W świadomości wielu fanów Rod Stewart to rockers, który piosenką „Da ya think I'm sexy?” zaprzedał duszę „diabłu”, czyli muzyce pop a może disco. On sam ciągle powtarza, że jednak największą jego muzyczną fascynacją jest raczej folk i R'N'B. W swojej autobiografii przyznaje się do wielu rzeczy. Wokalistą został trochę przez przypadek. Aż do roku 2000 zdarzało mu się sięgać po kokainę na rozluźnienie (albo poprawienie nastroju na imprezie), ale nigdy za nią nie płacił. I tak, miał raka, po którego usunięciu nie tylko uczył się mówić, ale miał także poważne obawy, czy będzie kiedykolwiek śpiewać. Pisze o tym, że przez kilka lat próbował zerwać z wizerunkiem chłopaka w obcisłych spodniach, a przy okazji przyznaje, że jego pośladki w teledysku do rzeczonego „Da ya think...” oglądamy tak często, bo... nie pamiętał tekstu piosenki. Pisze o swojej miłości do piłki nożnej i drużyny Celtic, do tego nadal regularnie trenuje i gra w futbol. I jeszcze jedna rzecz – Rod uwielbia budowę miniaturowych miast i sam robi
modele kolejek.
Poznajemy jego dzieciństwo, uwielbienie dla sportowych samochodów jednej marki, wielką miłość do malarstwa, co zawdzięcza jednej ze swoich życiowych partnerek. Jest sporo o miłości do pięknych blondynek, z których to Rachel Hunter zostawiła go ze złamanym sercem i psychiką, bo układał swoje życie na nowo, także z pomocą psychoanalityków, których krytykuje za złote rady w stylu: masz problemy – kup sobie kota.
Ale także pisze o trudności, jaką jest godzenie roli ojca z wyjazdowym trybem życia. Poznajemy
przyczyny rozpadu Faces z jego perspektywy. Mało kto pamięta, że Rod Stewart zanim został wokalistą Faces, już nagrywał solowe albumy, tak więc na rozpad zespołu jego kariera zapewne wpłynęła, ale to nie ona przesądziła o końcu zespołu. W tym samym mniej więcej czasie Ronnie Wood został członkiem the Rolling Stones, a i pozostali członkowie zespołu średnio potrafili się porozumieć ze sobą.
Rod Stewart wziął udział w pierwszym Rock in Rio (styczeń 1985), ale dzień przed Woodstock odwołał koncert – wówczas grał w zespole Long Johna Baldry'ego, który postanowił szybciej wrócić do Anglii z powodu plotek, że jego żona zdradziła go z ogrodnikiem. Czy tego żałuje? Raczej nie.
Obsesyjnie się bał tego, że przyjdzie mu kiedyś występować przed salą, w której będą puste miejsca. W lipcu 1986 daje swój pierwszy koncert na Wembley, na jego wymarzonym stadionie, na którym oglądał triumf drużyny Szkocji nad drużyną Anglii, ale gdzie też wszedł jako jeden z kibiców i świętował zwycięstwo drużyny.
Przez lata regularnie brał sterydy jako leki wspierające jego gardło, ale docenił potem odsłuch sceniczny, dzięki któremu nie musiał się już tak mocno wydzierać na koncertach. Twierdzi, że
„Powstanie MTV dobrze wpłynęło na moją karierę” i już pierwszego dnia miał kilkanaście teledysków, które puszczono, zatem pierwszy dzień emisji kanału muzycznego to był niemal koncert Roda Stewarta.
Jest wiernym fanem Celtic i z zachwytem przyjął propozycję, aby jego drużyna marzeń odbyła trening na jego prywatnym boisku. Bramkarzem wówczas był jeszcze Artur Boruc, którego także wymienia w gronie piłkarzy, których wielbił. Futbolowi także zawdzięcza skrzywienie przegrody, jednak nigdy nie zdecydował się, aby ją wyprostować, bo kto wie – może jego głos by się także zmienił?
Odkąd był nastolatkiem obsesyjnie układał włosy, często robił to właśnie z Woodym, a panowie słynęli z charakterystycznych fryzur, które układali susząc włosy suszarką, co w latach 60. było prawdziwym wyzwaniem, bo nie w każdym domu wspomniana suszarka była.
O prezencie dla Eltona Johna jest napisane na okładce. A pomysł na nagranie amerykańskich standardów pojawił się już w latach 80., zatem musiał „się odleżeć” przez lat 20., aby ponownie zapewnić Stewartowi status gwiazdy, która sprzedaje albumy w milionach egzemplarzy. I nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie wybierał się na muzyczną emeryturę.