Trudno powiedzieć, jak to możliwe, aby pisarz mógł tworzyć tak ciekawe i skrzące się pełnym inteligencji, ciętym humorem, a jednocześnie tworzył teksty, których lektura wywołuje u czytelnika pragnienie wyrwania sobie z głowy wszystkich włosów. A najlepiej – wyrwanie ich na zawsze, by już nigdy nie musieć czytać podobnego steku bzdur.
Christopher Moore, ceniony autor książek o zacięciu satyrycznym i ostrym jak brzytwa poczuciu humoru najwidoczniej doszedł do takiego momentu w swojej twórczości, w którym nie bardzo odróżnia, gdzie poziom żenady przestaje być uroczo zabawny albo po prostu śmieszny, a staje się żałosny. Mając w pamięci tak dobrą (ośmielę się stwierdzić, że najlepszą w dorobku autora, jaką do tej pory miałam okazję poznać) książkę jak * Błazen, podeszłam do spotkania z lekturą *Gryź mała, gryź nader zaciekawiona. Pytanie czy trzecia część wampirzego love story będzie może nawet nie tyle równie dobra, co poprzednie (bo z tym różnie bywało), ale może nawet lepsza, pozostawało otwarte. Tymczasem dawno tak okrutnie nie przekonałam się na własnej skórze, dlaczego powiadają, że nadzieja to matka głupich.
Powiedzieć o tej książce, że jest straszna, żenująca, potworna czy koszmarna to jak powiedzieć o King Kongu, że to taka duża małpa. Moore tak bardzo stępił swoje poczucie humoru, że teraz do szczęścia autorowi wystarcza określona (dodajmy – wyjątkowo duża) liczba przekleństw, które rzekomo mają wywołać uśmiech. Efekt, jaki autor zamierzał wywołać różni się, niestety, od tego, który faktycznie wywołuje. Nawet największa ilość bluzgów płynąca z ust Abby Normal, narwanej pomagierki dwojga młodych wampirów, Tommy'ego i Jody, nie wypełni intelektualnej luki, jaka niewątpliwie powstała w tej części tej książkowej wersji „Mody na sukces" z wampirami w tle. I wcale nie chodzi o to, że książka miała być w zamyśle przepełnioną głębią i mądrością przypowieścią o wieczności i wampirach, a okazała się znacznie poniżej oczekiwań. Chodzi o to, że miała to być lekka, łatwa i przyjemna opowiastka, pełna ciętego humoru – a nie jest.
Czy naprawdę jest aż tak źle? Może to wrażenie wywołuje fakt, że całość została napisana tak nerwowo i chaotycznie, jakby Moore chciał tym samym oddać charakter Abby, która niewątpliwie pozostaje najbardziej neurotyczną postacią całej opowieści o ratowaniu z opresji znajomych wampirów. Dziewczyna-dynamit, wulgarna, bezpośrednia, popadająca ze skrajności w skrajność – jej usposobienie odzwierciedla nie tylko w szaleńczo zagmatwana, pędząca z prędkością światła fabuła, ale również język książki. Obszerne rozdziały zawierające pamiętniki Abby to kwintesencja złego smaku, kiczu, emo i wymyślnych wyzwisk, jakimi bohaterka obrzuca kolejno pojawiające się kolejno postacie. Przykro przyznać, ale są to, niestety, chyba najlepsze fragmenty tej książki. A ponieważ całą historię poznajemy z perspektywy egzaltowanej Abigail, młodocianej królowej nocy in spe, trudno tu o jakikolwiek porządek, przeciwnie – można odnieść wrażenie, że cała historia to zapis jakiegoś narkotycznego snu.
Rozwój wypadków nie zaskakuje w żaden sposób: kontynuując poprzednie wątki, Moore koncentruje uwagę na kotach-wampirach, które opanowały San Francisco i odnajdywaniu rozlicznych sposobów pokonywania tych – oraz paru dodatkowych – stworów. Chaotyczna gonitwa ze Zwierzakami, Cesarzem, lokalnymi glinami i samotnym Japończykiem ofiarnie skupującym u rzeźnika krew dla swej podopiecznej – wszystko to może i mogłoby być niezłe, może i w ogólnym zarysie mogłoby być ekstrazabawne, ale niestety nie jest. Poza wątkiem Japończyka, cała reszta fabuły jest tak wtórna, że dziw bierze, jak autor sam nie nudził się podczas pisania tej książki. Cechami charakterystycznymi pisarstwa Moore'a są plastyka opisów, wartkie dialogi i szybko prowadzona akcja, co prowadzi do skojarzeń jego tekstów z amerykańskim kinem akcji. W Gryź mala, gryź również można zauważyć obecność tych elementów: jest szybko i efektownie (krew, wyzwiska, wynurzenia emo-goth-lolity na temat seksu), niemal filmowo, tyle że całość wypada żałośnie,
niezabawnie i dziwnie blado w porównaniu z innymi tekstami autora. Szkoda, bo liczyłam na to, że wieńczący wampirzą trylogię miłosną tom okaże się tym najbardziej godnym polecenia.