Po wyjątkowo dobrze napisanym * Był sobie chłopiec* i wyjątkowo źle napisanej * Wpadce, stosunkowo trudno było przewidzieć, jaka okaże się najnowsza książka Nicka Hornby'ego – *Juliet, naga. Mogłabym oczywiście założyć, że powieść będzie wyjątkowo średnia, ale Hornby najwidoczniej celuje w ekstrema.
Juliet, naga to tytuł zarówno najnowszej powieści Nicka Horny'ego, jak i albumu Tuckera Crowe'a – jednego z głównych bohaterów książki. Crowe w latach osiemdziesiątych zrobił subtelną karierę muzyczną, po czym z nikomu nieznanych powodów ewakuował się ze sceny. Z dala od fleszy, wywiadów i łowców autografów starał się wieść normalne lub przynajmniej quasi-normalne życie. „Przerwanie kariery okazało się więc bardzo sprytnym posunięciem – pod warunkiem, że człowiek potrafił się pogodzić z kompletnym brakiem kariery, który był nieuniknionym skutkiem jej przerwania". W dla siebie tylko znany i zrozumiały sposób, Tucker usiłował być szczęśliwym – no bo przecież szcześliwym być wypada. „Spędził mnóstwo czasu nic nie robiąc i przekonał się, że sekret udanego nicnierobienia polega (przynajmniej w jego przypadku) na tym, aby nicnierobieniu towarzyszyło niemyślenie".
Crowe przez jednych uważany jest za Dylana dla ubogich, przez innych za ósmy cud świata, fenomen natury, ucieleśnienie wszelkich wspaniałości i cudowności kosmosu. Do grona fanatycznych fanów Crowe'a (tzw. crowe'ologów) należy między innymi Duncan. Jego wieloletnia partnerka, Annie, ma dość życia w „czasie przeszłym wiecznie niedokonanym". Znudzona maniakalną, patologiczną wręcz obsesją Duncana, szuka szczęścia i ukojenia w relacji z innym mężczyzną. Mężczyzną tym jest nijaki Tucker Crowe...
Dość nachalnym skojarzeniem, które nasuwa się po przeczytaniu książki, jest oczywiście Wierność w stereo (zekranizowana jako Przeboje i podboje ). Hornby rzeczywiście powtarza pewne motywy, ale ostatecznie udaje mu się uniknąć autoplagiatu; być może dzięki wprowadzeniu postaci Annie i typowo kobiecej perspektywy. Tak czy inaczej Juliet, naga jest jedną z najlepszych powieści Hornby'ego i jednocześnie jedną z najzabawniejszych (przy całej mojej niechęci do tego słowa) książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Życie Annie/Duncana/Tuckera nie należy do wesołych, ale nie oznacza to, że nie można go w wesoły (lub prawie wesoły) sposób opisać. Choć akcja Juliet... rozgrywa się w Anglii i Stanach, styl Hornby'ego bywa momentami mocno czeski. I tak zamiast klasycznej skórki od banana pojawia się na przykład oko rekina w słoiku po dżemie. Hornby pisze też o
taśmie fabrycznej z dziećmi, wypożyczaniu psa na spacer i wciąganiu jajka nosem... Możliwe, że niektóre wątki cierpią na niedobór sensu... ale sens jest podobno mocno przereklamowany.