Jakub Ćwiek kontynuuje swój romans z historią. Jego przedostatnia powieść * Ofensywa szulerów* opowiadała o wydarzeniach związanych z drugą wojną światową i wciąż czeka na swój ciąg dalszy. Tymczasem popularny autor sięgnął do dalszej przeszłości i zaprezentował nam własną interpretację wybranych epizodów amerykańskiej wojny secesyjnej – wizję ocierającą się o naturalizm i zabarwioną krwawą magią wudu. Głównym bohaterem wojenno-awanturniczej historii uczynił Ćwiek postać niepospolitą, wyrastającą ponad przeciętność, a przez swoich współczesnych uważaną za herosa o zgoła nadnaturalnych przymiotach. Jeremiah Cross, bo o nim to mowa, jest oficerem Konfederatów, który na czele oddziału podobnych mu straceńców sieje postrach w szeregach wojsk Unii i niczym mściwy demon dopada tych, którzy dopuścili się zbrodni wojennych na Południowcach. Doszło nawet do tego, że jego wyczyny – w znakomitej większości zmyślone, a nawet
fantastyczne – stały się treścią licznych broszur propagandowych, rozpowszechnianych pośród żołnierzy i cywilów celem podnoszenia ich na duchu.
W sztabie Konfederatów pod Gettysburgiem powstaje szatański plan wyeliminowania najważniejszych dowódców jankeskiej armii. Takie działanie to pogwałcenie wielowiekowej tradycji prowadzenia wojen, w których ginęli prości żołnierze, zaś wywodzący się z arystokracji oficerowie co najwyżej składali honorową kapitulację na ręce równie szlachetnie urodzonych oficerów strony przeciwnej. Jak więc widać, demokratyzacja życia w Ameryce dosięgła także sztuki prowadzenia wojny. Do dokonania eksterminacji wysokich szarż Unionistów zostaje wyznaczony kapitan Cross, który wraz ze swoimi kompanami ochoczo przystępuje do realizacji zadania. Kolejne udane akcje w ramach tegoż powodują, że legenda nazywanego „Krzyżem Południa” bohatera wciąż rośnie.
Tymczasem w okolicach miasta Dobson w stanie Georgia rozpala się zarzewie powstania niewolników. Na czele traktowanych przez właścicieli niczym żywy inwentarz, zdesperowanych Murzynów staje tajemniczy osobnik – nagi, z biało-srebrnym szkieletem wymalowanym na czarnej skórze, w cylindrze na głowie. Nieznajomy każe tytułować się Baronem Samedi, zaś jego nadnaturalne zdolności i śmiałe czyny zdają się potwierdzać, że rzeczywiście jest bóstwem z panteonu religii wudu. Całe Południe może być zbyt małe dla dwóch takich herosów, jak Cross i Samedi. Ich spotkanie zdaje się więc nieuniknione i zapewne będzie brzemienne w skutki.
Ale na poznanie tychże przyjdzie nam, niestety, jeszcze poczekać. Powieść Ćwieka stanowi bowiem część większej całości, jest przystawką o ciekawym smaku, której walory będziemy mogli w pełni docenić dopiero po spożyciu dania głównego, a może i deseru. A co docenić możemy już teraz? Przede wszystkim barwne, mocno zarysowane postacie głównych bohaterów. Crossa, zmuszonego, by wciąż mierzyć się z własną legendą, cechuje pewien rys tragiczny, szczególnie widoczny, gdy w pewnym momencie kapitan zostaje uzależniony od pomocy innych. Z kolei Baron Samedi stanowi uosobienie słusznej zemsty za setki lat krzywd, doznawanych przez Murzynów ze strony białych. Kolejnym atutem powieści jest sprawna narracja, będąca zresztą znakiem firmowym twórczości Ćwieka. Płynność języka i umiejętne dozowanie napięcia powodują, że podczas lektury z zainteresowaniem pochłaniamy kolejne stronice książki. Poza tym autor daje nam możliwość poznania interesującej panoramy amerykańskiego Południa 1863 roku, ze szczególnym uwzględnieniem
panujących wówczas stosunków społecznych, które ukazuje za pomocą licznych, wiarygodnych obrazków obyczajowych. Jedni będą te wszystkie walory powieści smakować od razu i potem czekać na danie główne. Inni zaś wstrzymają z konsumpcją przystawki na ukazanie się obiecanego przez autora kolejnego tomu historii Krzyża Południa. I pierwsi, i drudzy muszą uzbroić się cierpliwość.