Historia Firmina to historia nie byle jaka. Może i jej tytułowy bohater nie prezentuje się najlepiej, może jest szczurem z krwi i kości, może jego wątłe kończyny i wielka głowa rzeczywiście wywołują jedynie politowanie. Jeśli dołączymy do tego przykre kuśtykanie i nadmierną skłonność do padania na pysk, to efekt końcowy wyjdzie nam doprawdy przygnębiający. Ale nie taki pragnie być Firmin – Firmin to ktoś znacznie więcej niż szczur, to stworzenie obdarzone niesamowitym potencjałem intelektualnym i zacięciem humanistycznym, dla którego nie ma pisarzy nieznanych i dzieł nieprzeczytanych. Jego początki rzeczywiście nie były najlepsze – przyszedł na świat wraz z dwanaściorgiem rodzeństwa, które od początku go nie akceptowało. On ich zresztą podobnie, gdyż szybko zauważył, że cała ich szczurza egzystencja to „zwyczajne dziadowanie i szaber”. Z kolei matka, prowadząca hulaszcze życie i nadużywająca alkoholu, wydawała mu się prosta i zwyczajna, choć kochał ją, jak na porządne dziecko przystało. Jego jedyne
szczęście polegało na tym, że przyszedł na świat w antykwariacie – dzięki temu jedzenia miał pod dostatkiem i od maleńkości zajadał się coraz to ciekawszymi książkami. Początkowo jedynie skubał i lizał ich papier, by z czasem zacząć się nimi obżerać. Męczące go zaburzenia łaknienia powodowały, że jego apetyt był wciąż niezaspokojony. I o ile najpierw jego pożeranie było prymitywne i chaotyczne, o tyle z czasem zaczął wyczuwać subtelne różnice – zauważył, że każda książka ma swój indywidualny smak, że może być słodka lub gorzka, dobra lub nie. Kiedy zorientował się, że smak ten uzależniony jest od zawartości, zaczął uważniej przyglądać się zjadanym przez siebie stronnicom i podczytywać zamieszczone na nich treści. Wkrótce wysnuł prosty wniosek: co dobre do jedzenia, to dobre i do czytania. Tym sposobem dni zaczęły mu schodzić na wnikliwej lekturze, a jego wiedza o literaturze zaczęła nabierać imponujących rozmiarów.
Boston lat sześćdziesiątych, huczny i brudny, okazał się dla Firmina środowiskiem niesprzyjającym. Na ulicach biedak czuł się jak intruz, wytykany palcami i kopany przy każdej możliwej okazji. Gdyby nie konieczność zdobywania pożywienia, najchętniej nigdy nie opuszczałby domu. A dom ten okazał się naprawdę interesujący – Firmin szybko odkrył w nim liczne labirynty i tunele, których przemierzanie stało się jednym z jego ulubionych zajęć. W ten sposób sporządził w swojej głowie mapę najciekawszych punktów widokowych i własnych obserwatoriów, które umożliwiały mu podglądanie właściciela księgarni oraz odwiedzających go klientów. Stosunkowo szybko udało mu się poznać wszystkie zakamarki budynku, w którym przyszło mu spędzić niemal całe życie. Podczas wieczornych eskapad uzależnił się jednak od miejscowego kina, kuszącego niebagatelnym repertuarem – w ten oto sposób Firmin stał się wielkim fanem filmów pornograficznych. Wszystkie jego dni naznaczone były jednak bolesną samotnością, którą wielokrotnie próbował
przezwyciężać. Firmin ponad wszystko pragnął bowiem miłości i akceptacji, lecz nie szczurzej, a ludzkiej. Nie znosił swojego odbicia w lustrze, sierści i wielkiej głowy, całej tej dziwacznej postury, z racji której od dziecka skazany był na pośmiewisko. Nie takie jednak rzeczy szczurze serce musiało wytrzymać.
Trzeba przyznać, że dzieło Sama Savage’a to jedna z najlepszych książek, ukazujących perypetie zwierzęcego bohatera. Bohater to bowiem nieprzeciętny, dysponujący skomplikowaną osobowością i – jak sam o sobie mówi – „do głębi cyniczny, dość bezwzględny i melancholijny”. I tak też Firmin to opowieść o bezgranicznej miłości, wierności i oddaniu, o poszukiwaniu własnej tożsamości i walce o akceptację oraz prawo do życia. To coś znacznie więcej, niż bajeczka o szczurze, który chciał być kimś. To raczej przejmująca historia małego geniusza, kochającego wino, jazz i literaturę. Zazwyczaj traktowany przez innych niepoważnie, jak błazeńskie i trochę przygłupie zwierzątko, Firmin przeżywa swój osobisty dramat – nie ma głosu, choć jest tak wygadany. Ma wiele do powiedzenia, o wiele chce zapytać. Wszystko to jednak okazuje się mrzonką z czysto anatomicznych powodów, wykluczających ze szczurzej budowy odpowiednie struny głosowe. Każdy sposób komunikowania wydaje się więc niemożliwy, na niczym spełzają próby pisania
na maszynie i posługiwania się językiem migowym. Głos Firmina na zawsze będzie głosem bezdźwięcznym, rozlegającym się w jego umyśle, ale nigdy poza niego nie wykraczającym. Stąd jego wielka miłość do literatury, która wszystko bezbłędnie potrafi wyrazić. I miłość do ludzi, czasem tak fatalna w skutkach.
„Kocham rozwijanie się akcji od początku, przez środek, do zakończenia. Kocham powolne gromadzenie znaczeń, mgliste krajobrazy wyobraźni, labiryntowe spacery, zalesione zbocza, lustrzane stawy, tragiczne zwroty i komiczne potknięcia” – zdradza na jednej z kart opowieści Firmin. Czyż nie jest to wyznanie, godne czytelnika doskonałego?