Torby pełne jedzenia
W sierpniu 1988 roku znowu wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej, a ks. Jankowski po raz kolejny zorganizował pomoc żywnościową. Jedzenie dostarczano w plecakach studentów kursujących między plebanią a stocznią oraz... koleją. Był to błyskotliwy pomysł ks. Jankowskiego. Proboszcz rozdawał paczki także podczas stanu wojennego internowanym w Iławie oraz ich rodzinom. Tak to wspomina Jerzy Borowczak: "Przez pierwsze dwa, trzy tygodnie było ciężko.* Ale potem, jak przyjechał prałat, kurde, co się działo!* Każdy dostał paczkę, chyba z piętnaście kilo - camele, marlboro, pomarańcze, ciastka, konserwy... Jak rodziny przyjechały na widzenie, myśmy do nich szli z torbami jedzenia".
Dary z zagranicy były rozpakowywane z tirów parkujących pod kościołem św. Brygidy. Ksiądz rozdysponowywał paczki - w ten sposób doposażył Akademię Medyczną, szkoły, domy dziecka a także zwyczajnych ludzi będących w potrzebie. Po jakimś czasie powstała Diecezjalna Komisja Charytatywna, której biuro mieściło się na parterze plebanii. W piwnicy znajdował się magazyn na odzież i artykuły spożywcze. Ustalono, że w każdej parafii mają być tzw. prałaci odpowiedzialni za rozwożenie paczek na swoim terenie. Przez sześć lat do Komisji w Brygidzie codziennie przychodziło sto-dwieście osób. Ksiądz był szczodry także jeśli chodzi o dzielenie się swoim prywatnym majątkiem. Matce chorej dziewczynki dał złoty zegarek, który nosił na co dzień, a synowi Grzegorza Pellowskiego, właściciela znanej gdańskiej piekarni, podarował szablę, wiszącą na ścianie na plebanii - tylko dlatego, że ten się nią zachwycił. Dzięki Pellowskiemu w św. Brygidzie nigdy nie brakowało pieczywa, nawet podczas hucznych imienin ks. Jankowskiego,
organizowanych dla kilkuset osób. Piekarz zasłużył się podczas strajków w stoczni, kiedy to żukiem nielegalnie dostarczał chleb dla stoczniowców.