Trwa ładowanie...
recenzja
27-03-2013 15:21

Był sobie sklep, był sobie punk…

Był sobie sklep, był sobie punk…Źródło: "__wlasne
dd7qchw
dd7qchw

Wszystko zaczęło się… od sklepiku przy jednej z londyńskich ulic, który ciągle zmieniał właścicieli – aż do chwili, gdy zawładnęły nim dwie artystyczne dusze: Malcolm McLaren i Vivienne Westwood. Początkowo miał to być tylko butik z ekstrawagancką odzieżą i detalami, ale wkrótce stał się też miejscem spotkań różnych niespokojnych duchów; co prawda „były też inne sklepy, do których chodzili wszyscy rock’n’rollowcy (…), ale u Malcolma było fajniej, bo można było tam przesiadywać”. Wśród stałych bywalców znalazł się nastolatek nazwiskiem Steve Jones, mający już na koncie ładnych parę kolizji z prawem i marzący o stworzeniu własnego zespołu muzycznego. A że „McLaren (…) znał się trochę na muzyce i miał kontakty”, Steve i jego koledzy postanowili go zainteresować projektem. To, co grali, nie budziło zachwytu, lecz Malcolm uznał, że „szelmowscy i trochę szaleni” chłopcy rokują nadzieje na przyszłość. Do składu grupy dołączył sprzedawca z jego sklepu, ale prawdziwa kariera zespołu nazwanego później Sex Pistols
miała się zacząć dopiero wtedy, gdy na horyzoncie zjawił się nieco arogancki młodzieniec z zielonymi włosami, który „nie umiał śpiewać, nie miał wyczucia rytmu, ale posiadał ten urok cierpiącego chłopca, który udaje, że jest cool”…

Przyznaję, że spośród wszystkich (do dziś już chyba ze trzydziestu) odmian rocka punk rock jakoś najmniej przypadł mi do gustu, może dlatego, że mój okres buntu i poszukiwań rozminął się z okresem prosperity tego gatunku, a może z powodu, że mam dość chimeryczny gust muzyczny i pewnych brzmień ucho moje nie toleruje. A może też i dlatego, że… no, cóż, nie odpowiada mi cała jego otoczka, przy czym mniej chodzi mi o estetykę ubioru (choć zdecydowanie preferuję metalową), a bardziej o zachowania artystów na scenie. Ale „nie lubić” nie musi przecież oznaczać „nie chcieć nic o tym wiedzieć”, tak więc nie zignorowałam okazji poznania genezy punk rocka i dziejów zespołu, który stał się ikoną gatunku.

Potężna objętość publikacji (w zaokrągleniu 700 stron i kilogram „nie-żywej” wagi) może na pierwszy rzut oka nieco przerażać, nawet jeśli się odliczy mniej więcej 80 stron zapełnionych przez zdjęcia, indeks i materiały dodatkowe (w tym bardzo obszerną bibliografię oraz jeszcze obszerniejszą dyskografię Sex Pistols i kilkudziesięciu innych zespołów punkowych). Ale często pozory mylą; gorzej i ciężej czytało mi się trzykrotnie cieńszą i o połowę mniejszego formatu Rewolucję rocka Rychlewskiego . Savage (jakże ślicznie wpisuje się ten pseudonim literacki w punkową estetykę!) ma lekkie pióro i nie gubi się nawet w tak oszałamiającej masie szczegółów, których są w tej opowieści setki, bo to przecież nie tylko same koleje losu zespołu Sex Pistols i poszczególnych jego członków, ale i historia całego nurtu punkowego, i
nakreślenie realiów społeczno-ekonomicznych, które stworzyły podatny grunt pod jego rozwój.

Klimat podsycają ozdobniki graficzne, dzielące poszczególne rozdziały, reprodukcje plakatów i cytaty z tekstów piosenek.Niestety koncepcja graficzna tych ostatnich jest fatalna – biała „maszynowa” czcionka na czarnym tle, w dodatku pociętym na poprzeczne paseczki, potwornie męczy oczy. Inne minusy to słaba jakość zdjęć, pojedyncze drobne mankamenty stylistyczne i jeden, zresztą łatwy do przeoczenia, błąd merytoryczny: „ (…) Bromley był tłem książek Richmala Cromptona William”; nie dość, że brzmi to niezgrabnie – o wiele lepiej byłoby napisać: „…z serii William”, to jeszcze na domiar złego Richmal Crompton … była kobietą. Nie są to jednak usterki tego kalibru, by mogły zepsuć satysfakcję z nabycia potężnej porcji wiedzy o dziejach punk rocka. Gdybyż każda odmiana rocka doczekała się tak ciekawej monografii…!

dd7qchw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dd7qchw