Książka podróżnicza musi być napisana w taki sposób, aby czytelnik choć przez chwilę mógł poczuć się jej bohaterem. Przedzierając się przez tę narrację niejednokrotnie wydawało mi się, że czuję pod stopami piasek, nad głową tysiące insektów i jestem częścią historii, którą właśnie czytam. Relacja z podróży jest czymś w rodzaju eksploracji własnego wnętrza, nadawaniem imion zjawiskom, które odkrywaliśmy z każdym pokonanym kilometrem. Relacja Robba Maciąga jest próbą skonfrontowania człowieka Europy z enigmatycznym światem Wschodu, jego tradycjami i obyczajowością. Czasem może się wydawać, że od czasów Sonetów krymskich Adama Mickiewicza i Giaura George'a Byrona niewiele zdołaliśmy się dowiedzieć o azjatyckiej przestrzeni. Robert Maciąg w swojej książce pokazuje, iż nadal istnieją nieznane obszary. Młody podróżnik poddał więc analizie nie krajobrazy i cuda natury, ale codzienność i prozaiczność ludzkich czynności, które choć cykliczne, to jednak wciąż podlegają refleksji. Mamy wrażenie, iż autor chce
zerwać z wszelkimi konwenansami i krzywdzącymi stereotypami na temat Wschodu. Choć ukazuje całą brzydotę tego świata, jednak daje do zrozumienia, że można być tam szczęśliwym. Niewiele bowiem różnimy się od mieszkańców Orientu.
Książka jest atrakcyjnie wydana. Szata graficzna wzbogacona została elementami stylizowanymi oraz fotografiami autora. To nie kolejny przewodniki turystyczny, pełny opisów i rekomendacji.Autor nie skupia się wyłącznie na zjawiskowych krajobrazach i spuściźnie kulturowej, ale bierze pod lupę całą przestrzeń: problemy widziane gołym okiem i te skrupulatnie skrywane. Wśród zdjęć odnajdujemy takie, na których są tony śmieci, brudne rzeki, zakratowane wieżowce i cuchnące targi. Zaraz obok jawi się naszym oczom architektonicznie unikatowy kontynent oraz cuda tamtejszej natury: majestatyczne góry, wijące się rzeki, rozległe morze i pustynia. Na niektóre zdjęcia składa się wyłącznie element: czyjś przenikliwy wzrok, kawałek planszy do gry, obdarte drzwi z chińskim napisem.
Opisywana przez autora podróż to również analityczna wędrówka w głąb samego siebie, refleksyjna eskapada poprzedzona miłosnym rozczarowaniem, projektowanie nowej tożsamości nie dającej się w żaden sposób zdefiniować. Temu uczuciu niedosytu i fragmentaryczności własnego opisu podróży Robert Maciąg poświęcił końcowy rozdział książki. Towarzyszy mu przekonanie iż to, czego nie przelał na papier było tak naprawdę ważne, a doświadczenia nie da się opisać, trzeba je po prostu zdobyć i zachować w sensualnej postaci.