Seth i Ewa pocałowali się i nie umarli – tak w skrócie można podsumować pierwszy tom „Gorączki” Dee Shulman. Prawdę mówiąc trochę szkoda, że im się nie udało umrzeć.
Druga część, podobnie jak pierwsza, to w zamyśle autorki powieść dla młodzieży, a według bardzo obiecujących rekomendacji na okładce książka „dziesięć razy lepsza niż Zmierzch”. W to akurat nietrudno uwierzyć, ale umówmy się – jaka skala porównawcza, taka literatura. Shulman pisze dla tych, którzy za chwilę sięgną po „historie z życia wzięte”, natchnionych, niewyrobionych literacko blogerów i być może reżyserów lubujących się w estetyce kampu, którzy z pewnością wkrótce zechcą przenieść na ekrany kin ten absolutny popis fantazji. Czego tu nie ma! Oprócz śmiercionośnego wirusa na pierwszy plan wybija się płomienne uczucie pary nastolatków, Ewy i Setha. Para, z jaką nietrudno się utożsamić: on jest podróżującym w czasie i przestrzeni byłym rzymskim gladiatorem, a dziewczyna to jego ukochana, która została podstępnie zaślubiona odrażającemu Kasjuszowi, tylko nie bardzo pamięta to wszystko, wiodąc życie genialnej nastolatki z problemami. Wspólnie starają się odkryć działanie tajemniczego wirusa wywołującego
tytułową gorączkę. „Badaliśmy niszczycielską zarazę, która mogła w ciągu kilku godzin wymazać z historii ludzkości całe pokolenia, chociaż oficjalnie nie istniała […] A może to właśnie to? Może mieliśmy do czynienia z jakimś potwornym rodzajem broni biologicznej?” – zastanawia się Ewa i nie są to jedyne fragmenty poddające w wątpliwość inteligencję bohaterki. Cała książka to zresztą parada fantastycznych, pozbawionych jakiejkolwiek psychologicznej wiarygodności postaci. Główna bohaterka po pojawieniu się miłości jej życia automatycznie traci cechy osobnicze i przypomina owinięte wokół chłopaka warzywo, ten zaś nie ustępuje jej lotnością ani na jotę. Jest za to protekcjonalny i silny, dobrze pręży muskuły i wpływa na emocje ludzi. Niezbyt inteligentna jest też kolejna bohaterka – redaktorka jednej z brytyjskich gazet, bezwzględnie podporządkowana swojej szefowej i wykazująca kompletną ignorancję w stosunku do otaczającej ją rzeczywistości. Dodajmy do tego milczącego policjanta, który przypadkiem zna
najnowsze poczynania MI5, sławnych w dalekiej przyszłości fizyków i samego Władimira Putina, a obraz będzie kompletny. Nie trzeba się też zresztą specjalnie wysilać i śledzić poszczególne wydarzenia: do każdego tomu autorka litościwie dodaje krótkie streszczenie, co-gdzie-kiedy oraz kto-z-kim, by nawet najbardziej nieuważny czytelnik był na bieżąco. Wszystko to zostało przedstawione w tonie raczej natchnionym – egzaltowane wypowiedzi prowadzą oczywiście do powstania takich kwiatków jak: „jego usta były wszędzie […] jakby chciał dokonać nimi inwentaryzacji mojego ciała”. Pełno tu patetycznych zwrotów, uniesień i charakterystycznych opisów w stylu „jego oddech stał się chrapliwy, gdy wziął mnie w ramiona”. Całe szczęście brak dłużyzn, ale nie można tym samym stwierdzić, że wartko prowadzona akcja to jakaś zaleta. To raczej brak wady. Sporo też w książce zupełnie niezamierzonego humoru i elementów rozrywkowych, które prawdopodobnie miały dodawać historyjce tak zwanego smaczku i dramatyzmu. Psychofani gatunku
przeczytają na pewno z zachwytem.