Był obrażony na Jana Pawła II. "Kompletny brak szacunku"
Powtarzał, że jego życie wygląda jak z powieści albo filmu. Diego Maradona pochodzący z biednej wielodzietnej rodziny mieszkającej w ubogiej dzielnicy Buenos Aires stał się bożyszczem fanów futbolu. Ale nie był krystaliczną postacią. Z jego autobiografii można się dowiedzieć, że potrafił oburzyć się nawet zachowaniem papieża.
To właśnie w "El Diego" - autobiografii z 2000 r. (w Polsce ukazała się w 2005 r.), która w Argentynie uchodzi za jedną z najważniejszych książek - opowiadał o swoim dzieciństwie, biedzie, ale i karierze, narkotykach i meczach. Szczegółów i nazwisk jest tak dużo, że chyba tylko najwierniejszy fan może się w tym połapać.
Choć w sporcie osiągnął wszystko, w tej spowiedzi życia powraca jak bumerang żal do trenera Menottiego, że w 1978 r. nie wybrał go do kadry na mundial. Maradona miał wówczas 18 lat i przed nim były jeszcze niejedne mistrzostwa, ale to te, na których nie był, wspominał kilka razy.
Nie bał się mówić o narkotykach, w które się uwikłał, ale już dyskwalifikację kwitował uwagą o tym, że padł ofiarą spisku.
Oni odeszli w 2020 roku
Zemsta za Falklandy
Boskość Diego Maradony narodziła się tak naprawdę w Meksyku w 1986 r., kiedy w legendarnym meczu z Anglią strzela dwa gole, doprowadzając swój kraj do zdobycia tytułu mistrza świata. Ten mecz przeszedł do historii z trzech powodów. Pierwszym było zdobycie gola po długim slalomie przez całe boisko. Drugim był gol wcześniejszy, który nie powinien być uznany, bo Maradona pomógł sobie ręką, czego sędzia nie zauważył (piłkarz powie potem, że bramkę zdobył "głową Maradony i ręką Boga"). Trzecim powodem był fakt, że euforia Argentyńczyków miała dodatkowy podtekst: zwycięstwo nad Anglikami świętowano jako zemstę za upokorzenie w wojnie o Falklandy.
Sam Maradona zresztą w "El Diego" z łatwością wpisał się w mit boskości, twierdząc chociażby, że w pojedynkę pomścił żołnierzy, którzy zginęli w starciach z Wielką Brytanią o Falklandy. Ale także, że to Bóg decydował o tym, że tak dobrze grał.
Obrażony na Jana Pawła II
W "El Diego" pojawia się również wspomnienie prywatnej audiencji u papieża Jana Pawła II z rodziną. Papież wręczył matce Maradony pamiątkowy różaniec, a podając taki sam piłkarzowi, powiedział, że ten wyjątkowy jest dla niego.
Maradona nie zrozumiał żartu papieża, dopytywał więc, jak to jest wyjątkowy, skoro matka dostała taki sam. Papież się uśmiechnął, poklepał go po ramieniu i odszedł. I właśnie ten brak odpowiedzi oburzył Maradonę najbardziej. "Kompletny brak szacunku, poklepał mnie i uśmiechnął się, nic więcej! Diego, daj sobie spokój i spadaj już, bo inni ludzie na mnie czekają – to mi powiedział tym klepaniem po plecach" - opowiadał dziennikarzom, którzy spisywali za niego autobiografię.
Ręka Boga
Oburzony był też na autora biografii "Ręka Boga. Życie Diego Maradony" Jimmy’ego Burnsa, bo ten nie poprosił go o autoryzowanie tekstu. Próbował książkę wykpiwać, potem grozić rozmówcom, żeby się wycofali ze swoich wypowiedzi, wreszcie postraszył sądem. Niepotrzebnie. Bo choć Jimmy Burns z mitem boskości zderzył realnego człowieka, to właśnie czytelnik tej książki będzie Maradonie współczuł bardziej niż w przypadku jakiejkolwiek innej.
Burns - sam oczywiście także fan sportu - w upadku Maradony dostrzegł nie tylko jego własne pogubienie, ale i wpływ otoczenia. Cynizm ludzi wokół, którzy na karierze genialnego piłkarza próbowali zrobić własny interes.
Katarzyna Buszkowska - dziennikarka, prowadzi blog Literackigps.pl