Wydawnictwo Komiksowe stawia na różnorodność oferty. W swoim koszyku ma komiksy nagradzane i docenione w Europie oraz Ameryce, frankofońską rozrywkę, ambitne autorskie projekty, polskich debiutantów, a ostatnio nawet mangę. Stara się wydawać one-shoty, nie wikłając się w długofalowe serie. Wyjątkiem są „Wieże Bois-Maury” oraz „Krucjata”, niedawno wystartowało z kolejną serią – „Pewnego razu we Francji" wspólne dzieło scenarzysty Fabiena Nury’ego i rysownika Sylvaina Vallée. Oryginalnie serial liczy sobie sześć tomów, ukazywał się w latach 2007-2012.
Dla polskich czytelników Fabien Nury oraz Sylvain Vallee to nie są nowe nazwiska. Znamy już kilka produkcji tych panów. Pierwszego należy kojarzyć z „Jam jest Legion”, „W.E.S.T.” oraz „Silas Corey”, a drugiego z oprawy graficznej serialu „W kręgu podejrzeń”, który z początkiem XXI wieku publikowało wydawnictwo Twój Komiks. Teraz panowie połączyli swoje siły, aby opowiedzieć historię niejakiego Josepha – w polskiej edycji występuje jako Józef – Joanovici.
Joanovici to postać historyczna, ale jego losy opowiadane przez Nury’ego to niekoniecznie same fakty, należy wziąć pod uwagę informację ze stopki: „Opowieść ta powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń, ale jest fikcją. Wydarzenia autentyczne, przypuszczenia i fikcja zostały wymieszane, a postaciom historycznym towarzyszą osoby zupełnie wymyślone; ich wygląd, zachowanie i wyrażanie się są dziełem autorów”.
Akcja komiksu rozpoczyna się pewnej listopadowej nocy w 1905 roku, podczas w pogromu Żydów w Kiszyniowie (dzisiejsza Mołdawia, wówczas część Carskiego Imperium). Młody Józef oraz Ewa Schwartz (jego późniejszą żoną) cudem ocaleli – ten element wymyślony został przez scenarzystę. Zasadniczo autor skryptu próbuje przedstawić bohatera jako niepiśmiennego Żyda, rodem z Europy Wschodniej, który znalazł się we Francji oraz opisać działania, które podjął, aby zbudować na stalowym złomie tytułowe imperium. Z jednej strony mamy bystrego biznesmena, który dostarcza materiały potrzebne do budowy Linii Maginota. Z drugiej Joanovici jawi się jako człowiek gotowy robić interesy z każdym, nawet z Diabłem (w tym wypadku z objętymi embargiem przedwojennymi Niemcami), byle tylko wyjść na swoje. Mimo tego bohater wzbudza naszą sympatię. Sprawnie pociąga za sznurki: dzięki łapówkom oraz szantażom zdobywa prominentne grono osób, które w razie konieczności go ostrzegą lub ochronią. W pierwszym albumie serii, który w dużym stopniu
stanowi wprowadzenie do historii życia „pana Józefa”, poznajemy także jego zaciekłych wrogów. Jeden z nich – sędzia z Melun – ścigać go będzie przez kolejne lata.
Historia opowiadana przez Nury’ego może nie jest porywająca. Scenarzysta próbuje na wszelkie sposoby uatrakcyjnić dla czytelnika obcowanie z albumem. Udaje mu się to poprzez wprowadzenie trzech różnych wątków czasowych, które się ze sobą przeplatają. Zadaniem czytelnika, jest złożenie tych puzzli w jedną spójną całość. Korzystnie wypada szata graficzna. Realistyczne ilustracje Sylvaina Vallée dobrze oddają klimat epok, w których dzieje się akcja. Rysownik zadał sobie wiele trudu, aby szczegółowo oddać zarówno ubrania, jak i budynki, pojazdy, szyldy i przedmioty. Postacie są trochę karykaturalnie przedstawione: albo nieco zbyt szczupłe, albo zbyt grube (nalane), dodatkowo rysownik często stosuje perspektywę żabią lub ptasią – a to podkreśla deformacje rysów twarzy. Największe moje zastrzeżenia budzi kolor, który nakładał Delf – dużo płaskiego brązu i barwa pomarańczowa przez co plansze są monochromatyczne i nienaturalne.
Mimo, że „Imperium…” mnie nie porwało, to daję tej serii duży kredyt zaufania. To dopiero pierwszy tom, pokładam nadzieję w tym, że serial był wielokrotnie nagradzany, m.in. na Festiwalu w Brukseli w 2009 roku i na Festiwalu w Angoulême w 2011 roku (prestiżowa nagroda dla najlepszej serii komiksowej). To powinno coś znaczyć.