Gazmend Kapllani w styczniu 1991 roku przekroczył granicę z Grecją, idąc piechotą w dużej grupie uchodźców. W ten sposób opuścił totalitarną Albanię, która nie była – wbrew treściom wpajanym im do głów w szkołach i zakładach pracy – kwitnącym rajem i jedynym świetlanym punktem na kuli ziemskiej, swoistym narodem wybranym, którego obywatele zostali zmuszeni do bycia szczęśliwymi. Opuszczenie tego niby-raju oznaczało początek życia na mitycznym Zachodzie, w „świecie-za-granicą”, o którego istnieniu wcześniej przypominały tylko rozpalone światła odległych miejscowości widoczne wieczorami z miasta Saranda oraz morze wyrzucające na brzeg puste butelki po coca-coli i opakowania po zużytych środkach czyszczących upstrzone niezrozumiałymi napisami. Jednak początki nowego życia w Grecji są dla nielegalnych imigrantów czasem pełnym kolejnych klęsk i upokorzeń, a kolejne tygodnie, miesiące, a nawet lata na obczyźnie również nie muszą należeć do łatwych i przyjemnych.
Krótki podręcznik przekraczania granic to właściwie dwie przeplatające się ze sobą narracje. Jedna z nich to osobista opowieść Kapllaniego, rozbita na krótkie rozdziały proza wspomnieniowa o dzieciństwie w Albanii (tym małym kraju o szczelnie zamkniętych granicach, który „przypomina kaftan bezpieczeństwa”), miasteczku Lushnja czy marzeniach, domysłach i plotkach na temat zachodniego świata. Następnie autor opisuje przekroczenie greckiej granicy w styczniu 1991 roku, pierwszych napotkanych tubylców i ich domostwa, pierwsze poznane obce słowa, wizyty w supermarkecie, kawiarniach pełnych młodych i uśmiechniętych ludzi czy prawdziwych („zachodnich”) księgarniach, pobyt w ośrodku dla uchodźców i, w końcu, znalezienie pracy.
Krótkie rozdziały prozatorskie przeplatane są częścią „podręcznikową”, a więc rozpisaną na kolejne fragmenty uniwersalną opowieścią o trudach i upokorzeniach doznawanych na obczyźnie.Kaplanni kapitalnie opisuje potrzebę każdego emigranta, który chce opowiedzieć o swoim wyjątkowym i dramatycznym losie, pokazuje na czym polega różnica między turystą a nielegalnym uchodźcą („jeśli grecką mowę kaleczy Amerykanin, to jest on po prostu sympatycznym Amerykaninem, jeśli kaleczy ją Albańczyk, to jest on po prostu albańskim wszarzem”), pisze o płci granic (przerażający fragment!), latach życia spędzanych na granicy, pokoleniu zmywaka, uciekaniu przed samotnością do kina porno, zmianie imienia (szybki chrzest przeprowadzony przez szefa), reklamach telewizyjnych i bolesnych doniesieniach w wieczornych wiadomościach, które – już po nauczeniu się greckiego – zaczynamy w końcu rozumieć („Oglądanie telewizji nabrało cech praktyk masochistycznych. A ty często oglądasz telewizję, bo jesteś samotny i rzadko wychodzisz z
domu”).
Kapllani, wychodząc od osobistych przeżyć oraz licznych imigranckich historii jego bliskich i sąsiadów, sporządza brawurowy i przewrotny opis objawów schorzenia, które określa jako syndrom granicy. Jak sam przyznaje, nie przeczytamy o tej chorobie w spisie powszechnie znanych zaburzeń psychicznych, ale nie ulega wątpliwości, że cierpiących na syndrom granicy było, jest i będzie wielu: „Komuś, kto nigdy nie pragnął przekroczyć żadnej granicy albo nigdy nie czuł się przez granicę odrzucony, trudno nas zrozumieć”. Cały Krótki podręcznik przekraczania granic jest właściwie zbiorową kartą pacjenta, którego drugie imiona to uchodźca, nielegalny imigrant, obcy czy Inny. Cierpiący na syndrom granicy marzą o prawie nieróżnienia się od innych i możliwości – choćby chwilowej – bycia niewidzialnym. Kapllani przyznaje ze smutkiem, że takie rzeczy zdarzają się wyłącznie w bajkach, a schorzenie, które opisuje, niestety, nie pociąga bajkopisarzy.
Sam Kapllani również wolałby nie pisać o nędzy, brudzie i głodzie, którego doświadczają ludzie w różnych częściach globu, ale ma świadomość, że świat bez emigrantów jest niemożliwy. Mimo tego wielkim marzeniem albańskiego pisarza jest właśnie świat, w którym ludzie podróżują jak globtroterzy, jak turyści wyruszający w drogę, by poszerzać swoją wiedzę, zaspokajać ciekawość i własne kaprysy. Kapllani w dalszym ciągu pozostaje idealistą, a przecież lektura jego książki jest doświadczeniem bolesnym i raczej pesymistycznym. Z cała pewnością nie jest to pozycja, którą powinniśmy podarować bliskim wybierającym się na zarobek do Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Sytuacja młodych wyjeżdżających dzisiaj do pracy w Tesco czy na plantację truskawek jest oczywiście diametralnie inna od sytuacji nielegalnego imigranta przekraczającego granicę z narażeniem życia, a następnie – jeśli tylko mu się uda – umieszczonego w ośrodku dla uchodźców, ale obraz emigranckiego życia skonstruowany przez Kapllaniego jest tak sugestywny,
że i obywatela Unii Europejskiej może przekonać do pozostania w domu i pobierania zasiłku dla bezrobotnych. I – patrząc na Krótki podręcznik… jeszcze inaczej – jest tak sugestywny, że już nigdy więcej nie będziemy myśleć o nielegalnych imigrantach tak źle jak (być może) myśleliśmy jeszcze chwilę wcześniej.
Świetnie napisany (prosty, komunikatywny język – jedna z głównych zalet książki), momentami porażający i dojmujący, momentami zabawny, absurdalny i pełen dystansu „podręcznik” imigranckiego losu. Czytaliśmy o problemach emigrantów w setkach innych esejów, reportaży i powieści, ale w niczym nie umniejsza to znaczenia głosu Kapllaniego. Pozycja nie tylko dla tych, którzy granice kiedyś przekraczali lub przekraczać dopiero zamierzają. A mówiąc już naprawdę banalnie i wprost: bardzo ważna książka.