Około 1400 roku świat składał z kilku słabo ze sobą powiązanych cywilizacji. Niewątpliwie najpotężniejszą z nich była chińska, szacuje się, że nawet połowa masy towarowej i usługowej, produkowanej wówczas, tworzona była w cesarstwie Ming. Potęgą był świat muzułmański z Imperium Osmańskim oraz Indiami na czele. Europa do XV wieku stanowiła margines światowej gospodarki i polityki, niewiele wskazywało, że ma jakiekolwiek szanse na opuszczenie swych ciasnych granic, skupiona nie nieustannych konfliktach pomiędzy sobą oraz niepokojach religijnych. Zatem to, co wydarzyło się przez następne 500 lat nieodmiennie musi budzić zdumienie – na początku XX wieku przewaga państw cywilizacji europejskiej właściwie we wszystkich parametrach cywilizacyjnych była przygniatająca. Do dziś, pomimo dwóch wycieńczających wojen światowych i kilku poważnych kryzysów, nie ulega wątpliwości, że model europejski jest tym, który w każdym zakątku globu odciska swe piętno. Od wielu lat trwa dyskusja nad przyczynami sukcesu małych królestw
z krańca świata, geopolitycy i historycy prześcigają się, by wskazać czynnik decydujący. Szkocki naukowiec Niall Ferguson podszedł do sprawy w nieco inny sposób – wytypował sześć cech charakterystycznych cywilizacji zachodnioeuropejskiej, które połączone dały przewagę, wykorzystaną przez Europejczyków. Są nimi: rywalizacja, nauka, prawo własności, medycyna, społeczeństwo konsumpcyjne, etyka pracy. Solidne tomiszcze zatytułowane Cywilizacja - Zachód i reszta świata jest w zasadzie bardzo szczegółowym rozwinięciem tej tezy, omówieniem owych sześciu „zabójczych aplikacji” opracowanych przez Europejczyków. Autor zastrzega też, że prócz własnych cech charakterystycznych kulturze zachodu sprzyjała również nieoczekiwana słabość potencjalnych konkurentów, a czasem zwyczajne szczęście, czynnika losowego nigdy nie należy wykluczać z tego typu rozważań.
Pojawia się pytanie, czy sama idea, ekstrakt działań, była w stanie zapewnić sukces. Ferguson bardzo zręcznie dokonuje porównań, uzasadniających swoje tezy. Ale jest również świadomy, że kultura zachodnia posiada jeszcze jedną ważną cechę, której wprost nie wymienia, jednak jej istnienie co rusz pojawia się w jego rozważaniach: instytucjonalizacja. Każda z tych idei potrafiła się przekształcić w strukturę organizacyjną, dopiero wówczas swą siłą i sprawnością działania zapewniając przewagę na poziomie cywilizacyjnym. I tak synonimem rywalizacji może być śmiało armia, nauki – sieć uniwersytetów, prawa własności – państwo i jego wymiar sprawiedliwości, medycyny – służba zdrowia, społeczeństwa konsumpcyjnego organizacja instytucji gospodarczych z systemem finansowych na czele oraz Kościół (czy też kościoły protestanckie) jako strażnik etyki, również pracy. Ferguson mówi o tym nie wprost, ale nieustannie podkreślę tę siódmą cechę instytucjonalizacji. Z zapartym tchem śledzimy biografie zdobywców, podróżników i
naukowców, zazwyczaj pionierów w swoich dziedzinach, ale cywilizacyjny sukces zapewniało dopiero skonsumowanie indywidualnych osiągnieć przez budowane na tej bazie struktury. Okazywało się, że przeszczepiane „zabójczych aplikacji” w komplecie na obcy grunt może przynieść sukces, czego dowodzi sukces Japonii, która musiała pozbyć się bardzo wielu elementów integralnych swojej kultury, aby poprzez kopiowanie wprosić się do elitarnego grona państw-panów świata. Wygląda więc na to, że owe aplikacje są w pewnym stopniu niezależne od czynników geograficznych, do zastosowania w każdych okolicznościach cywilizacyjnych, byle konsekwentnie i z pełną determinacją.
Niall Ferguson oczywiście zastanawia się, czy aby nie mamy do czynienia z kresem dominacji Zachodu, czy epoka zapoczątkowana w drugiej połowie XV w. nie kończy się na naszych oczach. Chiny i Indie, azjatyckie olbrzymy, budzą się z długiego snu. Nowe państwa, takie jak Brazylia, coraz mocniej akcentują swoją pozycję regionalną. Kryzys zadłużeniowy staje się europejską kulą u nogi, zaś rozpieszczone państwem opiekuńczym społeczeństwa z tego kontynentu tracą witalność. Na razie jednak, i wygląda na to, że nieprędko to się skończy, jedynym państwem świata, które ma możliwość zaatakowanie dowolnego innego kraju, są Stany Zjednoczone. I dopóki tak będzie, dopóty lęki końca dominacji cywilizacji zachodu są bezzasadne. Nowe potęgi stają się nimi nie z powodu dodania kolejnej „zabójczej aplikacji”, ale tylko i wyłącznie poprzez kopiowanie rozwiązań już opracowanych, efektywne ich wykorzystywanie. Na pytanie, czy te stare, a odnowione cywilizacje, są zdolne do wyjścia poza imitację, zaproponowanie światu czegoś
nowego, Ferguson nie odpowiada, i bardzo słusznie, bo takiej idei na razie nie widać.