"Nie dać się wepchnąć na beczkę"
Edelman wrócił do zniszczonej Warszawy jako jeden z pierwszych, jeszcze w 1939 roku. Opuścił stolicę z powodu ewakuacji wraz z tysiącami innych mieszkańców. Był przerażony dokonanymi przez nazistów spustoszeniami, wszechobecną nędzą i głodem, który zobaczył.
Jednak najbardziej utkwił mu w pamięci widok z dzielnicy żydowskiej: "Widziałem kiedyś na Żelaznej zbiegowisko. Ludzie tłoczyli się na ulicy dokoła beczki, zwyczajnej drewnianej beczki, na której stał Żyd. Był stary, niski i miał długą brodę" - wspominał Edelman - "Przy nim stało dwóch niemieckich oficerów. [...] I ci Niemcy wielkimi krawieckimi nożycami obcinali Żydowi po kawałeczku jego długą brodę, zaśmiewając się do rozpuku".
Obiektywnie było to "naprawdę śmieszne: mały człowieczek na drewnianej beczce z coraz krótszą brodą", "przecież nic strasznego się nie działo: tyle że można go było bezkarnie na tej beczce postawić". Dla Edelmana była to scena przełomowa, o której nigdy nie zapomniał: "Wtedy zrozumiałem, że najważniejsze ze wszystkiego jest nie dać wepchnąć się na beczkę. Nigdy, przez nikogo". Te mocne słowa można potraktować jako właściwy wstęp do opowieści na temat walki i oporu polskich Żydów.