Mike Resnick – tego autora miłośnikom literatury science fiction właściwie przedstawiać nie trzeba. Ale jeżeli miałoby się to stać, sporo miejsca zajęłoby wyliczenie nagród, jakimi został uhonorowany. Nebula, Hugo, Skylark, HOMer – te można wymienić niemal jednym tchem. Nic zresztą dziwnego: mowa o autorze, który nie tylko napisał ponad dziesięć cykli powieściowych i kilkanaście innych książek (nie wspominając o opowiadaniach), aktywnie działa w rodzimym fandomie, ale jeszcze zachęcił do pisania swoją córkę. Czegóż więc można się spodziewać po jego książce? Najlepszego! Niestety, chyba nie zawsze. Kiedy wzięłam do ręki Na tropie jednorożca, będącą zarazem pierwszą częścią cyklu, wszystko wskazywało na to, że to będzie przemiłe trzysta stron. A tymczasem…
Na tropie jednorożca jest jak niskobudżetowy amerykański film fantasy klasy B, a nawet C. Wystarczy obejrzeć sam trailer, żeby dokładnie poznać fabułę i przewidzieć rozwój wydarzeń. Co gorsza, wiemy, że w założeniu ma być zabawnie. A to, co dostajemy niestety w niczym nie przypomina inteligentnej, zabawnej opowieści. Jest za to nużącą dłużyznami i pseudozabawnymi zwrotami akcji historyjką o tym, jak pewnemu nieuważnemu elfowi ukradziono Bardzo Ważnego Jednorożca. Jeśli ów stwór z rogiem nie odnajdzie się przed świtem, coś niechybnie potwornego stanie się ze światami. Bo światy są dwa – ten nasz (czyli „normalny”) i magiczny. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że w drugim świecie wszystko jest na opak i wyjątkowo wprost wyjątkowe – aż do przesady. Wydawałoby się, że gorzej być nie może, ale (co za pech!) autor popełnił kolejną zbrodnię na tym i tak już okropnym tekście – stworzył głównego bohatera cyklu, detektywa Mallory’ego. To właśnie on będzie uganiał się za jednorożcem i walczył o utrzymanie
równowagi światów. Wydaje się, że literackim wzorem dla tej postaci był Philip Marlowe z powieści Chandlera – przystojny twardziel z zasadami. I właściwie można powiedzieć, że początkowo Mallory sprawia podobne wrażenie. Niestety, jak książka długa (a wrażenie to pogłębia się w miarę nudy, jaka ogarnia czytelnika), Mallory’emu coraz bardziej brakuje autentyczności. Intryga, jaka została zawiązana, jest nie tylko arcyohydna i arcyskomplikowana, ale także arcyprzewidywalna. Pozytywy? No cóż, nawet najgorsze teksty kiedyś się kończą…
Polecić z czystym sumieniem Na tropie jednorożca mogę jedynie zatwardziałym fanom prozy Resnicka, którzy tak czy inaczej po tę książkę sięgną.