Była w ciąży, gdy ją porwano. Nikt tak jak ona nie wie, z jakim niebezpieczeństwem wiąże się bycie żoną ambasadora
- Otoczyli nas mężczyźni uzbrojeni w AK. Byli niestabilni psychicznie – opowiada Jennifer Steil, żona brytyjskiego ambasadora, który przez lata pracował w Jemenie.
Steil to nagradzana amerykańska pisarka i dziennikarka. W 2006 roku wyjechała do Jemenu, by tam pracować dla jednej z największych krajowych gazet. Po czterech latach poznała Tima Torlota – brytyjskiego ambasadora, którego niedługo później poślubiła. Z dziennikarki stała się "żoną ambasadora".
Nie była przyzwyczajona do życia w luksusie, do bycia zależną od męża. W pierwszej książce "Rok w Jemenie" opowiedziała o tym, jak wygląda życie ambasadorowej. W drugiej, która 20 czerwca tego roku trafi do polskich księgarni – opowiada inspirowaną jej własnymi przeżyciami historię żony polityka, która zostaje porwana przez terrorystów.
Zobacz też: Katarzyna Bosacka, żona polskiego ambasadora, o swoim powrocie do kraju
Zakładniczka. Nie tylko terrorystów
W "Żonie ambasadora" główną bohaterką jest Miranda. Wolny duch, malarka – przyjeżdża na Bliski Wschód w poszukiwaniu inspiracji. Nigdy wcześniej nie miała styczności ze światem dyplomacji. Pomaga młodym muzułmankom, uczy je rysunku. W końcu poznaje brytyjskiego dyplomatę – zakochują się w sobie, zostają małżeństwem. Miranda automatycznie staje się częścią świata, o którym nie ma pojęcia. Ma za to liczną służbę i apartament, w którym powoli czuje się jak więzień.
Za luksus płaci utratą wolności. W domu na każdym kroku towarzyszą jej ochroniarze. W końcu Miranda zostaje porwana przez terrorystów. Ta historia jest niemal jeden do jeden przedstawieniem tego, co wydarzyło się w życiu pisarki. Jennifer Steil przeszła praktycznie to samo, co Miranda z książki. Utrata niezależności, pracy, luksus, w końcu i porwanie.
Steil nie musi nawet tłumaczyć, co było podstawą do napisania "Żony ambasadora" – książki, która w Stanach cieszy się tak dużą popularnością, że trwają właśnie prace nad ekranizacją. W roli tytułowej żony wcieli się Anne Hathaway. Bo Steil pokazuje, jak tak naprawdę wygląda życie partnerek dyplomatów. Jest jedną z nielicznych kobiet w Stanach, które o tym tak otwarcie opowiadają. Nie boi się przyznać, że żyła w luksusie. Nie wstydzi się wspominać o swoich początkach w Jemenie. Wraca szczegółowo do porwania, ale też do momentu, w którym jej mąż został zaatakowany przez terrorystę-samobójcę.
- Pisząc "Żonę ambasadora" zastanawiałam się, jak by to było, gdyby porwana kobieta musiała zostawić swoje dziecko? Co by się stało, gdyby została zmuszona, by opiekować się obcym dzieckiem? Jak to by wpłynęło potem na jej małżeństwo? To mnie wyjątkowo interesowało. Potem zaczęłam wspominać swoje przeżycia. My, ludzie z Zachodu, przyjeżdżamy na Bliski Wschód, by "uwolnić" kobiety. Gdy pierwszy raz przyjechałam do Jemenu Arabki zwróciły mi uwagę, że próbujemy wcisnąć im zachodnie spojrzenie na feminizm. I mówiły, że większość z tych idei zwyczajnie by je zabiła – mówi Steil w rozmowie z "Writers Bone".
- Gdy poznałam mojego męża, miałam 38 lat, dobrą pracę, rozwijającą się karierę. To był szok, gdy po ślubie nie byłam już tylko Jennifer, a "żoną ambasadora". Byłam pokazywana jako czyjaś żona, nie jako kobieta, która wiele osiągnęła w życiu. Miranda ma podobne doświadczenia po ślubie – przyznaje autorka.
Najpierw porwanie, potem zamach
– Mój Boże, ty naprawdę myślisz, że ja nie wrócę, prawda? – usłyszała Jennifer od jednego z dziennikarzy, gdy zdecydowała się na wyjazd ze Stanów. Jemen był dla wszystkich abstrakcją – muzułmańskim krajem, o którym czytają tylko wiadomości o zamachach i łamaniu praw człowieka. Steil pojechała tam, by pracować jako dziennikarka.
W pierwszej książce – "Rok w Jemenie" – wspomina dokładnie jak wyglądały jej początki, jak trudno jej było zrozumieć opory mężczyzn przed pracą z kobietami, jak musiała się przystosować do życia w muzułmańskim kraju.
- O ile byłam przygotowana na noszenie chusty w miejscach publicznych, o tyle nigdy nie rozważałam nawet zasłaniania twarzy. Gdy tylko coś zakrywało mi nos czy usta, wpadałam w dziwny stan, zbliżony do ataku klaustrofobii. Myśl o wydychanym gorącym powietrzu, które przez cały dzień ogrzewałoby mi twarz, odbijając się od zakrywającej ją tkaniny, przyprawiała mnie o mdłości. I bez tego miałam na tej wysokości problemy z oddychaniem. W głębi ducha musiałam jednak przyznać, że mogło w tej sprawie chodzić również trochę o moją próżność: po prostu nie wiedziałam, jak być sobą bez swojej twarzy. Poczułam się wyjątkowo głupio. Zależało mi na tym, żeby ludzie wiedzieli, jak wyglądam – pisała.
Steil udało się przekonać Jemeńczyków, że w trudnym do życia kraju można wydawać gazetę, która obiektywnie przedstawia wydarzenia. Kariera dziennikarki rozkręcała się do momentu, w którym poznała Tima Torlota.
Co ciekawe, polityk był wtedy żonaty z Birdie Morton. Miał z nią córkę Eleonor. O romansie z Jennifer Steil szybko dowiedziała się brytyjska prasa, która nie omieszkała wytknąć, że posiadanie kochanki w Jemenie jest niezgodne z prawem szariatu. Jemeńczycy każą zdrady kamieniowaniem. Dyplomatów – na szczęście – to prawo nie obowiązuje.
Ale ich związek od początku budził kontrowersje. "The Telegraph" pisał nawet, że ambasador naraża politykę zagraniczną Wielkiej Brytanii, wywołując obyczajowy skandal. Doszło nawet do tego, że rzecznik ministerstwa spraw zagranicznychspraw zagranicznych musiał wystosować specjalne oświadczenie, w którym podkreślał, że "pozamałżeński związek dyplomaty nie wywołał napięć pomiędzy politykami w Jemenie".
Birdie wróciła do Wielkiej Brytanii, Jennifer została ambasadorową. Po kilku miesiącach przekonała się, że życie żony dyplomaty to nie tylko plotki w gazetach, ale może być też zwyczajnie niebezpiecznie.
W 2009 roku została zaatakowana przez uzbrojonych w AK Jemeńczyków, którzy próbowali dostać za nią okup. – Byłam w ciąży. Razem z czterema innymi kobietami chodziłyśmy po górach, gdy trafiłyśmy na tych mężczyzn. To nie byli terroryści. To byli niestabilni psychicznie goście, którzy postanowili wykorzystać sytuację, by zarobić. Przerażające doświadczenie. Miałyśmy dużo szczęścia, że rząd jemeński był w stanie z nimi negocjować. Wypuścili nas jeszcze tego samego dnia – opowiada Steil.
Gdyby tego było mało, w tym samym roku jej mąż został zaatakowany przez terrorystę. Samobójca próbował rozbić samochód dyplomaty. Choć Torlotowi nic się nie stało, Jennifer musiała dostać dodatkową ochronę. W końcu stało się jasne, że razem z pozostałymi żonami i partnerkami pracowników korpusu dyplomatycznego, musi zostać ewakuowana.
- Wiele kobiet z dziećmi wróciło do swoich domów w Wielkiej Brytanii, ale my nie miałyśmy dokąd wrócić. W Sanie był nasz jedyny dom. Atak terrorystyczny niewiele zmienił w rozkładzie dnia Tima, nie wpłynął też na jego usposobienie. Wciąż był pełen energii, odznaczał się też pogodą ducha, której nie spodziewałam się po kimś, kto niedawno otarł się o śmierć. Załamał się dopiero wtedy, gdy okazało się, że ja i Theadora musimy opuścić Jemen – opisywała w książce.
Dziś Steil uznawana jest za jedną z lepszych pisarek nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w rodzinnych Stanach Zjednoczonych. Za pierwszą książkę została wyróżniona przez m.in. „New York Times” i „Newsweek”. Dalej jest żoną ambasadora. Teraz razem z mężem mieszka w Boliwii, gdzie Torlot pełni obowiązki ambasadora. Ze znienawidzonej kochanki polityka stała się ulubienicą czytelników.
- Nie ma dnia, żebym nie tęskniła za Jemenem, za jego pięknem i otwartością Jemeńczyków. Chciałabym znów zobaczyć moich byłych pracowników, z którymi komunikuję się regularnie na Facebooku. Wciąż mam nadzieję, że któregoś dnia będzie w Jemenie na tyle bezpiecznie, że zabiorę tam Theadorę. Chcę jej pokazać kraj, w którym poznali się jej rodzice i w którym zapragnęłam ją mieć – mówi Steil.
"Żona ambasadora" od 20 czerwca w polskich księgarniach