Dobry opowiadacz to ten, który przyciąga uwagę słuchaczy, a jego opowieść przypomina jedwabną nitkę, lekko prześlizgującą się pomiędzy palcami – płynnie i bez zakłóceń. Te zaś, jeśli już się pojawiają, to niezauważalnie dla odbiorców, bo niepostrzeżenie stają się atutami snutej historii. To właściwość dobrej literatury niezależna od gatunku literackiego, jaki zdecydował się obrać opowiadacz, bo każda forma to potencjał dobrej opowieści.
Kiedy czytałam * Grobowy zmysł* i * Grób z niespodzianką, odniosłam wrażenie, że to jedne z tych kryminałów, które mają szansę zyskać miano dobrych opowieści. Pomimo oczywistych wpadek, niedociągnięć i niedoskonałości, te dwa tomy charakteryzował pewien trudny do sklasyfikowania urok – czy był to sam pomysł, by stworzyć obdarzoną zdolnościami paranormalnymi bohaterkę, nieco wycofaną, odwiedzającą cmentarze i miejsca zbrodni, potrafiącą zobaczyć ostatnie chwile zmarłego, czy też chłodny, nieco „aptekarski" styl, dzięki któremu opisywane przez Harris zdarzenia zyskiwały niespotykanego smaku? *Właściwie trudno jednoznacznie stwierdzić – dość, że pierwsze dwa tomy o Harper Connelly czytałam z nieukrywaną przyjemnością. Trzeci tom zatytułowany Lodowaty grób również powitałam z radością.
Harper i Tolliver otrzymują kolejne zlecenie. Tym razem jest ono dość niecodzienne, inne niż wszystkie dotychczasowe. Harper nigdy wcześniej nie miała do czynienia z seryjnymi morderstwami, tym bardziej zaś tymi, które zostały popełnione na nieletnich. Z początku wszystko idzie rodzeństwu całkiem nieźle – Harper dość szybko odnalazła ciała, o pomoc w zlokalizowaniu których została poproszona. Ale to zlecenie naprawdę było inne – zwykle odnalezienie ofiar kończyło trudną, niewdzięczną pracę rodzeństwa. Tymczasem w tym wypadku piekło dopiero miało się zacząć... Wszystko, do czego Harper dochodzi, nieco wbrew własnej woli, mrozi krew w żyłach, choć z pewnością czytaliście o podobnych przypadkach nie raz i nie dwa.
*Charlaine Harris jak zwykle pisze bardzo sprawnie, książkę czyta się szybko, wydarzenia następują po sobie z odpowiednią prędkością (wyłączając jedną czy dwie dłużyzny wynikające ze skupienia na dość mało interesującym wątku). *Jest dobrze, choć należałoby raczej powiedzieć „poprawnie" – bo fajerwerków, choć na nie liczyłam, niestety nie było. Ot, dobre rzemiosło, które czyta się całkiem miło. Zupełnie tak, jakby Harris przestało się chcieć pisać i cykl o Harper Connelly powstawał już tylko z czystego przyzwyczajenia.
Poważnym minusem Lodowatego grobu jest zauważalna tendencja autorki do upodabniania wydarzeń, w których uczestniczy Harper, do historii znanych z powieści kryminalnych, a tym jak wiadomo na imię Legion. Harper mogłaby równie dobrze stać się w tej części koronerem, policjantką, medykiem sądowym... jednym słowem: kimkolwiek. I to jest poważna wada Lodowatego grobu – główna bohaterka straciła to, dzięki czemu była tak intrygująca – przestała być tajemniczą, nieco zagubioną introwertyczką, obdarzoną niesamowitym talentem. Jakby tego było mało, Harper wdaje się w romans. Oczywiście, sam fakt romansu nie jest jeszcze niczym zdrożnym, problem w tym – z kim i jak bardzo sztampowo został ten fakt opisany: zęby bolą, gdy czyta się niektóre dialogi przypominające do złudzenia rozmowy ze „Statku miłości". To wszystko sprawia, że lektura, choć całkiem przyjemna, zamiast być „dobrą" jest już tylko „poprawna". Gdzieś zapodziało się to nieuchwytne „coś", co sprawiało, że opowieść o Harper Connelly była, gdzieś
po drodze nić dobrej opowieści przestała gładko prześlizgiwać się między palcami.