Wielkie historie poprzedzają często drobne, pozornie nieistotne wydarzenia – tak jak w wypadku lawiny, która zaczyna się zawsze od pojedynczych, małych kamyków osuwających się ze zbocza góry. Nie od dziś również wiadomo, że suche fakty historyczne prezentują się lepiej, jeśli zostaną przedstawione z perspektyw przeciętnego człowieka. W wypadku literatury, jeśli te dwie powszechnie znane zasady zostają połączone, zwykle otrzymujemy dobrą, trzymającą w napięciu historię, z obowiązkową odrobiną patosu zaprawionego ciepłą, czasem gorzką ironią.
Akcja dziewiątej książki Hanny Cygler zatytułowanej Czas zamknięty zaczyna się właśnie od takich drobnych, na pierwszy rzut oka nic nieznaczących, zdarzeń: piękne lato 1939 roku przynosi Włodkowi Hallmanowi, synowi zmarłego cenionego gdańskiego doktora, prawdziwy uczuciowy dramat. Owdowiała macocha, przerażona kształtującą się sytuacją polityczną postanawia wyemigrować do rodzimej Anglii wraz z pasierbem i jego chorowitą siostrą. Jak nietrudno się domyślić, chłopak jest przeciwny wyjazdowi – musiałby zostawić najlepszego przyjaciela i jego siostrę, w której podkochuje się od pewnego czasu, zaś zbliżająca się wojna wydaje się dlań jedynie okazją do przeżycia kilku przygód, o jakie trudno w szarej rzeczywistości Wolnego Miasta. Decyzja macochy jest jednak nieodwołalna, więc Włodek ostatnie chwile w ojczyźnie stara się wykorzystać do cna – oczywiście, romansując. Jednakże miłosne igraszki z niezbyt skromną panienką skutkują tym, że młody Hallmann dociera do portu za późno. Zaczyna się przygoda, o jakiej
nie śnił w najgorszych koszmarach…
Niewątpliwie trudno napisać dobrą powieść o młodych ludziach przeżywających wojnę – nie tylko dlatego, że to historia wciąż żywa i bardzo bliska, ale również ze względu na teksty, jakie na ten temat powstały, czy to filmowe, czy literackie. Niezwykle łatwo otrzeć się o banał, powtarzalność, nadmierny patos, czy „cukierkowość” i tworzenie literackich laurek, w których próżno doszukiwać się zgodności z prawdą historyczną. Lektura Czasu zamkniętego pokazuje jednak, że Cygler świadomie zrezygnowała z tworzenia „wielkiej historii” – czy to o wojnie, czy o miłości, czy przyjaźni, czy też kwestiach przynależności narodowej, etnicznej i związanych z tym dylematach choć wszystkie te elementy w powieści występują. Nie brak jej także mrożących krew w żyłach elementów sensacyjnych, odwołujących się nieco do scen z filmów gangsterskich. Z kolei czytelnik, który spodziewa się szczegółowo nakreślonej panoramy życia społecznego czasu wojny srodze się zawiedzie – Czas zamknięty oscyluje wokół problemów kilku
bohaterów i bliżej temu tekstowi do filmu akcji niż do pisanej z rozmachem powieści na miarę Tomasza Manna. Zaletą takiego rozwiązania jest za to fakt, że opisywane żywym, barwnym językiem wydarzenia (przynajmniej niektóre) przestają być jedynie zbeletryzowaną kartką z podręcznika do historii. Rezygnacja z koturnowego stylu wyszła książce na dobre, ponieważ historia Włodka jest tym, czym według mnie być powinna – chwilami mocno zawikłaną, tragiczną opowieścią o losach młodego chłopaka, jakich w tamtych czasach było wielu, który miewał więcej szczęścia niż rozumu i z którego – jak ze wszystkich w 1939 roku – zadrwiła historia.