Zaznaczam od razu, iż nie jest to najnowsza powieść Joanne Harris. To wznowienie jednej z jej wcześniejszych książek. Dodam też, że słusznie autorka uległa namowom czytelników, by ją odkurzyć i oddać w ręce tych, którzy wcześniej o niej nie słyszeli i nie mieli okazji się z nią zapoznać. Jest w niej bowiem od pierwszej strony niemal namacalna groza, mrok, który przyprawia o dreszcze i tajemnica. A wszystko to odmalowane w realiach purytańskiej, wiktoriańskiej Anglii – miejsca z pozoru jedynie czystego. Wystarczy się nieco zagłębić w lekturę, by poczuć, że pod tą świętoszkowatą powierzchnią aż kipi grzeszny światek – pełen odurzających środków, alkoholu, hazardu i domów uciechy. Mamy kilku narratorów tej gęstej od symboli powieści – jednym z nich jest malarz Henry Chester, który wciąż poszukuje jako modelki do swoich obrazów ucieleśnienia niewinności. Znajduje ją w Effie, kolejnej z opowiadających, która po wielu latach spędzonych na pozowaniu zostaje jego żoną. Jak się jednak okazuje, pod powłoką
niewinności kryje się namiętna kobieta, obdarzona niezwykłymi zdolnościami. Jest też wreszcie Mose Harper, rywal Henry'ego i kochanek Effie oraz Fanny – właścicielka domu publicznego, której postać jest klamrą mającą połączyć bohaterów w sposób, którego żaden z nich by się nie spodziewał.
Czytelnik z miejsca zostaje wciągnięty w ciężką, z karty na kartę zagęszczającą się atmosferą powieści, przesyconą laudanum i chloralem – środkami, które w ogromnych ilościach zażywają bohaterowie. Fabuła jest nimi nasiąknięta do tego stopnia, że nie wiadomo już (zwłaszcza na końcowym etapie powieści), co jest realne, a co pozostaje w sferze wyobrażeń bohaterów i autorki. Z tego właśnie powodu powieść nie jest łatwa w odbiorze, gdyż każdy z bohaterów ma co najmniej dwie twarze i swój własny, przeważnie mroczny świat, naznaczony nienawiścią, namiętnością, kłamstwem i grą pozorów. Ale z pewnością także dlatego warta poznania.