Dawno, dawno temu było sobie czasopismo „Feniks”, które zajmowało się wyłącznie fantastyką. Pojawiały się tam opowiadania polskie i zagraniczne, pojawiały omówienia i recenzje, pojawiły się też wszelkiej maści artykuły. Ale kiedy jakiś numer „Feniksa” wpadał mi w ręce (nie miało to miejsca zbyt często i regularnie, pewnie przez takich jak ja pismo już nie istnieje) zaczynał od końca. Czerwoną latarnię cyklem „Kącik złamanych piór” dzierżył tam zwykle niejaki Feliks W. Kres, jeden z uznanych pisarzy polskiej fantastyki, który grał rolę majstra cechowego, co to chcących do pisarskiego terminu wstąpić egzaminował z talentu. Otrzymywał teksty, czytał, pastwił się nad nimi w sposób okrutnie żartobliwy, bądź wychwalał i błogosławieństwa na dalszą drogę udzielał. Jak łatwo zauważyć, Kres ładnych parę lat temu przeczuł formułę, która w odniesieniu do młodych, wokalnych Nikiforów robi wielką karierę w prywatnej pewnej telewizji. Pojęcia nie mam, który z niedawno debiutujących twórców przez Kresa został „dotarty”,
jednak wydawcy fantastyki bardzo sobie jego czarną robotę chwalili – przestali bowiem dostawać zadrukowane ryzy nadające się jedynie do robienia z nich origami. „Kącik” po przerwie został reaktywowany w innym piśmie SF, niby to z odmienną opcją programową i pod zmienionym tytułem, wciąż twórca Szereru zmaga się z niewdzięczną materią marzeń młodzieży o wielkiej karierze pisarskiej, która w warunkach naszego kraju oznacza zwykle pracę wycenianą niżej od zasiłku dla bezrobotnych.
„Profesorskie” felietony Kresa zostały wydane w formie książkowej, przyjąłem to z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony – wreszcie miałem możność zapoznać się z felietonami, których dotąd nie znałem. Niestety, czytane jeden po drugim nie robią dobrego wrażenia, wychodzą ze zbiorku wady, na które przy pierwszej lekturze nie zwracałem uwagi. Okazuje się bowiem, że Kres pisze dużo i po mentorsku, ale w sumie niewiele przekazuje. Rady daje, owszem, rudymentarne, ale właściwie dla licealistów. Konikami autora są: rozplenione zaimki, nietrafne metafory i dziwaczna zgoła koncepcja, iż opis powinno się konstruować według schematu postrzegania: światło, kształt, kolor (malarze zabierają się tego według innego algorytmu). Czy są to najważniejsze elementy dobrego, pisarskiego rzemiosła? Kres w gruncie rzeczy mówi tak: piszcie poprawnie po polsku, przeczytajcie kilka razy tekst zanim go oddacie wydawcy, a najlepiej pokażcie wcześniej jeszcze komuś, możliwie bezpardonowemu poloniście. Jednak nie każde poprawnie
napisane opowiadanie natychmiast staje się literaturą, choćby przez małe „l”. Z rzadka tylko wspomina o rzeczach bardziej skomplikowanych, bodaj raz tylko sposobach narracji, nic o technikach tworzenia i prowadzenia postaci, o zawiązywaniu fabuły i wielu, wielu sprawach, z którymi początkujący, poprawnie piszący, ale niedoświadczony kandydat na pisarza musi się zmagać. Rada, że trzeba dużo czytać, podpatrywać, jak to robią inni jest oczywiście słuszna, tyle że mało konkretna. Raz nawet poczułem się zażenowany, kiedy w „Odcinku nr 13” przywołuje przykład rozmowy z Jackiem Dukajem o sposobach kreacji bohaterów, nie podając szczegółów i sugerując, że to w zasadzie nie jest temat dla nas, prostych czytelników (jełopów?).
Wypada więc zadać pytanie: po co? Jaki jest cel tej wieloletniej orki na ugorze? „Galeria osobliwości” miałaby większy sens, gdyby oczywiście jej założenia były realizowane, wszak uczenie się na przykładach i cudzych błędach jest metodą najbardziej ekonomiczną, a odpowiedzi w „Poczcie” powinny być bardziej rozbudowane, a może nawet stanowić podstawę treści. Z tym, że czytelnik nie zawsze wie, do czego dana uwaga się odnosi, wszak nie zna ocenianego tekstu... Chociaż... Z drugiej strony... Nie jestem już pryszczatym licealistą, może to nie jest książka dla mnie?