Trwa ładowanie...
recenzja
16-09-2010 15:34

Co by było, gdyby porzucić socjotechnikę na rzecz eugeniki?

Co by było, gdyby porzucić socjotechnikę na rzecz eugeniki?Źródło: Inne
d2hv6kt
d2hv6kt

Jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmi, moim ulubionym psychiatrą od zawsze był Hannibal Lecter. Po przeczytaniu książki Syndrom Tanatosa nic się nie zmieniło. Mimo to, powieść polecam, choć nie z powodu fabuły jako takiej, ale kilku błyskotliwych pomysłów, które wymagają co najmniej przemyślenia, jeśli nie zastosowania...

Na rynku wydawniczym egzystują sobie i mają się całkiem nieźle thrillery medyczne. Nazwiska Robina Cooka , czy Kena McClure'a na okładce gwarantują dużo medycznej terminologii, dużo tajemnic i zwykle całkiem ciekawą fabułę. Choć wymieni autorzy prześcigają się w ekwilibrystycznych zabiegach, mnożą rozwiązania nietypowe i nieprzyzwoicie skomplikowane wirusy, czasem z pogranicza science-fiction, to schemat pozostaje zwykle niezmienny. Samotnik, mniej lub bardziej mroczny typ z problemami i wykształceniem medycznym stawia czoła jakieś złowieszczej zarazie, czy to zmutowanej naturalnie, czy wytworzonej w laboratorium, zawsze jednak groźnej bo sterowanej przez jakiegoś szaleńca z ambicjami. Albo Planem. Syndrom Tanatosa wpisuje się w ten nurt fabularny, aczkolwiek wykracza nieco poza konwencję opisanego powyżej gatunku, serwując czytelnikowi wszystko to, czego zwykle
wymaga się od dobrej powieści.

Zostawiając to wszystko, czego można się domyśleć – psychiatrę z problemami i właśnie odbytym wyrokiem, z dziwną sytuacją rodzinną i dziwną relacją małżeńską – czytelnik sobie poczyta ze szczegółami – wypada wspomnieć o elementach, które mogą zaciekawić. Małe miasteczko. USA to kraj małych miasteczek, gdzie obok eksponowanych metropolii i stolic stanów żyją spokojnym, ugłaskanym życiem tysiące takich fascynujących organizmów, fachowo zwanych społecznościami lokalnymi. Stąd też bierze się moja sympatia do książki, gdzie oto mniejsze miasteczko o obiecującej nazwie Feliciana jest tak świetnie naszkicowane. Nie każdy lubi takie portrety, tak jak nie każdy lubi małe miasteczka w ogóle. Pewien poeta pisał dosadnie, gdzie ma małe miasteczka. Jakkolwiek Felicjana zdaje się być naprawdę sympatycznym miejscem. Statystyki pokazują, że staje się coraz bardziej sympatyczna. Przestępczość spada na łeb na szyję, wszelkie zachowania potencjalnie destrukcyjne także. Nawet liczba ciąż u nastolatek spada, bo oto miast
kilkudziesięciu przypadków w porównywalnym czasokresie notuje się tylko jeden.
Wychodzi na jaw, że wszystkiemu winna matka, która samodzielnie przygotowywała córce kanapki miast pozwolić jeść to, co dają wszystkim w stołówce. I ludzie też stają się jakby lepsi, bardziej doskonali, liczą wielkie liczby, dzielą jeszcze większe, bezbłędnie lokalizują i określają. Co prawda, z logiką i samodzielnym myśleniem jest już bardziej na bakier, ale - nie bądźmy zbyt wymagający - skutki uboczne ma nawet syrop na kaszel. Czy tak można? W szczytnym celu grzebać ludziom w psychice? Czy można sobie nastawić społeczność, jak, nie przymierzając, zegar z kukułką?

Felicjana mogłaby być miasteczkiem powszechnego ładu i harmonii, tyle, że osiągniecie harmonii wiąże się radykalnym ograniczeniem praw jednostki, czy wręcz brutalną ingerencją w jej jestestwo. Ale nie zapominajmy o harmonii. Niezmąconej.Podejście zdecydowanie warte krytycznego przemyślenia. Dlatego (i tylko dlatego) bardzo polecam tę książkę. Bo zachęca do refleksji.

d2hv6kt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2hv6kt