Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Niestety więc i edycja przekrojowego zbioru opowiadań George'a R. R. Martina znalazła swój finał. Oto ukazał się trzeci tom polskiego wydania Retrospektywy, po którego lekturze w czytelniku pozostaje... niedosyt. A to dlatego, że obcowanie z żywymi wizjami Martina wciąga i uzależnia, chciałoby się więc zażywać ich wciąż więcej i więcej. Stąd trzydzieści cztery teksty, zamieszczone we wszystkich trzech tomach, bardziej budzą czytelniczy apetyt niż go zaspokajają. Ale za to doskonale ilustrują drogę twórczą pisarza, będącą zresztą odzwierciedleniem etapów rozwoju amerykańskiej, a więc i w dużym stopniu światowej, fantastyki. W trzecim tomie znalazły się m.in. teksty ilustrujące zaangażowanie Martina w tworzenie opowiadań rozgrywających się w uniwersum gry RPG „Wild Cards”, a także bliskie niekonwencjonalnemu horrorowi („Obrót skórą”) i rycerskiej fantasy („Wędrowny rycerz” – prequel cyklu Pieśni Lodu i Ognia). W zbiorze, zestawionym z myślą o prezentacji
najbardziej charakterystycznych elementów dorobku autora, siłą rzeczy nie znalazły się wyłącznie utwory wybitne, ale też takie, które były pewnym znakiem czasów i miejsc, w których powstawały. Dzisiaj, bez ówczesnego kulturowego kontekstu, gubią one część swoich odniesień i znaczeń. Na szczęście dla współczesnego czytelnika z kraju na wschodnich rubieżach Unii Europejskiej, Martin zaopatrzył swój zbiór w serię odautorskich not, które wspomniany kontekst przybliżają.
Wśród zamieszczonych w Retrospektywie opowiadań znajdziemy jednak również sporo takich, których przekaz jest wciąż aktualny, które niosą uniwersalne przesłanie i odwołują się do podstawowych ludzkich potrzeb, pragnień, lęków, emocji. Każde z nich po zneutralizowaniu elementu fantastycznego nadal z powodzeniem spełniałoby swoją rolę, poruszając serca i umysły kolejnych pokoleń czytelników. Skupienie się w tych tekstach na kosmosie wewnętrznym człowieka zdaje się sięgać swoimi korzeniami wpływów kontrkulturowej Nowej Fali w anglosaskiej fantastyce lat 70. ubiegłego wieku. W tomie „Wędrowny rycerz” do takich utworów możemy z powodzeniem zaliczyć wspomniany już „Obrót skórą”, jak również „Słabe warianty” i „Portrety jego dzieci”.
W tym pierwszym utworze, wyróżnionym nagrodą World Fantasy, Martin ukazuje prowincjonalne miasteczko przeżarte przez korupcję i zbrodnię. Niełatwa koegzystencja społeczności ludzi i wilkołaków staje się tutaj tłem dla śledztwa w sprawie tajemniczych zbrodni, których sprawca obdziera swe ofiary ze skóry. Szarpiący emocje, eksplorujący najbardziej pierwotne pokłady lęku horror staje się dla autora pretekstem do ukazania ludzkiego poszukiwania własnej tożsamości i równie ludzkiego pragnienia bycia kimś więcej niż się jest. Patrząc z innej strony, możemy odczytać utwór jako metaforę uniwersalnych problemów każdej mniejszości, która musi ukrywać się we wrogim jej społeczeństwie.
„Słabe warianty” to chyba najlepsze opowiadanie z tej części zbioru (nominacje do nagród Hugo, Nebula i Locusa). Domniemana podróż jednego z bohaterów w czasie odgrywa w nim rolę zupełnie drugorzędną. Doskonale skomponowaną przypowieść o przyrodzonej ludzkiej wolności wplótł tu autor w motywy zemsty po latach. Wyszydzony za przegranie decydującej partii w turnieju szachowym młodzieniec wciela w życie wyrafinowany plan odegrania się na swych dręczycielach. Utwór z całą mocą uderza w czytelnika żywością gwałtownych emocji. Nie tylko związanych z okrutnym planem mściciela, ale również towarzyszących trudnym relacjom pomiędzy głównym bohaterem utworu a jego żoną.
O palmę pierwszeństwa w tomie konkuruje ze „Słabymi wariantami” opowiadanie „Portrety jego dzieci” (nagrodzone Nebulą i nagrodą SF Chronicle, nominowane do Hugo i Locusa). Jego bohaterem jest skłócony z najbliższymi pisarz, który zaszył się w prowincjonalnej samotni. Pewnego dnia zaczyna otrzymywać pocztą obrazy przedstawiające głównych bohaterów swoich powieści. O ich malowanie posądza córkę, z którą rozstał się w gniewie. W całej sprawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby postacie z portretów nie zaczęły odwiedzać swojego „ojca”. Martin z wielkim wyczuciem kreśli wizję przenikania się życia i twórczości, poszukuje granic czerpania literackich inspiracji z przeżyć własnych i swoich najbliższych, zadaje pytania o to, na ile stworzona na papierze iluzja może odciąć pisarza od rzeczywistości.
Zawartość tomu stanowi godne dopełnienie ambitnego projektu o nazwie Retrospektywa. To całkiem spora dawka solidnej, zróżnicowanej gatunkowo i tematycznie prozy, której lektura zadowoli nie tylko fanów fantastyki. Martin pokazuje się tu z jak najlepszej strony, udowadniając, że umie napisać dosłownie wszystko, co sobie zamierzy. To dowód, że w sukcesie jego ostatnich książek, należących do sagi Pieśni Lodu i Ognia, nie ma żadnego przypadku, a stanowią one po prostu kolejny etap erupcji jego niezwykle wszechstronnego talentu. Za publikację kompletnej Retrospektywy polskiemu edytorowi należą się gromkie oklaski. Jedynym mankamentem tej ze wszech miar godnej uznania inicjatywy wydawniczej jest brak oryginalnych tytułów opowiadań, co może utrudnić zainteresowanym zidentyfikowanie mniej znanych tekstów Martina.