…to słowo nasunęło mi się od razu, gdy zamknęłam książkę Wagnera po jej przeczytaniu. A potem przeczytałam, że taki tytuł ma film, na podstawie Milczenia. A potem myślałam o konotacjach milczenia z ciszą. I o Skandynawii, o jej ogromnym obszarze i niewielu osobach, przypadających na metr kwadratowy. O jej literaturze, która jest paradoksalna, bo jednocześnie statyczna i pełna emocji, skrywanych i wychodzących każdą jedną literą, przelewających się z bohatera w nas samych.
Autor jest z pochodzenia Niemcem, ale jego żona jest z Finlandii i w tej drugiej przestrzeni osadza akcje swoich powieści.
W Milczeniu odwiedzamy Turku, najstarsze fińskie miasto. Jest rok 2007. W telewizji pokazują drogę z krzyżem, przy którym leży przewrócony rower i sportowa torba. Policjanci wiedzą, że oprócz tego na ziemi są ślady krwi. Zaniepokojony Kalevi Vehkasalo dzwoni na policję i mówi, że rower należy do jego córki Sinikki. Że jego córka nie wróciła do domu i że na dzwonku roweru jest naklejka z obraźliwym tekstem, dlatego dobrze wie, że ten rower to TEN rower i że prosi, aby jego córkę odnaleziono. Wszyscy podnoszą się z krzeseł i zarządzają przeszukiwanie jeziora. 33 lata wcześniej w tym samym miejscu znaleziono inny rower. Tamten należał do Pii i Pię martwą znaleziono w jeziorze. Krzyża wtedy nie było. Krzyż upamiętnia właśnie to zdarzenie i postawiła do matka dziewczynki na jej cześć.
Czy po 33 latach przebudziła się bestia?
Ten krzyż to motyw przewodni, oglądamy go różnymi oczyma, obchodzimy dookoła, stajemy pod nim i patrzymy na niego w dystansu. Jesteśmy wieloma patrzeniami naraz – bo jesteśmy matką Pii, ojcem Sinikki, jesteśmy emerytowanym kilka miesięcy wcześniej policjantem, który w dniu pożegnania z pracą zabrał z piwnicy model drogi, na której znaleziono Pię – ta sprawa sprzed lat nie dawała mu spokoju, była jego wyrzutem sumienia, a on wciąż ma w pamięci matkę dziewczynki, której mówią, że znaleziono w jeziorze ciało. Jesteśmy w końcu tajemniczym Parssinenem który w tamten ciepły dzień 1974 roku przewrócił Pię na ziemię i który zrobił jej krzywdę. Jesteśmy też jego nie mniej tajemniczym pomocnikiem, co patrzył na przestraszoną Pię i który widział potem jej zwłoki w samochodzie Parssinena.Nie zdradzam zakończenia – to sam początek.
Czytanie tej książki to było trochę jak poruszanie się we mgle. Jak kierowanie się różnymi głosami, które dobiegają z coraz to innego miejsca – tak makabryczna zabawa, gdy każdy coś mówi, by nas zmylić, a my naprawdę zaczynamy się bać i chcemy tylko wyjść z tej mgły do światła.
Mimo że autor jest Niemcem, ta powieść jest bardzo skandynawska. Jest zimna, pozornie bez emocji. Jak oglądnie teatrzyku lalkowego, postaci poruszają się, mówią coś, nie do końca logicznie i składnie, akcja oczy się w zwolnionym tempie, by na końcu runąć lawiną sensu. Najważniejsza w tej powieści nie jest wcale zbrodnia, jej rozwiązanie, ale ludzie – analiza ich myśli, koloru oczu, które czasem też mają znaczenie i odczuć na widok padającego deszczu. Jest przez to pełna przypuszczeń, niejednoznaczna, pełna wejść do domu i wyjść z ogrodu, zapominania, słów rzuconych od niechcenia i wzmianek o torcie czekoladowym, który pojawia się na urodzinach jednego z bohaterów. Jest pełna gestów, którym brak znaczenia, ale które są ludzkie i tak naprawdę nie muszą nic znaczyć. Nadają bohaterom znamiona realności, ale całej powieści trochę tej realności odbierają. Przez to nie czyta się jej łatwo. Czyta się ją jakby patrzyło się na świat. Autor nie wybiera tylko tego, co jest istotne dla sprawy, dla znalezienia Sinikki
i powiązania jej ze zbrodnią sprzed 33 lat. Nie każe policjantom tylko gonić przestępcy i wynajdywać śladów. Każe im czasami się zamyślić, a czasami porozmawiać z synem, który nic nie wie, na temat toczącej się sprawy. To jak czekanie na burzę, która w końcu przechodzi bokiem, jak ta cisza przed nią, pełna napięcia. Nie do końca wiadomo, co jest powiązane z krzyżem na środku pola, a co jest tylko odwróceniem uwagi.
Mocną stroną tej książki jest jej zakończenie. Tak zaskakujące, że brak mi było tchu. Snułam zupełnie dzikie wizje – naczytałam się chyba zbyt dużo sensacji! – nijak mające się do rozwiązania. Dawno już nie czytałam tak dobrego zakończenia kryminału!
Dobra pozycja, dobre „grzebanie w głowie” i tylko cisza po nim, bo nic więcej nie da się powiedzieć.