Tata nie żyje, bo upadł
Matka Anny Janko, Teresa, w domu nazywana Renią, wstała tego dnia wcześnie. Mama poprosiła ją, by zajęła się rodzeństwem: we wsi są Niemcy, palą domy i zabierają ludzi. Dziewięcioletnia Renia chowa się pod łóżko, raz pamięta wszystko, raz jak przez mgłę albo nic. Na pewno nie było czasu na spakowanie dobytku, bo nie chodziło o nic innego, jak o zamordowanie mieszkańców. Renia kładzie się na ojcowskim fartuchu wyniesionym z domu i widzi, jak Niemcy podpalają domostwa. Potem dzieje się coś, co na zawsze znaczy jej życie:
"I wtedy mama moja mówi: 'Chyba tata nie żyje, bo upadł'. Patrzę, leży ma ścieżce. Odszedł od płotu najwyżej pięć kroków. 'A może on tylko się położył', odpowiadam, bo przecież i tak mogło być. Chcę, żeby tak było". Za chwilę od strzału w usta ginie matka Reni.