Całun Turyński – cudowna relikwia czy wielkie oszustwo?
Dla jednych dowód na istnienie Jezusa i jego śmierci krzyżowej, dla innych wytwór anonimowego artysty. Badania od lat podważają prawdziwość Całunu jako starożytnej relikwii, ale nikomu nadal nie udało się rozwikłać zagadki "cudownego płótna".
W wigilię Niedzieli Palmowej arcybiskup Turynu Cesare Nosiglia ogłosił, że w sobotę 11 kwietnia 2020 r. odbędzie się nadzwyczajna prezentacja Całunu Turyńskiego w katedrze w Turynie. Wydarzenie będzie transmitowane na żywo przez włoską telewizję i na platformach mediów społecznościowych.
- Tysiące ludzi, młodych i starszych, zdrowych i chorych poprosiło mnie, żebyśmy w tej chwili tak poważnych trudności pomodlili się w Wielkim Tygodniu przed Całunem Turyńskim, aby błagać przed obrazem zmarłego Chrystusa (...) o łaskę przezwyciężenia zła, tak jak to uczynił na krzyżu, ufając dobroci i miłosierdziu Boga – mówił abp Nosiglia.
Legendarna tkanina, w którą miał być owinięty Jezus po złożeniu do grobu, od wieków jest przedmiotem kultu i budzi zainteresowanie naukowców. Wielu jest przekonanych, że to autentyczna relikwia dotykająca ciała Syna Bożego. Badacze wskazują na zgodność z Całunem z Manoppello i chustą z Oviedo. Nowy wątek pojawił się za sprawą św. Faustyny, która w latach 30. XX w. z pomocą wynajętego malarza wykonała niezwykły "portret pamięciowy" Jezusa. Współczesne badania wykazały, że odbicie twarzy na tajemniczym płótnie pokrywa się z wizerunkiem na obrazie "Jezusa Miłosiernego", który miał być "podyktowany" Faustynie przez samego Boga.
Obejrzyj zwiastun filmu "Miłość i Miłosierdzie" o powstaniu niezwykłego obrazu Jezusa:
Nie brakuje jednak sceptyków, którzy próbują wykazać, że Całun Turyński to najprawdopodobniej XIV-wieczny falsyfikat wykonany przez anonimowego artystę.
Najpopularniejsze teorie związane z pochodzeniem Całunu mówią o rycerzu Godfrydzie de Charny, który miał trafić na niezwykłe płótno w Konstantynopolu. Od XV w. Całun był w posiadaniu rodu Sabaudczyków, którego przedstawiciele zezwolili w 1898 r. na sfotografowanie płótna. Zapoczątkowało to erę badań naukowych i sprawiło, że Całun zyskał popularność na całym świecie.
W ciągu wieków bezcenne płótno było narażone na liczne niebezpieczeństwa, ale ocalało z pożarów i uniknęło umyślnych prób zniszczenia, m.in. podpalenia w 1972 r. W 1983 r. Całun Turyński został przekazany do Watykanu, a pięć lat później papież Jan Paweł II zezwolił na badanie płótna metodą węglową C14. Wyniki analiz przeprowadzonych przez trzy niezależne ośrodki wskazywały, że tkanina pochodzi z lat 1260-1390. Zwolennicy teorii falsyfikatu ogłosili zwycięstwo, jednak późniejsze badania podważały słuszność wniosków zaprezentowanych w 1988 r.
John Thavis w książce "Tajemnice watykańskich proroctw" (wyd. Znak, 2016) pisał o odkryciu Giulia Fanti, profesora z Padwy, "który zbadał włókna z Całunu za pomocą spektroskopii w podczerwieni i określił ich wiek na 33 rok przed Chrystusem, z marginesem błędu 250 lat".
Ogromna rozbieżność w stosunku do wyników badań z lat 80. była tłumaczona tym, że radiowęglowe datowanie dotyczyło włókien zanieczyszczonych lub naprawianych na przełomie XIII i XIV wieku. Ponadto teoria mówiąca o Całunie Turyńskim jako średniowiecznym falsyfikacie przegrywa w starciu z podstawowym argumentem dotyczącym techniki wykonania. Żaden współczesny naukowiec czy artysta, dysponujący najnowszą technologią i metodami, nie jest w stanie powtórzyć rzekomego dokonania autora sprzed sześciu czy siedmiu wieków.
Odkrycie prawdy o Całunie cały czas spędza sen z powiek kolejnym badaczom. Nowy rozdział w historii odkrywania sekretu został napisany w 2018 r. Antropolog sądowy Matteo Borrini i chemik Luigi Garlaschelli opublikowali w "Journal of Forensic Science" wyniki rzekomo przełomowych badań na temat prawdziwości Całunu Turyńskiego. Borrini i Garlaschelli posłużyli się technikami kryminalistycznymi i sprawdzili, czy krew wypływająca z ran mężczyzny zdjętego z krzyża pozostawiłaby takie same ślady jak te widoczne na legendarnym płótnie. Z ich eksperymentów wynikało, że krwawe wzory powinny wyglądać zupełnie inaczej. I nazwali w podsumowaniu Całun Turyński "XIV-wiecznym falsyfikatem stworzonym w celach artystycznych lub dydaktycznych".
Kilka miesięcy po publikacji artykułu w prestiżowym piśmie naukowym pojawiła się krytyka ze strony grupy lekarzy medycyny. "Rewolucyjne" odkrycie zostało przez nich zanegowane z powodu zastosowanych metod badawczych.
"Eksperymenty przeprowadzone przez Borriniego i Garlaschelliego zostały przeprowadzone na żywym i zdrowym człowieku bez żadnych traumatycznych ran i na manekinie ledwie przypominającym ludzki tułów" – pisali medycy. Ich zdaniem nie można przeprowadzić wiarygodnej symulacji krwawienia u torturowanego człowieka zmarłego na krzyżu, jeśli obiektem badań jest ochotnik z doczepionymi zbiorniczkami ze sztuczną krwią. A krwawienie z rany zadanej włócznią symulowano gąbką na patyku przyciśniętą do manekina.
Mimo licznych badań i teorii, pochodzenie Całunu Turyńskiego ciągle pozostaje tajemnicą. Co znamienne, nawet Kościół katolicki, który jest depozytariuszem cudownej, dla wielu wiernych, relikwii, nie wypowiada się jednoznacznie na jej temat. Św. Jan Paweł II mówił w 1998 r. o "świętym Całunie" i "bezcennym Płótnie", które jest "wymownym orędziem cierpienia i miłości, śmierci i życia wiecznego". Benedykt XVI użył sformułowania "dowód na niezwykłe okrucieństwo" i "niezwykła ikona", z kolei papież Franciszek uważa, że Całun Turyński "odzwierciedla cierpienie człowieka" i "moc Zmartwychwstałego".
Thavis zauważył, że Całun jest czasem nazywany "relikwią myślącego człowieka, ponieważ skłania do cichej kontemplacji. Kiedy tkanina jest wystawiona, kolejki odwiedzających niemal milczą, nie ma żadnych modlitewnych zawodzeń w rodzaju tych, które słychać w Neapolu, gdy krew świętego Januarego trzymana jest wysoko nad wiernymi w trakcie rytuału przejścia w stan ciekły". Należy się spodziewać, że dzięki transmisji w telewizji i internecie, kolejka wiernych kontemplujących tajemnicę Całunu w Wielką Sobotę będzie wyjątkowo długa.