Trwa ładowanie...
recenzja
13-01-2011 12:14

Cwany kolektyw warszawskich wampirów

Cwany kolektyw warszawskich wampirówŹródło: Inne
d3a94nf
d3a94nf

Nie zliczę ileż to razy pisałam o tym, że wampiry są wszędzie. Ta uporczywa moda na nieumarłych pięknisiów potrafi naprawdę solidnie dać w kość, ale jak miałam okazję się przekonać – nie tylko mnie ona zarazem bawi, a czasem nieco irytuje. Tak, tak – miałam w ręku „powieść obnażającą ZMIERZCH zgniłego kapitalizmu” i z niezmierną radością informuję, że nie zawahałam się jej użyć. Używszy, z jeszcze większą radością stwierdzam, że w sumie ta cała wampiryczna zawierucha może być jeszcze zabawniejsza niż przypuszczałam. Ale do rzeczy.

Nie sztuka być krwiopijcą, gdy się jest jakimś tam Lestatem czy innym arystokratą – można powiedzieć, że w takiej sytuacji nie ma dla wampira nic prostszego niż nosić koronki i wysysać okolicznych bliźnich. A zresztą, to takie szablonowe, mało oryginalne… Gorzej, jeśli trzeba utrzymać swój wampirzy byt, gdy panuje ogólna znieczulica na wszelkie zjawiska z pogranicza jawy i snu, a na sklepowych półkach nie ma nic, prócz powietrza. Czy można być wampirem w Polsce Ludowej? Andrzej Pilipiuk pokazuje, że nie tylko można, ale po prostu – jeśli się już ma zaszczyt być nieumarłym – trzeba! No pewnie, że nikt w PRL-u nie będzie się obnosił z kłami, ale z drugiej strony nikt nie będzie udawał, że zamiast porządnej córki badylarza albo działacza partyjnego (dobre walory smakowe i odżywcze krwi) woli wysysać sarenki albo króliczki i na dobitkę dorabiać do tego filozofię jakiegoś wegetarianizmu! Takie podejście to jawny defetyzm i burżuazyjne wymysły pokonanej klasy próżniaczej. O ileż trudniej radzić sobie z
wampirzą codziennością, gdy się jest prostym robotnikiem albo – co gorsza – córką partyjniaka. Takie niezbyt z początku miłe doświadczenie czeka Gosię – dziewczę o tyle uczuciowe, co średnio mądre i nieprzepadające za powszechnym obowiązkiem nauczania młodzieży. Zadurzona w pięknym Limahlu, oszukana przez zainteresowanego wyłącznie obcą walutą chłopaku i w ogóle skrzywdzona przez los (koleżanka ma lepsze ciuchy, a ona, Gosia, musi jechać na wakacje do Bułgarii, zamiast do Turcji), dziewczyna skutecznie targa się na własne życie. Dość zdumiona odkrywa swój nowy stan (który autor poetycko nazywa „bionekrotycznym”). Niestety, ku jej wyraźnemu rozdrażnieniu pierwsze spotkanie z rodziną po śmierci nie przebiega zgodnie z jej oczekiwaniami. Po wielu zabawnych perypetiach dziewczyna ląduje najpierw w rodzinnym grobowcu, a potem u nowego znajomego: wampira Marka, który pracuje jako ślusarz w jednej z warszawskich fabryk. Tu poznaje kolektyw wampirów stolicy: zadeklarowanego komunistę Igora, hrabiego Xawerego Pruta z
braku laku noszącego relaksy i flanelową koszulę do smokingu, Ślicznotkę i parę innych indywiduów.

Jak się rychło okazuje, nie-życie wcale nie jest łatwiejsze od życia szarego obywatela w najlepszym z możliwych ustrojów. Do standardowych problemów z (nie)życia wampira dochodzą jeszcze kłopoty z ubecją i natrętnym starszym rodzeństwem, które wierne poglądom Lenina robi wszystko, by unieszkodliwić siostrę-wampirzycę, co w wolnym tłumaczeniu oznacza próbę wykończenia jej na zawsze („wykończenia”, bo jak słusznie zauważa Pilipiuk, trudno pozbawić życia coś, co już z definicji jest martwe). A żeby nie było przewidywalnie, trudności stawiane przed bohaterami są liczne i wyjątkowo barwne.Dzięki temu, że autor lubi zabawę z tekstem, czytelnika czeka przednia zabawa podczas lektury. Jeśli bowiem ma być wampir, to koniecznie swojsko, koniecznie butnie i z przytupem. Nie brakuje zatem ani lokalnego kolorytu warszawskiej Pragi z jej mitycznymi „kiziorami”, ani desperackich poszukiwań pewnej wyjątkowo istotnej dla braci wampirzej księgi, ani Czarnej Wołgi, ani nawet … tak! Nie zabraknie nikomu nawet starej,
egipskiej mumii! Bo właściwie dlaczego nie, skoro są już wampiry, to przecież mumia też może być, prawda? Niezapomniany panteon postaci uzupełniają też Pan Samochodzik oraz … tak, tak, Jakub Wędrowycz.

Pilipiuk stworzył rzecz przezabawną, którą pochłania się jednym tchem. Specyficzny, przepełniony ciepłą ironią język, plastyczne opisy, niespodziewane zwroty akcji, humor słowny – można wymienić jeszcze wiele elementów, które sprawiają, że Wampir z M-3 to kawał doskonałej rozrywki. I od razu uprzedzam wszystkie zarzuty – nie, to nie jest arcydzieło. Nie jest, ponieważ być nim nie musi. Świetna książka, którą gorąco polecam, szczególnie na gorszy humor, bo rozweseli każdego ponuraka.

d3a94nf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3a94nf