Kolejna książka popularnonaukowa napisana z prawdziwą pasją. Z wiarą w naukę i swoje przekonania. Wiarą, może nie zawsze opartą na racjonalnych przesłankach, ale ciekawą poprzez swoją żarliwość. Obraz fascynacji, którą autor chce zarazić innych. Lubię takie książki, napisane z zaangażowaniem, emocjami, werwą. Nawet jak nie do końca podzielam wszystkie poglądy autora. Książki, które jak ta dostarczają podanej w strawny sposób wiedzy, zakreślają szerszy horyzont aktualnego stanu badań i poszukiwań w danej dziedzinie. Książka najlepsza jest w rozdziałach i fragmentach opisujących aspekty techniczne. Czuć, że to jest ta "działka" w której autor czuje się najlepiej. Wyróżniłbym ciekawy, choć miejscami odrobinę niejasny, rozdział o automatach komórkowych. Zwraca też uwagę nietypowy "Nawigatorem zostać..." - o marzeniach, poszukiwaniach, dołączeniu do zespołu tworzącego sztuczny mózg. Alegoryczna i niezwykła opowieść.
Gorzej oceniam książkę jeśli chodzi o różnorakie opinie i wnioski. Często tak bywa, że głębokie zaangażowanie po konkretnej stronie sporu powoduje zachwianie proporcji. Nadmierny optymizm, podkreślanie pozytywów, minimalizację lub nawet pomijanie zagrożeń. Świadome lub nieświadome. Poznajemy jedną stronę medalu, bo druga podobno jest nieciekawa i nie warta poznania, a może i jej wcale nie ma?! Pora zatem na uwagi krytyczne.
- Porównanie budowy sztucznego mózgu z wyprawą Kolumba jest pozornie efektowne. Kolumb szukał nowej drogi do Indii, a odkrył przez przypadek nowy ląd, którego mieszkańców nazwał Indianami. Wynikiem poszukiwań może być zatem nie to czego spodziewają się badacze.
- To, że trudno jest zapewnić finansowanie czyichś marzeń jest rzeczą jak najbardziej naturalną. Z jakiej racji pieniądze publiczne mają być przeznaczane na czyjeś wizje, a nie dajmy na to na walkę z niedożywieniem dzieci, rakiem, biedą. Ileż to wielkich i szumnych projektów kończy się z wielkim trzaskiem - hukiem pękającego zbyt rozdmuchanego balonika. Prywatne pieniądze zaś przeznaczane są na dany cel wtedy, gdy widać jakieś szanse na konkretne korzyści materialne. Podejście praktyczne oparte jest o zasadę maksymalizacji zysku. Nie chcę przez to powiedzieć, że państwo (a więc społeczeństwo) nie powinno wspierać nauki. Tak, ale z umiarem. Postęp nauki niesie nie tylko osiągnięcia, ale i wiele problemów. Jednym z jego skutków jest rozwój techniki i technologii, które powodują stały wzrost bezrobocia. A zatem przy dalszym przyspieszeniu rozwoju możemy spodziewać się także wzrostu negatywnych konsekwencji.
- Biurokraci są przeszkodą w realizacji pomysłów naukowców. Ale naukowcy mają skłonności do lekkiego wydawania nie swoich pieniędzy. Większość naukowców uważa, że pieniądze należą się głównie im, a nie ich kolegom. Kto ma zatem decydować o funduszach?! Zawsze pozostaje margines błędu: koledzy, znajomości, koterie. Chodzi raczej o to by minimalizować straty, bo uniknąć się ich nie da. Naukowcy zawsze uważają, że dostają za mało pieniędzy. I nie tylko oni. Wszyscy mają za mało. A powinni mieć, zgodnie z opinią autora, dostęp do dowolnych funduszy. Nie być rozliczani z wyników, bo głupotą jest oczekiwanie konkretnych wyników w określonym czasie. Nie powinni być kontrolowani - bo niby kto ma się tym zająć?! A poza tym naukowiec, to z definicji mądry, rozsądny, uczciwy i odpowiedzialny obywatel. Celowo przejaskrawiłem obraz, żeby w ostrym świetle ukazać nie do końca przemyślane opinie autora.
- Sztuczny mózg nie kieruje się zasadami przyjętymi przez ludzi - wskutek wieków rozwoju społecznego i kulturalnego człowiek w swoich decyzjach bierze pod uwagę nie tylko proste i jasne korzyści i straty, ale inne subtelniejsze czynniki. Zasady działania sztucznych sieci neuronowych to na swój sposób czysta ewolucja - to co przynosi korzyść, pozwala przetrwać jest lepsze. Wygrywa najsilniejszy. Rozumiem zatem pewne obawy tych, którzy boją się skutków tego typu "odczłowieczonego" podejścia. Ludzie zawsze bali się nowości i nieznanego, nie mogąc jednoznacznie przewidzieć skutków. Ta ostrożność jest chyba jakimś elementem rozwoju inteligencji, jednym z osiągnięć samej ewolucji. Nie działamy tylko pod wpływem bezpośrednich bodźców, ale patrzymy w dal i myślimy o konsekwencjach.
- Sztuczny mózg nie jest programowany, a więc jego działanie nie będzie do końca poznane. Pewne negatywne reakcje mogą zostać nie zauważone w odpowiednim czasie. Wszystko czego do końca nie możemy poznać budzi i powinno budzić niepokój. Doświadczenie ma wielką wagę, ale czy było konieczne poznać siłę i skutki działania bomby atomowej na przykładzie Hiroszimy i Nagasaki?! Ludzie o dużej wyobraźni nie potrzebują sprawdzać wszystkiego doświadczalnie.
- Człowiek uczy się dzięki innym ludziom. Korzysta z ich pomocy w przystosowaniu do rzeczywistego świata. Sztuczny mózg ma się uczyć sam?! A może źródłem wiedzy o świecie mają być dla niego naukowcy, oderwani od różnych aspektów życia, zagłębieni w swoich badaniach i poszukiwaniach. Przecież nie jest wielką tajemnicą, że wielu naukowców zachowuje się jak dziwacy i tak są odbierani przez otoczenie. Kto ma zatem uczyć sztuczny mózg pewnych zasad?! Naukowcy, sponsorzy badań, politycy, eksperci?!
- Nie przeceniałbym siły konfliktu między zwolennikami i przeciwnikami AI. Owszem, dobrze gdy są osoby dyskutujące, spierające się i rozważające pewne, nawet hipotetyczne problemy. Tak jak lepiej jest, gdy kłótnie mają miejsce w Sejmie niż w postaci zamieszek na ulicy. W społeczeństwie problemy i ewentualne konflikty znajdują odzwierciedlenie dopiero wtedy, gdy coś nabierze cech realnych, a nie tylko prawdopodobnych. Szkoda tracić czas na szeroką dyskusję o tym co być może będzie, gdy kolejne kroki mogą stwarzać zupełnie nieprzewidywalne i zaskakujące problemy.
Życie biegnie swoim torem i często gorące dyskusje okazują się z perspektywy paru lat zabawną i naiwną grą intelektualną.
Andrzej Buller zwraca jeszcze uwagę w książce na problem politycznej poprawności w nauce. Niektórych "postępowych" naukowców przyprawia o alergię niemożność dowiedzenia istnienia lub nieistnienia czegoś. Nauka według nich musi potrafić udowodnić lub wykazać, a jeśli gdzieś nie można czegoś dowieść, problem jest nierozstrzygalny, to lepiej o tym nie mówić, ignorować. W imię czystości nauki. Niestety, arytmetyka jest systemem niezupełnym, co oznacza, że przy danym zbiorze aksjomatów pojawić się mogą twierdzenia których prawdziwości lub fałszu nie można udowodnić. Pytanie - czy w związku z tym matematyka i jej działy nie są nauką?! Książka porusza wiele problemów i rodzi sporo pytań. Ja nie patrzę na przyszłość AI z takim optymizmem jak autor. Ale sam jestem bardzo ciekaw i czekam z niecierpliwością co nam przyniosą kolejne lata. Obawiam się tylko, że wszystko to ma się nijak do poczucia szczęścia i zadowolenia poszczególnych osób. Ale na to nikt nic w skali masowej nie poradzi. To problem indywidualny i
każdy z nim musi zmierzyć się sam. To tak mała ludzka dygresja na koniec.