Skamandrytów, w tym Antoniego Słonimskiego, zna się zwykle ze szkoły i umówmy się, że nie wszystkich muszą oni fascynować. Pewnie to też wina sposobu, w jaki się ich ukazuje, bo przecież nie byli to tuzinkowi pisarze. Ich twórczość jednak jest pokazywana najczęściej tak, że najbardziej wytrwali mogą umrzeć z nudów. Biografie Skamandrytów znane są słabo – i biografia Antoniego Słonimskiego także. A, jak się okazuje po lekturze książki Joanny Kuciel-Frydryszak, to duży błąd. Udało się autorce napisać znakomitą, wciągającą książkę, której „pan Antoni” jest głównym i pełnokrwistym protagonistą. Styl, język, sposób, w jaki została napisana ta biografia i jej naukowe walory – wszystko to jest na najwyższym poziomie, a jednocześnie autorka wie, jak zainteresować czytelnika, jak przyciągnąć jego uwagę. Niewielu autorów zdecydowałoby się na rozpoczęcie biografii informacją, że trumna z ciałem ich bohatera nie zmieściła się do grobu i trzeba było poszerzać dół. Niewielu też zechciałoby przedstawić go w taki sposób,
jak Kuciel-Frydryszak przedstawiła Słonimskiego, pisząc, że to „liberał, pacyfista, antyklerykał, Żyd i mason, wychowawca liberalnej inteligencji, ikona opozycji, guru różowego salonu”. Po takim wstępie właściwie nie wiadomo, czego się spodziewać, zwłaszcza że zaraz potem autorka pisze: „nie próbuję zdemaskować mojego bohatera, nie ma takiej potrzeby. Jest czytelny”.
Czytelny, może, ale, jak pisałam, przede wszystkim mało znany. I nie chodzi mi tutaj o Słonimskiego jako o poetę – choć w pewnym sensie także i o to, bo w oczach wielu odbiorców jego twórczość sprowadza się do tego, co zaserwowała im szkoła – ale o człowieka, który udzielał się w życiu kulturalnym i towarzyskim, prowadził bogate, pełne życie, obracał się w kręgach ludzi znanych z pierwszych stron gazet i z list lektur obowiązkowych. Kuciel-Frydryszak kapitalnie rozegrała opowieść o wszystkich związkach, nienawiściach, miłościach swego bohatera, o jego codziennym życiu, zwyczajach, słabościach i trudnych wyborach. To nie tylko opowieść o Słonimskim, ale też i o tych, którzy w jakiś sposób byli z nim związani. Można po tej lekturze wiele zrozumieć: na przykład, dlaczego Słonimski wrócił po wojnie do kraju; dlaczego napisał list otwarty, w którym zaatakował Miłosza, kiedy ten wyemigrował. Uważał przecież, że „Polska to taki kraj, w którym wszystko jest możliwe. Nawet zmiany na lepsze” – więc trzeba być tutaj,
na miejscu, żeby te zmiany przeprowadzać, a nie przyglądać się wszystkiemu z bezpiecznej odległości. Niezwykłe jest też obserwowanie, jak Słonimski zmieniał swoje podejście do systemu, jak się przeciwko niemu buntował, jak – choć to niesprawiedliwa opinia Hemara – ta „szmata pod pozorem literata” została dysydentem, opozycjonistą, solą w oku władzy ludowej, „figurantem” pilnie obserwowanym przez pracowników SB. Raporty, które przytacza Kuciel-Frydryszak, ujawniają cały absurd ówczesnej rzeczywistości, kiedy fakt, że ktoś kupił czekoladki, mógł zostać starannie odnotowany i znaleźć się w jego aktach, tak jak wypowiedź o tym, że „Żyjemy w kraju, gdzie wszystkie problemy stawia się na głowie, gdzie gra się w tenisa bez rakiety”. Wyłania się z książki Kuciel-Frydryszak Słonimski odważny, zdeterminowany, bezkompromisowy, złośliwy – ale jednocześnie umiejący się przyznać do błędów, powiedzieć: „Że byłem kiedyś małoduszny,/Że kiedyś zbrakło mi odwagi/I że milczałem wbrew sumieniu,/Umierający chcę być nagi./Chcę
zrzucić z piersi ciężar duszny”. Nie każdy by tak potrafił.
Biografie często są sztampowe, a przez to nudne – ale nie ta. Zresztą, trzeba przyznać Wydawnictwu W.A.B., że wypuszcza naprawdę świetnie napisane biografie; chyba jeszcze mi się nie zdarzyło spotkać u nich jakiegoś biograficznego „gniota” – jeśli nie liczyć przyjętej formuły (np. przypisy na końcu książki, których z tego powodu praktycznie nikt nie czyta). Biografia Słonimskiego, opatrzona indeksem (świetny pomysł!) jest znakomita, co oczywiście jest zasługą Autorki. Lekkie pióro, umiejętność ciekawego opowiadania, „dawkowanie” smaczków i anegdot, nieunikanie trudnych tematów, sensowna naukowość zmieszana ze stylem „dla normalnych ludzi” to niewątpliwe zalety tej książki. Czyta się ją trochę jak powieść z wciągającą fabułą, znanymi nazwiskami i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Znakomita lektura!