Moja dziewięcioletnia kuzynka, Tosia, bardzo lubi rysować, zajada się żelkowymi misiami, kolekcjonuje Pet Shopy i… uwielbia Sobka. Zgadzam się, iż to dość niezwykłe imię jak dla małego chłopca. Ale Sobek zwyczajnym chłopcem z pewnością nie jest. Pani Kapusta uważa go za dziwaczne stworzenie, wręcz za małego potworka. Lecz tatuś chłopca, Pan Piwko (tutaj pozwolę sobie na wyjawienie małej tajemnicy, iż ojcu Tosi nazwisko to kojarzy się niezwykle przyjemnie), mimo wielu Sobkowych psot, jest do niego niezwykle przywiązany.
Sobek wprowadza w uporządkowane życie Pana Piwki spore zamieszanie. W niedzielę nic się nie dzieje. W poniedziałek przychodzi kolega z bukietem z działek, we wtorek Pan Piwko roboty ma cały worek. W środę tygodnia środek. W czwartek czwarty raz błyska i grzmi. A w piątek koniec stawiania pieczątek i Pan Piwko nie musi pracować. A gdy pewnej soboty pojawia się Sobek, świat wywraca się do góry nogami. Cichy, zahukany Pan Piwko jest zmuszony porzucić wszelkie konwenanse, ale i tak nie nadąża za kolejnymi pomysłami chłopca. Bo nie dość, że Sobek ma niebieskie piegi, z lubością wcina nie tylko kiełbaski, ale i wełniane sweterki, czy drewniane nogi od stołu, to – uwaga – lubi działać na przekór wszystkim i wszystkiemu.
Sobek nieco przypomina szaloną i niepokorną Pippi z ukochanej przez dzieci serii książek autorstwa Astrid Lindgren . Ma w sobie coś równie magicznego jak stworzonko z powieści * Pięcioro dzieci i coś. Książka Paula Marra jest klasycznie zabawna i tradycyjnie pogodna. Jednym słowem należy do elitarnej grupy lektur idealnych na wspólne spędzanie czasu pod hasłem „poczytaj mi mamo”. *Ale na tym dość porównań, bo Sobek by się zwyczajnie obraził, w końcu trzeba mu przyznać, że jest niezwykle oryginalny i naprawdę trudno przewidzieć, co nowego przyjdzie do głowy temu energicznemu urwisowi. Bo Sobek uważa, że wolno mu wszystko. Drwi z szefa Pana Piwki, zamiast w garniturze, chodzi w stroju płetwonurka, a właścicielce mieszkania, Pani Kapuście każe urzędować... na szafie.
Poczynania butnego Sobka mogą trochę drażnić dorosłych. Czemu temu rozpieszczonemu dzieciakowi tyle uchodzi na sucho? – zastanawia się niejeden z nas. Ale dzieci są zachwycone. Nareszcie pojawił się ktoś, kto kompletnie nie przejmuje się jakimikolwiek zakazami! Powiedzmy więc sobie szczerze – zazdrościmy Sobkowi. Każdy z nas ma w sobie coś z Pana Piwki, który boi się sprzeciwić panującym zwyczajom. Ale w głębi duszy marzymy o pojawieniu się takiego Sobka, który uwolni nas od szarej codzienności. Chcielibyśmy pewnego dnia po prostu nie musieć iść do pracy i wylegiwać się do południa w ciepłym łóżku. Wcale nie mamy ochoty być miłymi dla wszystkich i czasem przyjemnie byłoby dokuczyć szefowi. Oczywiście bez ponoszenia jakichkolwiek negatywnych konsekwencji. Niemożliwe? Ano, niemożliwe. Dlatego z utęsknieniem czekamy na kolejną sobotę i nowe przygody Sobka.