Jadwiga Tokarska-Bakir, w pierwszych słowach swojej najnowszej pracy zatytułowanej Okrzyki pogromowe twierdzi, że pamięć polską i żydowską obciążają dwa rodzaje zaprzeczeń. Polacy, w uproszczonej wersji własnej historii przebiegającej pod znakiem Sprawiedliwych, zaprzeczają istnieniu Polaków mordujących Żydów w czasie ostatniej wojny. Żydzi, których pamięć wypełniona jest bólem po Zagładzie, w poczuciu krzywdy zdają się zaprzeczać istnieniu Sprawiedliwych. We wspomnianej książce, pragnęła poszukać ujęcia tematu wymykającego się obu zaprzeczeniom. Nie udało się.
Autorka jest antropolożką kultury i eseistką, pracującą w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW i Instytucie Slawistyki PAN. Za swoje dokonania otrzymała, między innymi, nagrodę Res Publiki Nowej, Nagrodę im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej oraz Nagrodę im. Księdza Stanisława Musiała. Jest członkinią PEN-Club Polska i Rady Naukowej Żydowskiego Instytutu Historycznego. Od dziesięciu lat zajmuje się antropologią historyczną i problematyką Żydów w pamięci polskiej prowincji. W jej dorobku znajdziemy m.in. Rzeczy mgliste oraz Legendy o krwi. Antropologię przesądu – echa obydwu tych książek pobrzmiewają w Okrzykach pogromowych. Pierwsze, co w tej pracy zrazu uderza, to upiorna okładka. Oto człapie trójłapy człowiek, składający się z wykrzywionych krzykiem twarzy. Na jednym z nadgarstków ma dwa zegarki, łydkę stanowi butelka bimbru –
jednym słowem, patrząc na ostatnie trendy w dziejopisarstwie, pewnie jest to Polak, który właśnie zamordował Żyda i skradł jego mienie. Telenoweli „przepraszamy za Jedwabne” odcinek n-ty.
Okrzyki pogromowe to próba dokonania diagnozy dematerializacji Żydów w życiu prowincji sandomierskiej. Autorka zastanawia się tu, co sprawiło, że ci, którzy przetrwali Holokaust, w ciągu pierwszych lat powojennych zniknęli z tego województwa.Aby odnaleźć odpowiedź na to pytanie, przybliża krwawe wydarzenia nazwane mordem klimontowskim. Definiuje elementy skorelowane z procesem zniknięcia Żydów tam, gdzie wczorajsi koledzy z ławki mordowali się wzajemnie – „Jedną łyżką jedliśmy, a ty mnie chcesz zabić?”. W książce znajdziemy również opisy morderstw dokonywanych przez członków „Świtu”, oddziału AL, a następnie 2. Kieleckiej Brygady AL. Tokarska-Bakir rekonstruuje tu historię procesów, m.in. Tadeusza Maja, które wprowadzały kolejne rozłamy w szeregach komunistycznej władzy. Dłużej zatrzymuje się nad figurą Krwiopijcy – archetypową metaforą, opartą na wyobrażeniu człowieka-wampira wnikającego do społeczeństwa i wysysającego zeń substancję życiową. Profesor zajmuje się genealogią tej figury i rolą, jaką
odegrała w wydarzeniach lat 1945-1946. Rozważa trzy jej odmiany – religijną, narodową i lewicową. Zastanawiające tu jest stwierdzenie, że polski antysemityzm jest myślowo niesamodzielny, z reguły przywołujący zachodnioeuropejskie przykłady. Jakiż kontakt z Zachodem mógł mieć tuż po wojnie chłop, któremu właśnie, w ramach wyzwolenia, spora część Wschodu przemaszerowała przez pole, uprzednio zgwałciwszy, co było do zgwałcenia i ukradła krowę? Albo przeto traktujemy powojenną wieś jako zacofany, moralny, jak to się wyraziła „dół dołów”, albo światłych Europejczyków zaczytanych w zachodniej prasie. Według autorki, niechęć do Żyda-Krwiopijcy była tą emocją, która mogła połączyć katolika, narodowca i lewicowca; twierdzi wręcz, że asocjacje religijne i lewicowe zaczęły dryfować ku narodowym. Dokładnie analizuje owe ruchy znaczeń, rozpatrując dyskursy: popularny, elitarny, oficjalny i półoficjalny, a także rozważa kwestie legendy krwi i wiary w realność mordów krwi.
Moim zdaniem, jeden z najbardziej karkołomnych dowodów wyprowadza Tokarska-Bakir usiłując przekonywać, że wysocy hierarchowie kościelni wierzyli w latach tużpowojennych, że Żydzi mordują dla krwi. Cytuje tu fragment listu biskupa Świerzawskiego: „Jest wśród badaczy tego problemu hipoteza, że w judaizmie istniała sekta, której wyznawcy w oparciu o naukę Talmudu dopuszczali się zarzucanej im zbrodni mordu rytualnego (…) z pewnością nie można całego narodu żydowskiego oskarżać o takie zbrodnie”. Autorka twierdzi, że ten list zaświadcza o utrzymującej się do dziś funkcjonalności tego motywu w światopoglądzie potocznym polskich katolików na prowincji. Pozwolę sobie powtórzyć: „istnieje wśród badaczy tego problemu hipoteza…”. Doprawdy, jeśli to stwierdzenie można aż tak szeroko ekstrapolować, to szczerze obawiam się o celność pozostałych, nieweryfikowalnych stwierdzeń autorki. Pisze ona na przykład, że teksty WIN-u są pełne szczególnego natężenia antysemityzmu, a idea spisku żydowskiego przybiera tu rozmiary
obsesji. Patrząc na ten sposób argumentacji i zerkając na zawody Leszka Bubla, Kazimierza Świtonia i kogo tam jeszcze uznaje się za pierwszych antysemitów III RP, równie dobrze mogę napisać, że złotnicy i radiomechanicy to żydożercy – sensu to nie ma, ale za to jakie nośne! W ramach wspomnianego uogólnienia autorka stosuje wręcz pojęcie „logika wspólnot”. Twierdzi, że mechanizmem uruchamiającym antyżydowską przemoc, był proces udosłowienia figury krwiopijcy.
W tytułowym eseju, Tokarska-Bakir analizuje okrzyki pogromowe, wznoszone przez tłumy w Rzeszowie, Krakowie i Kielcach, spoglądając na tamtejsze pogromy jak na widowiska.Zwraca tu ponownie uwagę na rolę „blood libel” w uruchamianiu spirali agresji, łącząc studium przypadku, jaki stanowi analiza porównawcza pogromów oraz studium metody – antropologię performatywności. Tłum jest masą dążącą do niepowstrzymanego wzrostu i homogenizacji. Ta jednak, jak się później okaże, może być li tylko maską nakładaną na społeczne dramaty. Analizuje autorka pogrom kielecki w tej właśnie optyce, interpretując przyczyny i wpisując go w kontekst epoki. Bada przeto jego przebieg wraz ze śledztwem i przewodami sądowymi oraz dramat społeczny w ujęciu Turnera, czyli proces, w którym podważane są społeczne paradygmaty. Przywołuje również figury Wroga, Wojownika, Wodza i Proroka, wpisując je w pogromowe uwarunkowania.
W Okrzykach pogromowych znajdziemy również historię oddziału „Wybranieccy”, zwanych „Barabaszami” od pseudonimu dowódcy. Profesor poszukuje tego, co zostało dotychczas przemilczane w historiografii tej formacji. Przywołuje tu na przykład zabójstwo dróżnika Błachnickiego, który ukrywał Żydów – nie do końca rozumiem, z jakiego powodu ten przykład znalazł się w książce, czy ma dowodzić antysemityzmu ludzi „Barabasza”? Przecież, jak sama zresztą autorka pisze, dróżnik był przesłuchiwany przez partyzantów za wydanie „dwóch chłopców” żandarmerii niemieckiej, zaś w wyroku widnieje zapis „za współpracę z Niemcami”.Podobnie, w mojej opinii, jest z zabójstwem Michała Ferenca, urzędnika z Zajączkowa, Żyda podejrzanego o bycie konfidentem gestapo. Czy został zabity za to, że kolaborował, czy że był Żydem? Tokarska-Bakir ma na to jednoznaczną odpowiedź. Kontekstem większości z opisywanych mordów była, moim zdaniem, akcja przeciwko konfidentom, a nie programowy antysemityzm Państwa Podziemnego. Oczywiście w ramach
tej akcji zdarzały się rozliczne pomyłki, nadużycia, nie twierdzę też, że wśród partyzantów nie było zbrodni na Żydach. Bałbym się jednak wyciągać aż tak radykalne wnioski, jak to czyni autorka, zwłaszcza nie mając wglądu do akt i dokumentów „dwójki” Okręgu Radomsko-Kieleckiego.
Bardzo podoba mi się fragment o metodologii dziedziny, którą zajmuje się pani profesor.Podkreśla ona, że antropologia ulega uhistorycznieniu, zaś historia – antropologizacji. Dywaguje nad różnicami pomiędzy tymi dyscyplinami dowodząc, że antropologia interesuje się nie tyle faktami, ile tym, co ludzie mówią o faktach. To na podstawie ludzkich komentarzy kształtuje się własny obraz zdarzeń, weryfikowalny w trakcie badań. Antropologia nastawia się na wychwycenie głosów nieznanych i nieprzystających do tego, co powszechne i społeczne ustalone, miast parafrazy – oddaje głos świadkom. Autorka pisze, że antropolog cytuje źródła na ogół obszerniej, niż historyk, który czasem zbyt dobrze wie, czego w nich szuka. Obawiam się tutaj, że kilka razy w tę pułapkę wpadła, zaś sugestie, że pojedyncze wypadki były normą, dominującym zjawiskiem, są, metodologicznie, niezmiernie niebezpieczne.
W Okrzykach pogromowych znajdziemy zdanie: „w żadnym środowisku w okupowanym kraju nie istniała jednomyślność w zakresie pomocy Żydom”. Abstrahując od tego, że ciężko o jednomyślność w jakiejkolwiek sprawie, jeśli mamy do czynienia z dużymi zbiorowościami, wystarczy wymienić choćby „Żegotę”, by zobaczyć, że to przekonanie spoczywa na dość chwiejnych podstawach. Oczywiście autorka ma na to kontrargument, twierdzi dobitnie, iż „Żegota” to tylko reprezentacja ducha i roli części inteligencji – odosobnionej, głównie miejskiej. Niewielkiej części, bo przecież „znaczną część nauczania Kościoła stanowił antysemityzm”. Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, to prowincja stanowiła środowisko będące, pod względem świadomości moralnej, rzeczonym „dołem dołów”.* Jeżeli zaś społeczeństwo polskie powołuje się na swoich Sprawiedliwych, to jest to przesada, bowiem, jak twierdzi autorka, tych, których uratowano, ocalono indywidualnym wysiłkiem, niejako wbrew społeczeństwu, które dziś się nimi szczyci.* I to by było
na tyle w kwestii „stronienia od uogólnień”, tak reklamowanego na okładce książki. W Okrzykach pogromowych znajdziemy również zdanie, iż ze wspomnień wynika, że tylko oddziały lewicowe gotowe były przyjmować Żydów w swoje szeregi i tylko one karały niekiedy swoich członków za ich rabowanie i zabijanie. Opinia ta nie jest w żaden sposób skomentowana, pomimo tego, że jest kłamstwem, znajdziemy wszakże Żydów zarówno w szeregach NSZ, jak i Armii Krajowej. W Rzeczach mglistych możemy przeczytać: „Joanna Tokarska-Bakir jest etnografką. Jak sama podkreśla, oznacza to, że nie zajmuje się faktami, lecz tym, co ludzie o faktach mówią, gadają, opowiadają”. W Okrzykach pogromowych profesor dodaje, że etnografia rozważa źródła dla ich autonomicznej wartości, poszukując świadectw wyobrażeń zbiorowych – obaw, marzeń, stereotypów i norm. Przysłuchuje się językowi informatorów, zrazu traktowanym jako kod, który należy objaśnić. Jednym słowem,
etnograf, według pani profesor, pragnie usłyszeć to, co pominął historyk. Jak twierdzi, ten ostatni nie może zrezygnować z weryfikacji źródeł, w przeciwieństwie do etnografa, ten bowiem może je rozważać także dla autonomicznej wartości. Nie wiem, czy jest to dobre wytłumaczenie kontrowersyjności niektórych fragmentów Okrzyków pogromowych, ale zupełnie mnie nie zadowala, albowiem Tokarska-Bakir, pod sztandarem walki z mitami, tworzy mity kolejne, oparte właśnie li tylko na tym, „co ludzie gadają”. Wśród takich kontrowersyjnych tez znajduje się na przykład ta, jakoby Żydzi wstępowali do organów bezpieczeństwa i utrzymywali kontakty z Armią Czerwoną i milicją, albowiem bali się antysemityzmu. Daleko idący to, w mojej opinii, wniosek.
Antysemicka, rozwrzeszczana tłuszcza jest dla antropolożki, jak się wydaje, odbiciem naszego społeczeństwa, stanowiącego biblijnego nieszczęśnika, mieszkańca Gadary opętanego przez Legion. Demony szarpały nim, miotały, niczym tego potwora z okładki Okrzyków pogromowych. Z pracy Tokarskiej-Bakir, z tego wsłuchiwania się w głos ludu, czasem nie zważając na fakty, wyłania się taka właśnie zbiorowość, w której Sprawiedliwi są aberracją, odchyleniem. Jeśli miałem wybierać pomiędzy dwiema nadobnymi niewiastami z greckiej mitologii, zawsze wolałem Klio od Ossy. Okrzyki pogromowe jeszcze bardziej mnie w tym przekonaniu utwierdziły.