Jarle Klepp. Oryginalny, offowy, alternatywny. Zwolennik Che i Mao, Kubricka i Jarmuscha, Sex Pistols i Stonsów. Przeciwnik kultury masowej, chrześcijan i kapitalizmu. Mówiący „nie" zaraz po tym, gdy druga osoba powie „tak". Pewnego dnia w życiu tego profesjonalnego buntownika i krytyka pojawia się Yngve. Yngve będący uosobieniem „muzycznej miernoty, kapitalistycznej dekadencji kapiszonów i brutalnej amoralności". Yngve, który interesuje się sportem i historią starożytnego Egiptu. Yngve, który chodzi w niebieskich jeansach i słucha Duran Duran.Yngve, który woli rozmawiać o pogodzie niż o kwestiach gospodarczo-politycznych. Yngve... który staje się wielką miłością, namiętnością i obsesją Jarla.
Człowiek, który pokochał Yngvego autorstwa Torego Renberga to zapis miłości prowokującej kolosalną metamorfozę, rewizję dotychczasowych wartości i całościową zmianę perspektywy. Jarle nie poprzestaje na pójściu do fryzjera, nauce gry w tenisa czy składaniu ubrań w kostkę. Jarle odnajduje w sobie zgodę na rzeczywistość i kojący konformizm. „Życie, w którym dostrzega się tylko radość, jest nawet dobre, chociaż głupie". Z drugiej strony, spokój heteroseksualisty zakochanego w innym mężczyźnie, musi okazać się złudnym... W wyniku wyjątkowo nieszczęśliwego splotu zdarzeń, okoliczności, sytuacji, lub po prostu w wyniku życia, Jarle popełnia błąd. I w tym miejscu pojawia się jeden z najlepszych fragmentów książki (z mojego krajowego punktu widzenia). „W każdym domu na całej ziemi siedzą ludzie, którzy cię widzieli, a kiedy rodzina w Polsce dyskutuje przy obiedzie o złu, o małych, nikczemnych, złych ludziach, ma na to słowo, tak właśnie, w Polsce mają na to słowo, mówią po prostu JARLE: - JARLE – mówi ojciec
do dzieci i wszystkie rozumieją, co ma na myśli. – Nie wolno tak robić – mówi – To JARLE tak robić – mówi ojciec, a dzieci w przerażeniu wywracają oczy, matka wzdryga się, bo znów jest mowa o JARLE, a ty wiesz tak dobrze, wijąc się w pościeli, tak dobrze wiesz, że Polacy mają rację, Polacy mają rację, to JARLE tak robić (...)".
Człowiek, który pokochał Yngvego to nie tylko inteligentna i błyskotliwa opowieść o buntowniku – konformiście. To także doskonała kwintesencja przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Brzmień R.E.M., U2 i Nirvany odtwarzanych w magnetofonie lub walkmanie. Telewizorów nadających „Przyjaciół" i Twin Peaks". Subkultury rozciągniętych swetrów, arafatek, czarnych płaszczy i glanów. Czasów EWG, pierjestrojki Michaiła Gorbaczowa, klęski komunizmu i wolnych wyborów w Europie Wschodniej.
W krajach skandynawskich Człowiek, który pokochał Ynvego jest bestsellerem, a Tore Renberg został okrzykniętym jednym z najlepszych norweskich pisarzy. Na fali wspólnego sukcesu Kleppa i Renberga powstały kolejne części cyklu – „Kompania Orheim", „Charlotte Isabel Hansen" oraz „Pixley Mapogo". W naszym kraju książki Renberga nie są (jeszcze?) popularne. Możliwe jednak, że za jakiś czas pojawią się polskie rodziny, które przy obiedzie będą rozmawiały o Jarle.