Trwa ładowanie...
recenzja
12-04-2011 10:53

Czekanie na powrót smoka

Czekanie na powrót smokaŹródło: Inne
d2qrho4
d2qrho4

Pierwszy tom Dragonships (swoją drogą, mam wrażenie, że nikt by na tym nie stracił, gdyby wydawca zamiast pozostawiać nazwę oryginalną zastąpił ją „Smoczymi okrętami”), nowego cyklu powieściowego duetu Weis-Hickman, wypadł nieco poniżej moich oczekiwań. Nie dlatego, że rzecz dzieje się w świecie innym od tego, do którego przyzwyczaili się wytrwali czytelnicy „Smoczej lancy”, ale dlatego, że nie bardzo w moim guście jest mitologia, w której bogowie zstępują na ziemię, rozmawiają ze śmiertelnikami, ingerują w ich sprawy i co gorsza, wszczynają wojny między sobą – a także dlatego, że trudno było w Smoczych kościach znaleźć bohatera, do którego dałoby się przywiązać.

Ponieważ jednak raczej nie zrażam się po pierwszym mniej udanym spotkaniu, a wiem już, że tę parę stać na więcej, sięgnęłam po Tajemnicę smoka bez specjalnych oporów – choć też i bez wielkich nadziei – i spotkała mnie przyjemna niespodzianka. Oczywiście panteon Vindrasów działa, jak działał, i to mnie nadal nie zachwyca, ale cała reszta wypada na plus w porównaniu z poprzednią częścią cyklu.

Rzecz dzieje się tym razem w Oranie, zwanym Imperium Światła, gdzie garstka ocalałych Torgunów trafia w charakterze jeńców.Ich los nie jest łatwy, nawet bez udziału perfidnego Raegara, a ten jeszcze nie pokazał wszystkiego, na co go stać. Najgorzej czuje się Skylan – nie dość, że prócz ojczyzny i wolności utracił władzę oraz najbliższego przyjaciela, to jeszcze pozostali patrzą nań wilkiem, upatrując w nim winnego wszystkich nieszczęść. I powoli zaczyna do niego docierać, że pycha i egoizm to źli doradcy… Z próżnego, bezczelnego młodziaka zaczyna wyrastać trzeźwo myślący mężczyzna, który już wie, że siła jednostki to coś innego, niż „w jedności siła”. Dojrzewa również Aylaen - w pierwszej części całkiem nieskomplikowana wewnętrznie - choć utrata Garna wytrąciła ją z równowagi i nadal jest przyczyną wielu nierozważnych kroków.

Pobyt w Oranie dostarcza torguńskim wojownikom wielu przydatnych lekcji: na przykład, że współplemieniec może okazać się wrogiem, a dotychczasowy wróg – sojusznikiem, że nie zawsze opór za wszelką cenę jest lepszy od przynajmniej pozornego podporządkowania się okolicznościom. I że nie należy tracić wiary we własnych bogów… a przynajmniej nie we wszystkich…

d2qrho4

Akcja jest dość dynamiczna, zwłaszcza pod koniec przyspiesza tempa, a na scenie pojawia się kilka nowych postaci – drugoplanowych, to prawda, lecz jakże ważnych dla dalszego toku wydarzeń!Napięcie emocjonalne jest zdecydowanie większe, niż w pierwszej części; o ile tamtą przeczytałam właściwie bez większych wahań nastroju, przy tej zdarzyło mi się i zakląć, i dyskretnie otrzeć oczy.

A i sama sceneria została wykreowana dość ciekawie:Oran to takie połączenie starożytnej Grecji (tubylcy nazywają się: Acronis, Kakos, Chloe; tylko Kapłan Generał nosi niepasujące do pozostałych imię Zyprexa, które może przeciętnemu czytelnikowi nie kojarzy się z niczym szczególnym, ale człowiek obeznany z farmakologią wie, że to… nazwa silnego leku psychiatrycznego) i starożytnego Rzymu (z tego ma zdecydowanie więcej: architekturę, armię, dietę – jeńcy są karmieni „obrzydliwą pastą ze zmielonej ryby, zwaną garum” i oliwkami – i publiczne igrzyska z udziałem niewolników) z państwem wyznaniowym, gdzie najwięcej do powiedzenia mają kapłani.

Również tłumaczka zdecydowanie lepiej sobie poradziła z tym tomem niż z pierwszym – nie ma tu już potknięć stylistycznych i jedyne, co może nieco mi zgrzyta w tekście, to współczesne przekleństwa („cholera”, „chrzanić”, „dupa”) w ustach ludzi nie z naszego świata i nie z naszej epoki. Ale o tym rychło się zapomina, gdy zaczyna działać magia smoczych kości…

d2qrho4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2qrho4