Człowiek nie jest w stanie żyć w izolacji - mówi Kiran Desai, laureatka Man Booker Prize
*W poniedziałek, w warszawskiej księgarni Tarabuk odbyło się spotkanie z Kiran Desai , autorką powieści Brzemię rzeczy utraconych , za którą pisarka otrzymała prestiżową Man Booker Prize. * Rozmowę z autorką prowadzili Justyna Sobolewska („Przekrój”) i Max Ciegielski (TVP Kultura).
Kiran Desai , pytana o trop postkolonializmu jako wzór lektury powieści, powiedziała, że chociaż pamięć o kolonializmie nadal tkwi w pamięci mieszkańców Indii, czas zerwać z tym dziedzictwem. Tym bardziej, że mieszkańcy Wielkiej Brytanii bardzo szybko zapomnieli o tym doświadczeniu, mimo że miało to miejsce całkiem niedawno – Kiran Desai przypomniała, że kolonialnej rzeczywistości doświadczało jeszcze pokolenie jej rodziców.
Justyna Sobolewska zwróciła uwagę, że chociaż fabuła powieści częściowo osadzona jest w Indiach, jest ona zaskakująco zrozumiała dla polskiego czytelnika. Kiran Desai przedstawia bowiem losy ludzi wykorzenionych i bezdomnych, dla których Ameryka jest mitem; ludzi, którzy wobec tych, co odnieśli sukces odczuwają zarówno zazdrość, jak i pogardę. Szczególnie znajome wydają się sceny w amerykańskiej ambasadzie, wszystkie wybiegi, aby tylko otrzymać wizę – przepustkę do lepszego świata.
Kiran Desai przypomniała o zmieszaniu pojęć, jakimi się posługujemy: Pierwszy Świat, Drugi Świat, Trzeci Świat, Wschód, Zachód. Pisarka zauważyła, że w czasach tak wielkiej różnorodności, wielokulturowości, zastanawiamy się nad takimi pojęciami jak ‘naród’. Autorka powiedziała, że żyje w klasie uprzywilejowanej, klasie szczęśliwców, której życie przypomina reklamę. Jednocześnie bardzo blisko znajduje się przestrzeń ubóstwa. Zawsze znajdziemy kogoś biedniejszego, kogoś, kto dla nas pracuje. W Nowym Jorku jest tak samo – mówiła Kiran Desai .
Zapytana, czy idea wielokulturowości nie okazała się porażką, Kiran Desai przyznała, że rzeczywiście nie działa to najlepiej, nie tylko w Ameryce, ale również w Indiach i w krajach Europy Zachodniej.
Wielokulturowość prowokuje złość, konflikty religijne i separatyzm. Jednocześnie jest to bogactwo, a człowiek nie jest w stanie żyć w izolacji.
– Cieszymy się, gdy możemy dzielić się jedzeniem, muzyką, humorem – mówiła Kiran Desai .
Pytana o nieprzyjazne reakcje czytelników jej powieści w jej Kalimpangu, gdzie rozgrywa się akcja powieści, wyznała, że jest to dla niej bardzo przykra sytuacja.
– Jechałam pociągiem i odbierałam telefony, że palą moje książki. Nie mogę tam wrócić, chociaż mieszka tam moja rodzina. Pierwszy raz miałam okazję doświadczyć, czego oczekuje się od pisarza i z czym trzeba walczyć – mówiła Kiran Desai .
Prowadzący dyskusję zastanawiali się, czy uprawniona jest lektura powieści przez pryzmat gender. Kiran Desai tłumaczyła, że sytuacja kobiet w Indiach jest skomplikowana. Łatwo jest bowiem wejść w rolę ofiary – kobieta z Trzeciego Świata. Ta wiktymizacja jest jednak zbyt oczywista, ponieważ kwestia kobieca zależy od klasy, z której się pochodzi. Jest różnica między klasą tzw. szczęśliwców, którzy mogą się uczyć i klasami biedniejszymi. A sytuacja kobiety z biednej kasty to osobne pytanie – stwierdziła pisarka.
Autorka zapytana, czy Brzemię rzeczy utraconych powstawało tak długo z obawy przed opinią matki, Anity Desai, która jest również pisarką, Kiran Desai wyznała, że nie bała się recenzji ze strony swej matki. Wyznała, że matka zawsze bardzo wspierała ją i zachęcała do pracy, ponieważ sama wie, jak połączyć zwykłe życie z pisaniem. * Kiran Desai wspominała, że pisała swą powieść w samotności, a taki tryb pracy przejęła właśnie od Anity Desai.* Przyznała również, to pierwszym czytelnikiem jej tekstów jest właśnie matka.