Nie byłam dobrze nastawiona do powieści Kerstin Gier. Spodziewałam się – w najlepszym wypadku – kolejnego przeładowanego nastoletnią miłością klonu Darów Anioła, a w najgorszym, no cóż, epigonki Lauren Kate .
Tymczasem, choć Czerwień Rubinu nie przynosi bynajmniej nic rewolucyjnego, zaskoczyła mnie pozytywnie. I to nie z powodu dramatycznie zaniżonej poprzeczki oczekiwań. Otrzymujemy w niej bowiem sprawny miks powieści przygodowej, historycznej, thrillera oraz młodzieżowki. Wątek romantyczny właściwie nie istnieje przez większość powieści, odpadają więc zachwyty bohaterów nad fizycznością obiektów ich westchnień, co stanowi zdecydowaną zaletę. Całość napisana jest ponadto z dystansem, lekko, nieprzeładowana humorem wątpliwej jakości.
Zamiast tragicznej miłości, na planie fabularnym dominuje dosyć intrygujący wątek tajnej loży, podróży w czasie i pewnych genetycznie zdeterminowanych uzdolnień, pojawiających się wyłącznie w dwóch rodzinach, i to raz na kilka pokoleń. Im więcej szczegółów poznajemy, tym bardziej interesująca okazuje się główna zagadka. Bo jest ich tu zdecydowanie więcej, na pewno dosyć, by podtrzymać zainteresowanie czytelnika. Warto przy tym nadmienić, że powieść jest pierwszym tomem trylogii, więc na ostateczne rozwiązanie trzeba będzie jeszcze poczekać.
Główna bohaterka, Gwendolyn, jest zwyczajną szesnastolatką, o ile można tak powiedzieć o kimś, kto wychowuje się w takiej rodzinie jak ona. Babka dziewczyny jest ekscentryczną arystokratką, cioteczna babka ma regularne, choć mętne wizje przyszłości, a kuzynka – gen, umożliwiający podróże w czasie. Sama Gwen zaś widuje rzeczy, które oczom innych ludzi są niedostępne. Reakcje rodziny nauczyły ją jednak, by się z tym nie obnosiła.
Poza tym jednak interesuje się tym, co inne dziewczyny w jej wieku: plotkami z przyjaciółką, filmami na DVD i tym, od kogo odpisać nudne wypracowanie. To jej kuzynka, Charlotta, przeznaczona do niezwykłej misji, od dzieciństwa nie ma prawa do normalnego życia i musi nabywać wiedzę o przeszłości oraz przydatne w dawnych czasach umiejętności. Zamiast wypadów z koleżankami, zalicza lekcje tańca i fechtunku, czekając na swój pierwszy przeskok w czasie.
Nieoczekiwanie dla wszystkich (no, prawie wszystkich) okazuje się, że nastąpiła – pozornie niemożliwa - pomyłka i to Gwendolyn jest nosicielką genu podróżników w czasie. Jej życie ulega z dnia na dzień gwałtownej zmianie, na którą w ogóle nie jest przygotowana. A żeby było jeszcze trudniej, okazuje się, że jej towarzysz niedoli, Gideon, obok urzekającej aparycji ma wyjątkowo irytujący charakter i traktuje ją protekcjonalnie, by nie użyć dosadniejszych określeń.
Powieść jest raczej krótka, ale wielowątkowa, co gwarantuje przyzwoite tempo, brak pustosłowia i fabularnych przestojów. Intryga, mimo pewnej sztampowości, pączkuje z czasem dosyć ciekawie i choć jest to szybka przygoda, to powinna ona przypaść do gustu nie tylko młodszym nastolatkom, ale także rówieśnikom bohaterów (a Gideon ma lat 19). Owszem, protagonistów jest tutaj niewielu, a ich opisy to przeważnie zaledwie szkice, jednak przemyślana fabuła sporo tych niedogodności maskuje, dzięki dynamice utrudniając ich dostrzeżenie.
Nawet ja, choć wiekowo już od dawna nie zaliczam się do grupy docelowej, wciągnęłam się w opisaną historię i chętnie poznam jej dalszy ciąg. Nie tego się spodziewałam, ale wyjątkowo jest to komplement.