Była Polsce przychylniejsza niż myślimy. O faktach i mitach dotyczących Angeli Merkel
Mimo wybuchu islandzkiego wulkanu bardzo chciała dotrzeć do Polski na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego. Przeleciała z jednego końca Stanów na drugi, dotarła do Portugalii, stamtąd udało jej się jeszcze złapać samolot do Rzymu. Przesiadła się do samochodu, który utknął w gigantycznych korkach w Tyrolu. Nie zdążyła. Anegdoty i twarde fakty o piętnastoletniej kadencji Angeli Merkel opowiada jej polski biograf, Arkadiusz Stempin.
Maciej Kowalski: Mija właśnie 15 lat, od kiedy Angela Merkel zasiadła w fotelu kanclerskim. Jakie są z dzisiejszej perspektywy jej największe osiągnięcia z tego okresu?
Arkadiusz Stempin: Spektakularnych osiągnięć na miarę zjednoczenia Niemiec w stylu H. Kohla, czy przekucia 200-letniej niemiecko-francuskiej arcywrogości w ścisły sojusz przez Adenauera Angela Merkel na swoim koncie nie ma.
Nic zupełnie?
Jej kanclerstwo to nieustanne zmaganie się z kolejnymi ostrymi kryzysami: bankowym, euro, ukraińskim, brexitowym, uchodźczym i na końcu pandemicznym, a przez cały okres sprawowania władzy z klimatycznym, który my w Polsce zupełnie ignorujemy. Żaden z nich finalnie nie został ujarzmiony, ale wszystkie zostały spacyfikowane. Od pierwszego z nich, kryzysu euro i greckiej plajty, Merkel odgrywała wiodącą rolę jako rozgrywająca na europejskim, a nawet światowym parkiecie. Dla mnie istotniejsze jest jednak coś innego.
Co takiego?
Niezmiennie, od czasu swojej pierwszej wizyty u prezydenta Putina, broniła europejskiego DNA: praw do wolności i przestrzegania praworządności, przed plejadą rosnących w siłę nie-demokratów, od Putina, przez Erdogana i Xi Jinpinga po Bolsonaro i Trumpa, nie zapominając o aberracjach politycznych pokroju Berlussconiego. Nieprzypadkowo po wyborze Trumpa i jego pierwszych posunięciach to właśnie ją okrzyknięto przywódczynią wolnego świata.
No dobrze, czyli jest sporo plusów. Ale przecież nie wszystko się udało. Co pan uważa za jej największe błędy?
Nie brakowało ich, na dodatek w tle nastąpiło wyjałowienie CDU i sprowadzenie jej do partii przypominającej bazar, gdzie towary chodliwe sprzedawano, a niechodliwe wycofywano. Merkel podbierała więc agendę innych partii, w jakiś sposób je kanibalizując. Finalnie doprowadziło to do powstania AfD, nacjonalistów z silnym programem tożsamościowym dla Niemców. Na tyle słabym, że nie przekracza 12 procent poparcia, ale na tyle silnym, że główny punkt programu AfD "Merkel musi odejść" został osiągnięty.
Skąd się wzięły takie postulaty? Wydaje się, że największa krytyka spadła na Merkel z powodu jej polityki wobec uchodźców. Czy była uzasadniona? Czy Niemcy jej wybaczyły czy raczej to ona zmieniła nastawienie?
Polityk podejmuje decyzje ad hoc i ryzykuje, politolog ocenia te decyzje z komfortowego dystansu czasu. Z tej perspektywy decyzja otwarcia niemieckich granic przed uchodźcami okazała się błędem. Ale wyobraźmy sobie alternatywę. Niemieccy żołnierze stoją z karabinami u nogi przy pasie granicznym. W świat poszłyby obrazy, które przywoływałby echa zmilitaryzowanych Niemiec z lat II wojny światowej.
Merkel zorientowała się szybko, podpisała najpierw z Erdoganem porozumienie, wysuszające szlak bałkański, a potem razem z Macronem tworzyła hotspoty w Afryce, hamujące migrację do Europy. Nie wszyscy Niemcy jej wybaczyli, skoro w ostatnich wyborach osiągnęła bardzo słaby wynik. Aż rok zajęło jej formowanie gabinetu, a i tak musiała zrezygnować na raty: najpierw z funkcji szefa CDU, a od 2021 - fotelu kanclerza.
Ale mimo tych wszystkich kryzysów i wielu momentów, w których wydawało się, że jej dni na najwyższym stanowisku są policzone, nadal utrzymywała władzę. Jak to się stało? Jakie jej cechy, jakie umiejętności się do czego przyczyniły?
W na wskroś medialnym społeczeństwie, w sztuce polityki szalenie ważna jest komunikacja i marketing polityczny. Merkel nie ma dziecka, ale każda matka w Niemczech wie, że Merkel troszczy się o jej dziecko. To przejaskrawione porównanie, ale esencjonalnie wyjaśnia fenomen wychodzenia kanclerz z tarapatów. Już po wybuchu pandemii, większość Niemców uważała, że kanclerz tak dobrze radzi sobie z tym wyzwanie, że pojawiły się poważne głosy, sugerujące, by Merkel pozostała jednak kandydatem chadecji na piątą kadencję.
Warto spojrzeć na Merkel z polskiej perspektywy. Czy to było dobre piętnaście lat, jeśli chodzi o relacje polsko-niemieckie?
W okresie rządów PO wyznacznikiem dobrych relacji polsko-niemieckich była nominacja Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Przecież to oczywiste, że to właśnie Merkel, za kulisami, zapewniła mu poparcie. Miała do niego zaufanie. Jeśli przyjmijmy jednak, że polska racja stanu zasadza się na silnej obecności w UE, to relacja z dwoma kluczowymi państwami, Niemcami i Francją, jest tego warunkiem i pochodną.
Niezależnie od pogorszenia się stosunków międzyrządowych, o czym świadczy chociażby casus odmowy akredytacji dla nowego ambasadora Niemiec w Polsce, przesądzające są trwałe struktury przerzucania mostów między Polską a Niemcami, gospodarcze, kulturalne i międzyludzkie. To one czynią te spektakularne i medialne relacje rządowe odporne na koniunkturalne wstrząsy. Liczba partnerstw polsko-niemieckich, między miastami, regionami, uczelniami – to imponujący dorobek. To są konkrety: sam, uczestnicząc w wymianie partnerskiej między małopolską Bochnią a uroczym miasteczkiem Saar Luis w Palatynacie, byłem świadkiem szczerych rozmów na wiele tematów: od reparacji po kwestie migracyjne.
Czy można więc powiedzieć, że Merkel jest życzliwa wobec Polski czy nie bardzo? Czy raczej w polityce takie kategorie nie mają znaczenia i ona realizuje po prostu niemieckie interesy, które czasem bywają zbieżne z polskimi, a czasem zupełnie nie?
To oczywiste, ale rzecz w tym, że te interesy czasami się krzyżują. Do dziś widoczne jest to na przykładzie Nord Stream 2. Wielokrotnie jednak Merkel wychodziła stronie polskiej dalej niż tylko w pół drogi. Tak było choćby przy ustalaniu pierwszego budżetu unijnego, kiedy na rzecz Polski zrezygnowała ze "swojej" puli, która miała przypaść byłej NRD.
Mało kto wie, ale leciała także na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Krakowa. Katastrofa smoleńska zastała ją na zachodnim wybrzeżu USA. Przerwała wizytę, przeleciała na wschodnie wybrzeże, stamtąd do Portugalii, a z Portugalii do Rzymu, a ze względu na wybuch wulkanu na Islandii, w Rzymie przesiadła się do samochodu, by utknąć w korkach w Tyrolu. Nie zdążyła. Merkel myśli po niemiecku, czyli w swoim horyzoncie poznawczym ogrania całą UE.
Polscy politycy już od lat lubią "jechać" po Merkel. Czy ich krytyka jest uzasadniona czy to tylko podbijanie antyniemieckich nastrojów w Polsce, bo to wciąż pozwala zdobyć trochę głosów?
Akurat oskarżenia Merkel o współpracę ze Stasi, która miała zaprowadzić ją na urząd kanclerski, co przed laty forsował Jarosław Kaczyński w kampanii wyborczej, nie przyniosło mu spodziewanego sukcesu, nie mówiąc o tym, że nie odpowiadało to rzeczywistości. Generalnie, ta karta niemiecka wydaje mi się słaba i nie przynosi spodziewanych efektów.
Ale bywały przecież momenty, kiedy Kaczyński chwalił Merkel. Co go do tego skłoniło?
To było przed ostatnimi wyborami w Niemczech. Skoro kontrkandydatem Merkel był Martin Schultz, który na forum europejskim monitował stan praworządności w Polsce, to jeśli przyjmiemy, że wśród ślepców jednooki jest królem, w tym tandemie Merkel była mniejszym złem. Merkel i Kaczyński to tak odmienne osobowości, że między nimi nie ma chemii.
Po kryzysie uchodźczym Merkel stanęła przed kolejnym wielkim problemem do rozwiązania. Czy ma pan poczucie, że przez ostatnie miesiące dobrze kierowała krajem w pandemii i czy przygotowała go do przetrwania jej drugiej fali?
Powtórzę: z pierwszej fali wyszła na tyle zwycięsko, że nie brakowało głosów, by zrewidowała swoje ustąpienie z polityki w 2021 r. Obecnie jako zwolenniczka wprowadzenia jeszcze bardziej rygorystycznych restrykcji, łamie sobie zęby na sprzeciwie ze strony premierów rządów krajowych.
Wspominał pan o jej deklaracji ustąpienia ze stanowiska. Jak to ma dokładnie wyglądać?
Merkel będzie kanclerzem do września 2021, czyli utrzyma się do końca kadencji, a potem będzie sprawować kanclerstwo komisarycznie, tak długo, aż zgromadzenie narodowe nie wyłoni nowego kanclerza. Ona na pewno nim nie zostanie, bo kandydatura chadecji (CDU/CSU) na nowego szefa rządu jest wykluczona. Także przez nią samą.
Czy przygotowała swojego następcę albo następczynię, którzy mogą kontynuować jej politykę?
Akurat nominacja Annegret Kramp-Karrenbauer, w jakimś sensie jej duchowej córki, okazała się niewypałem. Ale też Merkel nie udzieliła jej wsparcia w tym krótkim okresie, kiedy Kramp-Kerrenbauer była już szefową CDU. Merkel rzuciła ją na głęboką wodę i pozwoliła utonąć. Długo sądzono, że sukcesorką będzie Ursula von der Leyen, obecna szefowa Komisji Europejskiej. Na obronę Merkel można powiedzieć, że wykreowanie swojego delfina nie udało się jeszcze żadnemu z niemieckich kanclerzy.
Czy można już dziś stwierdzić, czy Merkel trafi po latach do panteonu wielkich kanclerzy obok np. Adenauera?
Na to w jej przypadku jest za wcześnie. Merkel nie wchodzi do historii ze spektakularnym czynem, ale przez 15 lat w dużym stopniu kształtowała oblicze Europy i świata. Deeskalowała napięcia i prowadziła dialog. Ucieleśniała więc wartości w polityce, które w wielu miejscach świata stają się deficytowe. Obserwujemy obecnie silne tąpnięcia w porządku światowym, na makro- i mikropłaszczyznach. To utrudnia stabilizację w sprawowaniu władzy. Następcy Merkel będą mieć znacznie mniejsze szanse dłuższego utrzymania się na urzędzie. 15 lat Merkel będzie nie do pobicia.
Arkadiusz Stempin, "Angela Merkel. Cesarzowa Europy", Wydawnictwo Agora, Warszawa 2014.