślał Campbell. McGinty i O'Kane to dwie strony tego samego medalu. O'Kane ciągle cieszył się szacunkiem dawnych szeregowych żołnierzy, takich jak Eddie Coyle, a McGinty i partia na nich właśnie opierali swoją władzę w mieście. Jednocześnie wpływy polityczne, jakie miała partia, umożliwiły Bykowi w ciągu ostatnich dziesięciu lat względnie spokojne prowadzenie biznesu paliwowego. Obie strony nawzajem się potrzebowały, między starymi i nowymi metodami działania panowała chwiejna równowaga. Teraz Gerry Fegan zakłócił tę równowagę. Szalona idea wendety, która opanowała jego umysł, mogłaby całkowicie wyrwać stery z rąk przedstawicieli frakcji politycznej. Jeśli Campbella nie myliła intuicja i Feganowi rzeczywiście udałoby się dorwać McGinty'ego, organizacja znalazłaby się w rozsypce. Oczywiście partia poszukałaby kogoś na jego miejsce - krążyły nawet pogłoski, że już ktoś na nie czeka, jeśli kierownictwu udałoby się odstawić go na boczny tor - ale ludzie McGinty'ego na pewno by do tego nie dopuścili i rozpoczęłaby się wojna. Stormont i tak opierało się na kruchych podstawach, a utrata McGinty'ego oznaczałaby poważne zagrożenie. Nie było co do tego żadnych wątpliwości - Fegan musiał zniknąć. Ale co potem? Campbell pamiętał słowa oficera prowadzącego. Nie potrafił sobie wyobrazić zakończenia tego zadania. Kiedy zamykał oczy i myślał o przerwaniu życia, jakie prowadził, wydawało mu się to krokiem w przepaść, dalekim skokiem w nicość. Zakręciło mu się w głowie na samą myśl. Gdy Campbell po raz pierwszy pojawił się w Belfaście ze swoją jednostką, wszyscy twierdzili, że to się nigdy nie skończy. Nienawiść i podziały między ludźmi tkwiły zbyt głęboko. Brudna wojna przetrwa wszystko, będą kolejne bomby, kolejne ofiary. Politycy całą energię poświęcali na podsycanie fanatyzmu wśród swoich wyborców i nie mieli czasu na rozwiązywanie prawdziwych problemów. Ugrupowania paramilitarne zgarniały zbyt dużo pieniędzy, żeby pomyśleć o innym wyjściu. Jednak mimo tych na pozór nieprzezwyciężalnych przeszkód zdawało się, że w końcu udało się osiągnąć pokój. Campbell wciąż nie mógł w to do końca uwierzyć. Politycy zostali zmanipulowani, zaszantażowani i zastraszeni przez rządy Wielkiej Brytanii i Irlandii - zmuszono ich do porozumienia. Po ponad trzydziestu latach pojawia się szansa na jakąś przyszłość dla tego niewielkiego kraju. Ale nie dla Campbella. Otwierając drzwi samochodu, przypomniał sobie starą chińską klątwę. Bodajbyś żył w ciekawych czasach. Wkroczył w przejście między domami. Ścieżka krzyżowała się z innym przejściem, równoległym do Calcutta Street, stanowiącym granicę między tą ulicą a tylną stroną domów przy Mumbai Street. Szedł skulony wzdłuż muru, przyciskając się do cegieł. Mijał kolejne ogrodzone podwórka i liczył furtki. Farba, którą pomalowano furtkę domu Fegana, była złuszczona, pokryta bąblami. Deski przesunęły się w ramie, gdy Davy dotknął ich czubkami palców. Odpadłyby po solidnym kopnięciu, bał się jednak niepotrzebnego hałasu. Nie chciał też przechodzić w tym miejscu przez mur - wystarczyło, że Fegan wyjrzy z okna i od razu zauważy zbliżającego się intruza. Davy cofnął się zatem alejką, aż znalazł się dwa domy dalej, poza zasięgiem okien Fegana wychodzących na podwórze, i podciągnął się na mur okalający podwórko. Tenisówki o miękkich podeszwach nie wydały żadnego dźwięku, gdy zeskoczył po drugiej stronie. Podszedł do tylnej ściany domu i skorzystał z kosza na śmieci, żeby przejść na sąsiednią posesję. Mały pies zaczął na niego ujadać, gdy wylądował na kolekcji roślin doniczkowych. Davy zaklął pod nosem i kopnął kundla. Chryste, mógł równie dobrze przyjechać tu na słoniu. Poruszał się teraz szybciej na wypadek, gdyby właściciel psa zainteresował się, co się dzieje. Przycisnął się do ściany i zajrzał na podwórko Fegana. Zwykły kawałek betonu porośnięty chwastami. Campbell przerzucił nogę przez murek i podciągnął się. Opadł po drugiej stronie i przykucnął. Opierając się o cegły, spojrzał w górę na okno kuchni. Lufcik był otwarty. Bez problemu wsadzi tam rękę i otworzy dolną zasuwkę, a potem wśliźnie się do środka. Podobnie jak większość szeregowych domów w Belfaście, ten budynek miał dwa pomieszczenia na parterze i dwa na piętrze. Na dole była większa kuchnia wychodząca na podwórko, łazienka znajdowała się na górze. Pies po drugiej stronie muru wciąż wściekle ujadał, ale Campbell usłyszał też kaszel i charkot dobiegający z otwartego okna łazienki. Wyobraził sobie Gerry'ego zgiętego nad sedesem, wymiotującego grudkami zakrzepłej krwi. Uniósł się, żeby zajrzeć do kuchni. Pusto. Z góry znów rozległo się kaszlnięcie, potem Fegan pociągnął nosem. Campbell chwycił za ramę okna i wskoczył na parapet. Sięgnął przez lufcik i odnalazł dolną zasuwkę. Pomajstrował przy niej chwilę i wkrótce znalazł się w środku. Zrobił ostrożny krok nad naczyniami zgromadzonymi w zlewie i delikatnie zeskoczył na podłogę. Oddychał ustami. Jego buty prawie nie wydawały dźwięku, gdy stykały się z linoleum. Pomieszczenie zostało skromnie umeblowane. Panował tu porządek, tylko w jednym miejscu na ścierce leżały jakieś narzędzia. Kuchnia wychodziła na salon, po lewej stronie znajdowały się schody. Na szafce umieszczono kilka kawałków rzeźbionego, wypolerowanego drewna, a obok jakieś tanie radio i pustą butelkę po whiskey. Nad kominkiem stały kolejne prymitywne rzeźby, a w kącie oparta o ścianę stara gitara. Campbell był już w środku, więc nie miał czasu do stracenia. Stawiając lekkie kroki, dotarł do schodów. Chociaż miał za plecami pistolet, z wewnętrznej kieszeni wyciągnął swój mały nóż marki Gerber. Lepiej załatwić sprawę cicho. Nacisnął przycisk na rękojeści i wyskoczyła z niej głownia, ostra i błyszcząca. Fegan umrze, nie wydając prawie żadnego dźwięku. Campbell starał się nie myśleć o rozdzieranym ciele, o miękkim odgłosie rozrywanego mięsa i chrząstek. Nie zwracając uwagi na coraz szybsze bicie serca, zaczął wchodzić na górę. Postawił lewą stopę na zewnętrznej krawędzi schodka i dźwignął ciało do góry. Umieścił prawą nogę na drugim końcu kolejnego stopnia tak, aby deski nie ugięły się pod jego ciężarem. Gdy wchodził, nie rozległo się ani jedno skrzypnięcie. Szedł, stawiając stopy z boku kolejnych stopni. Zachowywał się cicho niczym duch. Drzwi łazienki były przymknięte, ze szpary pod drzwiami wydostawała się smuga światła. Po drugiej stronie Campbell słyszał paskudny kaszel i jęki. Teraz, u szczytu schodów, był już zdany na łaskę stuletniej podłogi. Musiał poruszać się szybko i zdecydowanie. Czekał na kolejną falę wymiotów i plucia. Gdy nadeszła, uderzył w drzwi z nożem gotowym do rozcięcia pierwszej żyły, którą napotka. Ostrze trafiło jednak w próżnię. Ręka Campbella zatoczyła niepotrzebny łuk nad pustym sedesem. Coś zimnego i twardego przycisnęło się do skóry za jego uchem. - Nie ruszaj się - rozkazał Gerry Fegan. |
Podziel się opinią
Komentarze