Spojrzeć na okładkę Śmiertelnego boga (o tu, z lewej strony) to poznać jego fabułę. Wielbicielowi literatury fantastycznej wystarczy jeden rzut oka i nawet nie musi czytać opisu z tylnej okładki – już wiadomo, że Wełnicki w jakiś sposób połączy ze sobą wątki III Rzeszy i lovecraftowską pseudomitologię.* Lektura samej książki może ujawnić kilka niespodzianek fabularnych, ale nie zmienia to w żaden sposób równania "Cthulhu + Hitler = Ziew".*
Nic nie może powstrzymać III Rzeszy, która wsparta Wunderwaffe w postaci niesamowitego, niewyczerpanego źródła energii podbija za pomocą supernowoczesnej broni całą Europę.Stany Zjednoczone desperacko walczą z czasem próbując skończyć budowę bomby atomowej, która mogłaby odstraszyć nadciągającą inwazję. Reiner Erhard to zaufany człowiek Rzeszy, który ku swemu przerażeniu odkryje koszmar leżący u podstaw niemieckich zwycięstw (niespodzianka!), swoje niesamowite pochodzenie (niespodzianka znowu!) oraz wielkie przeznaczenie (niespodziankom nie ma końca!).
Śmiertelny bóg to miszmasz historii alternatywnej oraz mrocznego okultyzmu spod znaku * Lovecrafta, czyli dla czytelnika połączenie lekkostrawne. *Są mroczni bogowie (obowiązkowo wstrętni), a nawet kosmici, jest akcja, artefakty, podróże do innych wymiarów, nawet piękna kobieta się znajdzie. A to wszystko zmieściło się na mniej niż 400 stronach! Pochłaniając kolejny produkt z potężnymi istotami chcącymi pożreć naszą planetę nie można jednak oprzeć się pewnej refleksji. Mroczni bogowie wciąż dają się oszukać podczas kupowania "Podboju Ziemi dla głupków". Postać obślizgłych, rzygających, grubych, mackowatych stworów raczej nie zachęci ludzkości do poddania się nowym rządom. Wełnicki próbuje nawet na początku pogłębiać postać głównego bohatera, wyjaśnić jego emocje, motywacje, ale szybko zostaje to zarzucone na rzecz kolejnych scen walk, pościgów i opisów wstrętnych stworów. I w sumie dobrze – w tego typu literaturze
nie szuka się przecież niczego istotnego, ale chwilowej rozrywki, szybkiego tempa. Prędkość narracji zdejmuje z barków autora potrzebę napisania dobrych dialogów. Rozmowa wypełnia wtedy tylko funkcję czysto informatywną, nie ma miejsca na ozdobniki i inne takie. Bohaterowie są tylko wagonikiem w kolejce górskiej akcji, na którą bilet kupił czytelnik.
Na całe szczęście tempo, które narrator nam narzuca nie pozwala ani na chwilę zastanowić się nad sensownością całości. Przygody Reinera toczą się z zawrotną prędkością, co chwilę zmienia się scenografia i sprzymierzeńcy, wątki szaleńczo się plączą, pojawiają się nowi bogowie i mroczne siły, tak, że pod sam koniec trudno jest się przejąć obowiązkowym zwrotem fabularnym i jeszcze bardziej obowiązkowym otwartym zakończeniem. Gdyby tylko Wełnicki choć na chwilę zwolnił to tempo, pogłębił trochę postaci, uciął kilka wątków i rozwinął narrację wyszłoby coś ciekawego. A tak? Kolejny produkt polskiej fantastycznonaukowej pulpy.