Wystaw bohatera na niebezpieczeństwo i trzymaj go tam. Radził młodym adeptom literatury, król czytadeł, H. Bedford-Jones. Najwidoczniej posłuchał go Adam Blake. Opowiedziana przez niego historia zaczyna się od katastrofy lotniczej, budzącej skojarzenia z jedenastym września, a później mamy zagadkowe śledztwo, wyrafinowane podchody najemników, a także wielką, gnostycką tajemnicę, czyli jak chcą wydawcy: Najbardziej porywający i przewrotowy thriller od czasów * Kodu Leonarda da Vinci. *Niemalże się przestraszyłem, kiedy wziąłem się za czytanie tak strasznej lektury, bo nigdy przecież nie wiadomo, co człowieka może porwać i przewrócić.
Książka tak mnie porwała, że aż mnie rozerwała, i teraz spisuję moje wrażenia: rozdwojony. Początkowe, odległe od siebie wątki w końcu synchronizują się, a zbrodni i porwań do wyjaśnienia wciąż nie brakuje. Heroiną (Kennedy) jest skłócona z innymi policjantami ambitna pani detektyw-lesbijka, która nie ma czasu na flirty z koleżankami. Najwidoczniej za dużo pracuje, aby myśleć o głupotach - a szkoda, bo romans z pracującą w sekstelefonie sąsiadką byłby miłą odmianą od galopujących od pierwszej do ostatniej strony sensacji. Na szczęście sprawę pomaga jej nieoczekiwanie rozwiązywać sentymentalny komandos (Tillman) - jak na mój astrologiczny nos - zodiakalny skorpion nie cofający się przed niczym zimny głaz o gorącym sercu do walki. Do tego jeszcze dochodzą ci obłudni gnostycy, co wolą mordować, niż jak reszta społeczeństwa, przyzwoicie kłamać. Ci potomkowie Judasza Iskarioty za pomocą przyborów do golenia kroją ludzkie mięso i płaczą krwią - stworzenia te są bardziej przebiegłe od krokodyli, a ich
pochodzenie jest równie tajemnicze, co losy licznych apokryfów.
Czy zatem czeka nas powtórka z zafundowanej niegdyś przez Dana Browna rozrywki? Nie wydaję mi się, chociaż pamiętam, że swego czasu dyskutowano na łamach polskiej prasy o tak zwanej Ewangelii Judasza. Nie jestem teologiem, ale nie wydaje mi się, aby rozprawianie o śmierci Chrystusa i przewrotne docenienie najbardziej znanego w świecie chrześcijańskim zdrajcy, namiesza w głowach pobożnych parafian. Innymi słowy, spragnionym heretyckich wrażeń, radzę raczej sięgnąć po prozę Bułhakowa lub poezję cytowanego tutaj Williama Blake’a . Co gorsza, porównanie ze skandalistą Brownem również stawia Oszustwo znad Morza Martwego w nienajlepszym świetle. Wszak intryga sławnego * Kodu* wystawiała niezbyt pochlebną cenzurkę Kościołowi katolickiemu, a także na swój sposób, poruszała szereg drażliwych tematów, których próżno szukać w Oszustwie. (Jakoś nie wyobrażam sobie, aby Jan Pospieszelski zaprosił do swojego programu profesora Jana Woleńskiego, Światosława Floriana Nowickiego oraz nawróconego gitarzystę Litzę z powodu powieści Adama Blake’a). Myślę, że wyciągnięci z kapelusza gnostycy nie działają na zbiorową emocję tak jak tajemnice Watykanu.
Autor bestsellerów nie popełnił arcydzieła, ale uczynił swoją powinność.Powieść zaczyna się gwałtownie, a napięcie nie opada. Co prawda, czytanie o ciosach, kopniakach i piruetach w powietrzu niemalże nie nadszarpnęło mojego wątłego zdrowia, a przed moimi oczami latały ołowiane kule i ostre jak laser brzytwy, to jednak bez większego znużenia dotarłem do końca. Na szczęście mój światopogląd nie znalazł się w opałach, a ja zawsze jestem trochę rozczarowany, kiedy z lektury niewiele dla mnie wynika. Dlatego oceniam świat przedstawiony w powieści jak wszechświat w gnostycznym dualizmie, czyli mówiąc po naszemu: na dwoje babka wróżyła. Stąd pięć punktów na dziesięć możliwych.