Angielska poczta zawsze jawiła mi się jako niedościgły wzorzec punktualności. Na wysłaniu czegoś „poranną” albo „popołudniową” pocztą bohaterowie klasycznych kryminałów budowali sobie alibi, a jeśli list nie dotarł do adresata, ani chybi oznaczało to jakąś zbrodniczą interwencję. Skąd Terry Pratchett zaczerpnął zatem pomysł Urzędu Pocztowego w Ankh-Morpork? Nie śmiem podejrzewać, że, bywając w Polsce, odwiedził którąś z naszych poczt w grudniu ubiegłego roku...
Ach, oczywiście, że nie. Piekło pocztowe powstało wcześniej. Ze starych znajomych spotkamy tam tylko lorda Vetinariego. Składa on propozycję nie do odrzucenia niejakiemu Moistowi von Lipwig, który, mimo młodego wieku, zdążył się już wykazać bystrością i przedsiębiorczością (specjalność: zamiana złudzeń na pieniądze. Życie po spotkaniu z Moistem nigdy nie było już takie samo). Jeśli czegoś w życiu nie próbował błyskotliwy młodzieniec z Űberwaldu, to pracy. Ale w roli szefa urzędu pocztowego nie będzie miał szans się nudzić. Doręczanie listów w Ankh-Morpork powoli wygasło jakieś pięćdziesiąt lat temu, co nie znaczy, że mieszkańcy przestali je nadawać. Z biegiem lat ilość przeszła w... jeszcze większą ilość, a na posterunku pozostało tylko dwóch pocztowców. Moist, niekoniecznie z własnej woli, bierze się do oczyszczania stajni Augiasza i, niepostrzeżenie, łyka bakcyla. Poczta ma swoje tajemnice, swój romantyzm, wierne dynastie pocztowców (skwaszone panie z okienka są matkami skwaszonych panien z okienka,
a bycia listonoszem na Mrokach warto się uczyć od dziada i pradziada). Musi też na nowo stawić czoło konkurencji, która niegdyś wyparła ją z rynku – sygnalizacji sekarowej. Moist, z pozoru romantyk z epoki dyliżansów, ma genialny łeb do biznesu, więc może jeszcze poczta nie umarła... Szczególnie, że byłoby miło zrobić wrażenie na Adorze Belle Dearheart, wyemancypowanej działaczce obrony praw pracowniczych z nieodłącznym papierosem i w bardzo kłujących szpilkach.
Piekło pocztowe rozpoczyna cykl o Moiście von Lipwig (na razie trzy części), a skrupulatni pratchettolodzy przypisują je do tak zwanego „cyklu biznesowego”. Zdecydowanie polecam jako lekturę uzupełniającą na ekonomii i zarządzaniu. Zdecydowanie polecam tez jako lekturę rozbawiającą na deszczowe i ciemne wieczory. Pratchett w doskonałej formie.