Jest rodzina. Jest dziecko. Jest wypadek samochodowy. Debiutancka powieść Roberta J. Wiersemy nie stanowi jednak swoistej księgi kondolencyjnej ani też traktatu o istocie bólu i cierpienia. Pogrążona w śpiączce trzyletnia Sherilyn Barrett okazuje się mieć moc uzdrawiania, u umierających mających kontakt z dziewczynką lekarze stwierdzają całkowitą remisję chorób. Rodzice Sherry, Karen i Simon Barrettowie początkowo dystansują się od rzekomo nadzwyczajnych i nadludzkich właściwości ich córki. Są zmęczeni i zaniedbani duchowo; cały czas wierzą, czasami zapominają tylko w co. Z czasem jednak bezsilność wobec faktów paradoksalnie wyzwala w nich siłę. Kiedy dzieje się cud chorzy zdrowieją, pokłóceni się godzą, a kochający stają się kochanymi. Oprócz stosunków międzyludzkich Wiersema opisuje także relacje człowieka z Bogiem. Opowiada o czasach, w których religia przestała dostarczać metarozwiązań i straciła monopol na moralność. Pisarz przedstawia wielość i dowolność interpretacji słów Najwyższego oraz
konsekwencje niektórych sposobów ich pojmowania.
Bardziej złożoną od fabuły tekstu jest na szczęście jego kompozycja, którą Wiersema oparł na wielości narracji. Przenikanie się perspektyw chroni czytelnika przed jednowymiarowymi sądami i udoskonala jego empatię. Wieloaspektowość postaci utrudnia natomiast jakąkolwiek schematyzację i stwarza złudzenie, że każdego z nas cechuje pewna elementarna dobroć (kochanka Simona miast być skazaną na wieczne potępienie grzesznicą, staje się w ten sposób kobietą, która pragnie nie tylko ukochanego mężczyzny, ale przede wszystkim jego dobra). Sposób prowadzenia narracji umożliwia też odejście od uproszczonej dychotomii wiara-niewiara i pozwala na zweryfikowanie religijnych bądź antyreligijnych deklaracji określonych postaci.
Osobiście nie wiem czy cuda się zdarzają. Wiem natomiast, że Robert J. Wiersema nie jest cudotwórcą. Wyświechtana i zużyta estetyka mainstreamu irytuje oczywistością. Męczy też skłonność pisarza do patosu i wprowadzania do prozy tego, co absolutne; nadużycie tanatologii. Świat przedstawiony w powieści staje się w pewien sposób strywializowany przez wielkie idee. Co grosze, Wiersema umieszcza w swojej książce pseudometafizyczne dygresje, które drażnią „płytką głębią”. Skazując swoich bohaterów na „zawieszenie między światami”, pisarz skazuje powieść na banalność imitującą wartościowe przesłanie. Tłem wydarzeń przedstawionych w Kiedy dzieje się cud są Święta Bożego Narodzenia i książka wpisuje się w komercyjność, która coraz mocniej je określa. Rozmrażamy kupione w superhipermarkecie uszka, wysyłamy esemesowe życzenia, oglądamy powtórki amerykańskich komedii a potem czytamy Wiersemę. Wesołych Świąt.