Co może łączyć Zeusa, Hermesa i takiego na przykład Hefajstosa, oprócz faktu, że wszyscy są znani szerszemu gronu z mitologicznych dokonań? Otóż z pozoru niewiele, ale w praktyce każdy z nich jest pierwowzorem zachowań, które jako archetypy możemy odnaleźć w męskich zachowaniach. Wyliczankę archetypów rozpoczyna Zeus jako przykład „ojca absolutnego”, nieomylnego i kategorycznego. Można go odnaleźć w despotycznych ojcach, dyrektorach generalnych czy prezesach korporacji, którzy nieustannie współzawodniczą z innymi równie wybitnymi mężczyznami, a w stosunku do kobiet zachowują się w sposób nader przewidywalny: kobieta ma robić to, czego się od niej oczekuje, ale jednocześnie jest wykluczona z partnerskiego życia, bo nie jest to model rodziny pana - Zeusa.
W podobny sposób – zawodowo i prywatnie – zostali rozpracowani kolejni bogowie: Posejdon jako wybuchowy neurotyk o bogatym życiu wewnętrznym czy Hades jako samotnik, który po jakimś niepowodzeniu świadomie i nieodwołalnie wycofuje się do swojej „podziemnej” krainy. Po nich następuje generacja bogów synów. I tak pojawia się Apollo jako ulubiony syn, który ceni porządek i harmonię, myślenie i obiektywizm, Hermes jako mistrz komunikacji i opiekun, Ares – bohater namiętny i silny w reakcjach, ale w pozytywnym znaczeniu, Hefajstos czyli archetyp człowieka odrzuconego i niedocenionego, którego model życia stanowi archetyp pracy twórczej czy wreszcie Dionizos, prezentujący ogromny potencjał skrajnych możliwości, dlatego ten archetyp można odnaleźć zarówno w mistykach, jak i w mordercach. Fakt, to bardzo ciekawe, że w kolejnych mężczyznach mogę odszukać cechy, opisane w tej książce i jest to nawet zabawne, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że cała teoria jest mocno naciągana i właściwie średnio pasująca do
otaczającej nas rzeczywistości.
Archetypy jak archetypy. Pewnie gdyby powstała książka o podobnej treści, ale oparta na Biblii czy może starosłowiańskich legendach, jej odbiór byłby podobny – czyli niedowierzanie, politowanie w oczach, może z przekonaniem, że kolejny psycholog chce wszystko sprowadzić do prostych i jasnych dla wszystkich założeń. Prostych jak choćby zasada, gdy mamy szefa – mężczyznę, który musi być despotą, idącym po trupach do celu, a rodzina jest dla niego jedynie dodatkiem. Z kolei gdy mamy do czynienia z mężczyzną – artystą, to z całą pewnością będzie on walczył z niską samooceną, a społeczeństwo raczej się nie zachwyci dostarczanymi przez niego wytworami. To teoria bardzo piękna, ale aż zbyt naiwna w swoim przekazie. Właściwie czyta się tę książkę jak powieść i chyba jako taka powinna być odbierana, bo nie jest ani poradnikiem dla laików, ani uniwersyteckim brykiem.