Trwa ładowanie...
recenzja
27-05-2010 12:15

Cud, czy sukces wiedzy i zaufania?

Cud, czy sukces wiedzy i zaufania?Źródło: Inne
d4opcdz
d4opcdz

Z racji rodzinnych powiązań ze służbą zdrowia „od zawsze” pociągała mnie literatura o tematyce medycznej – nie tylko beletrystyka z motywem szpitala, choroby, ale i wspomnienia lekarzy, reportaże opisujące pracę personelu służby zdrowia czy też życie osób chorych, wywiady z naukowcami z branży medycznej. Toteż mając okazję zdobycia najnowszej tego rodzaju pozycji nie zawahałam się ani na chwilę, a zasiadłszy do czytania, niemal zapomniałam o bożym świecie, choć moja lektura nie należała wcale do gatunku, po którym teoretycznie można by się tego spodziewać. Prawdę powiedziawszy, niewiele mogę wyliczyć thrillerów medycznych, które by bardziej przyciągnęły moją uwagę, niż Cud w medycynie, choć nie ma w nim ani cienia suspensu, bo wszystkie historie niezwykłych przypadków opowiadane są już z jakiejś perspektywy czasowej, a tytułowe cuda nie są sensu stricto interwencjami nadprzyrodzonymi, lecz raczej wypadkową nieznanych jeszcze dokładnie interakcji między psychiką a biologią człowieka i działań
medycznych wykraczających poza zwykłą rutynę, ba, czasem nawet sprzecznych z obowiązującymi zwyczajami...

Wypowiadający się na łamach książki lekarze nie pozwalają nam jednak zapomnieć, że – nawet z tym całym arsenałem nowoczesnych technologii, wspomagających medycynę praktycznie w każdym aspekcie jej działania – nie są przecież wszechmocni, że każdy z nich niejeden raz w życiu staje w obliczu sytuacji, kiedy granica między ofiarnością a niepotrzebną brawurą staje się bardzo cienka, a w końcu już NAPRAWDĘ nie można nic dla pacjenta zrobić. Choć zawsze pozostaje jeszcze miejsce na to coś niewytłumaczalnego, co człowiek głęboko religijny przypisze ingerencji boskiej, a sceptyk czy ateista powie po prostu: „zdaję sobie sprawę, że moja wiedza jest ograniczona i mogą zdarzyć się rzeczy, których nie jestem w stanie pojąć”. Dla mnie w tych opowieściach ważne jest nie tylko to, że dają nadzieję ludziom dotkniętym przez choroby trudno uleczalne lub nieuleczalne, ale - z powodów wspomnianych w pierwszym zdaniu, dzięki którym zawsze staram się patrzeć na medycynę i jej możliwości z dwóch różnych stron - że ukazują ogromne
obciążenie psychiczne, jakim jest dla lekarza zmierzenie się z wyzwaniem stawianym przez ten rodzaj schorzeń. Bo żeby w medycynie dokonywał się postęp, zawsze ktoś musi pierwszy zaryzykować: inaczej poprowadzić skalpel, użyć nowego narzędzia czy też zaaplikować środek, którego do tej pory jeszcze nigdy nie stosowano. I zawsze jest ryzyko, że się nie uda. A jeśli się nie uda, jeszcze przez wiele dni i tygodni będą krążyły w myślach dręczące pytania: a może jednak nie należało próbować, może trzeba było powiedzieć „ja tu już nic nie poradzę, tylko cud może go uratować”? Historia medycyny zna wiele takich przypadków, gdy pionierzy nowych metod poddali się pod naciskiem opinii publicznej i przedwcześnie zrezygnowali ze swoich koncepcji, czasem płacąc za to ogromną cenę - wystarczy zerknąć np. do * Stulecia chirurgów* Thorvalda. Toteż boli świadomość, że niczego nas te doświadczenia nie nauczyły, i smutno się robi, gdy
jeden z najwybitniejszych w swojej dziedzinie specjalistów, którego upór w dążeniu ku postępowi tylu ludziom uratował życie, wyznaje z goryczą: „Teraz chyba nie zaryzykowałbym takiej". Trzydzieści lat temu konsekwencje groziłyby mi tylko wówczas, gdyby próba ratowania chorego skończyła się niepowodzeniem i gdyby ktoś o nim doniósł moim zwierzchnikom. Ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Także we mnie samym. Mam za sobą parę złych doświadczeń, gołosłownych pomówień, również ze strony pacjentów czy ich bliskich. Teraz uważam, że ważniejsze jest ocalenie siebie, jako specjalisty, który może pomóc wielu ludziom, niż angażowanie się w sprawy, które mogą zakończyć się złożeniem doniesienia do prokuratury albo nawet rozprawą w sądzie.”[138-139]. Na jakim poziomie stałaby dziś medycyna, gdyby ongiś do takiego myślenia zmuszono Pasteura po nieudanej próbie zastosowania nowej szczepionki u zarażonych wścieklizną rosyjskich wieśniaków, Barnarda po rychłym zgonie pierwszego pacjenta z przeszczepionym sercem…

I dlatego tym bardziej potrzebne są takie książki jak ta, dzięki którym zaczynamy rozumieć, że to, co dzieje się między pacjentem a lekarzem, to coś innego niż zwykła transakcja handlowo-usługowa, gdzie mamy prawo wymagać z góry określonego efektu. Bo, w odróżnieniu od samochodu, płotu czy pary butów, człowiek i jego choroby zawsze mają w sobie jakiś element nieprzewidywalności, a ktoś, kto usiłuje się z tym wyzwaniem zmierzyć, bierze na siebie ciężar z mało czym porównywalny. A z kolei wiara w cuda nie zawsze pomaga tam, gdzie potrzebna jest przede wszystkim wiedza jednych i zaufanie drugich.

d4opcdz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4opcdz

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj