Trwa ładowanie...

Błogosławiona Coca-Cola i festiwale czarowników. Meksyk, o jakim nie przeczytasz w żadnym przewodniku

Ilu jest bogów i świętych w Meksyku? Nikt nie policzy. To kraj pełen magii i różnych wierzeń. O błogosławionej Coca-Coli, czarnych mszach i turystyce psychodelicznej rozmawiamy z Olą Synowiec, autorką wydanej właśnie książki "Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk".

Błogosławiona Coca-Cola i festiwale czarowników. Meksyk, o jakim nie przeczytasz w żadnym przewodnikuŹródło: Facebook.com
dwv2x0p
dwv2x0p

Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Jak działa Duch Święty w sprayu, o którym pisze pani we wstępie do książki?
Ola Synowiec: To był skrót myślowy. Na Mercado de Sonora, gdzie zaczynam moją opowieść, można dostać takie magiczne preparaty. Zazwyczaj to są mydełka, kadzidełka, perfumy albo właśnie magiczne spraye. Używa się ich na przykład podczas "limpii", czyli rytuału oczyszczania. Kiedyś trafiłam na spray, który nazywał się Espiritu Santo, czyli Duch Święty. Nie chodziło oczywiście o to, że to Duch Święty zamieniony w spray i zamknięty w opakowaniu, ale o to, że kiedy się go używa, powinno modlić się w intencji Ducha Świętego, że kiedy spray wydobywa się z butelki, to Duch Święty działa, człowiek się do niego zbliża. Ale rzeczywiście, napis na opakowaniu mógłby wskazywać na to, że w środku jest sam Duch Święty.

Pamięta pani jeszcze jakieś perełki z targów z dewocjonaliami?
Jest na przykład magiczny spray, który nazywa się Quita Calzón, czyli "Zrzuć majtki". Jest sperma grzechotnika w postaci mydła. Oraz woda kolońska Deszcz Szczęścia. Na etykietce jest mężczyzna z parasolem, na którego zamiast deszczu padają pieniądze, dom, jeep, samolot oraz ponętna blondynka. Ostatnio popularny na meksykańskich targach jest proszek na udane nielegalne przekraczanie granicy. Meksykańska religijność ludowa wciąż musi być bardzo namacalna. Wielu ludziom nie wystarcza tylko aspekt duchowy wiary, potrzebują także tego fizycznego. Stąd wszechobecność figur świętych, które w Meksyku widać na ołtarzykach w domach, sklepach, na dworcach autobusowych i targach. A także popularność różnego rodzaju dewocjonaliów, szkaplerzy, amuletów, a także takich magicznych specyfików.

7 lat mieszka pani w Meksyku. Czego pani próbowała z targów?
Kupiłam mydełko Come To Me, troszeczkę dla jaj, troszeczkę z miłości do takiego uroczego bazarowego kiczu. Sprzedawczyni mówiła, że jak się nim umyję, to zanim się obejrzę, to wybrany mężczyzna będzie stał i czekał na mnie z ręcznikiem. Powiem pani, że nawet nie zdążyłam się nim umyć, tylko je nabyłam i ten mężczyzna się pojawił. Podałam mydełko dalej, dałam koledze na urodziny. Też nie zdążył się nim umyć, a trafił na dziewczynę. To mydełko w przeliczeniu kosztuje jakieś cztery złote, a można nim, jak widać, obdzielić kilka osób, a pewnie i całą wioskę. Dobra inwestycja (śmiech). To chyba działa trochę jak placebo, kupowanie takich magicznych preparatów pomaga zwerbalizować marzenia i cele, a używając ich, zaczyna się dążyć do ich realizacji. Chociaż tak właściwie to nie wiem, może to rzeczywiście magia.

Zobacz też: Oczy Matki Bożej z Guadalupe

Robi się chyba w ten sposób całkiem niezły biznes na turystach?
Nie, nie chodzi w tym zupełnie o turystów. Klienci Mercado de Sonora i podobnych targowisk rekrutują się przede wszystkim wśród Meksykanów.

dwv2x0p

*Tak specjalnie pytam o turystów, bo Meksyk zmienia się dla nich też w pewnym stopniu. W książce opowiada pani o turystyce psychodelicznej; o tym, jak miasta zaczęły promować się na grzybach halucynogennych. *
Oczywiście, że zmienia się dla turystów, zmienia się za ich sprawą. Nigdy wcześniej w historii ludzkości ludzie nie przemieszczali się tak szybko i na taką skalę. Takie spotkania międzyludzkie, a także prężny rozwój nowej gałęzi przemysłu, jakim jest turystyka, prowadzą nieuchronnie do wielu zmian. Jedną z takich zmian, z perspektywy bardzo mikro, opisuję w jednym z rozdziałów mojej książki. Przez pryzmat jednej miejscowości chcę pokazać, jak turystyka psychodeliczna i poszukiwania psychoaktywnych, "świętych" roślin mogą zmieniać lokalne, indiańskie społeczności. Mam wrażenie, że o tym i o ciemnej stronie tej odmiany turystyki pisze się w polskich mediach stanowczo za rzadko.

W tej miejscowości, w Huautli de Jimenez, postawiono nawet pomnik lokalnej znachorce uzdrawiającej przy pomocy psychodelików. Stoi na wjeździe do miasta na wielkim grzybie.
Huautla zaczęła być popularna w latach sześćdziesiątych XX wieku i od tamtej pory przeszła przez różne etapy zainteresowania nią turystów psychodelicznych. Zaryzykuję stwierdzenie, że była to jedna z pierwszych miejscowości na świecie, która stała się ich celem. Ta wówczas mała indiańska wioska w górach zupełnie nie była na to przygotowana. Lawina turystów zupełnie zachwiała jej socjodynamiką.

Youtube.com/ kadr z filmu dokumentalnego o Marii Sabinie
Źródło: Youtube.com/ kadr z filmu dokumentalnego o Marii Sabinie

Próbowała pani grzybów?
Nie chcę na ten temat mówić. Specjalnie o tym nie piszę w książce. Nie znajdzie się tam opisu samych przeżyć pod wpływem grzybów, bo nie to było moim zamierzeniem przy konstruowaniu tego rozdziału. Zamiast opisu tego, jak one działają, umieściłam wszystko, co jest wokół, kontekst społeczno-kulturowy, w jakim one funkcjonują.

dwv2x0p

Mówi pani o ciemnej stronie turystyki psychodelicznej. Czyli co dokładnie?
Zagrożeń jest wiele i badacze wyróżniają trzy grupy: zagrożenia fizyczne, legalne i społeczne. Ja staram się mówić szczególnie o tych ostatnich - o tym, jaki wpływ ma ten typ turystyki na lokalne społeczności. Komercjalizuje się indiańskie tradycje, które powoli przestają być święte, a stają się po prostu produktem. Ludowi uzdrowiciele przestają leczyć ludzi ze swoich wsi, bo na turystach mogą przecież więcej zarobić. Sama turystyka wpływa też inaczej na same rytuały: zmienia je, prowadzi do "retradycjonalizacji" lub "hipertradycjonalizacji", która zmienia tradycję przez wyobrażenia zachodnich turystów.

*Pisze pani, że niektórzy szamani "udają autentyczność". *
Tak, bardzo często słyszę od różnych osób pytanie, gdzie można znaleźć "autentycznego szamana", "autentyczną ceremonię". I nie chodzi zazwyczaj o rzeczywisty autentyzm, cokolwiek by on nie znaczył, tylko taki, który turysta ma w głowie. Szuka się kogoś, kto pasuje do tej wyobrażonej wizji. Znachorzy, jeśli chcą być przez zachodnich turystów opłacani, muszą się z tymi wymaganiami liczyć. Często specjalnie na ceremonie ubierają tradycyjne stroje, mimo że na co dzień noszą się na modłę zachodnią. Zaczynają mówić o czakrach, karmie.

Facebook.com
Źródło: Facebook.com

Co ludzi ciągnie na te ceremonie?
To oczywiście bardzo indywidualna sprawa. Niektórych pociąga samo znalezienie się w odmiennym stanie świadomości. Inni w "świętych indiańskich roślinach" próbują szukać panaceum na problemy własne i naszego zachodniego świata. O substancjach psychoaktywnych mówi się jak o "lekarstwach" czy "nauczycielach". Rolę przewodnika duchowego ma odgrywać zaś "spiritual noble savage" – mądry, profetyczny Indianin, który ma znać wszelkie odpowiedzi i nosić w sobie niejako mądrość przodków całej ludzkości.

dwv2x0p

Liczyła pani kiedyś, ilu bogów i świętych jest w Meksyku?
Oj, nie da się przecież. Każdy region ma swój własny panteon, każda okolica ma swoich świętych, często nieuznanych przez Watykan.

Do tego nie tylko katolickich. Pisze pani, że Meksyk powoli od katolicyzmu odchodzi.
O tym właśnie jest moja książka. Opisuję nowe fenomeny w wierzeniach meksykańskich. Piszę o ewangelikach, New Age oraz rodzimowiercach, którzy starają się odtwarzać wiarę dawnych Azteków. Chcę zaznaczyć, że religijność Meksyku nie jest jednorodna, chcę naszkicować skomplikowany krajobraz wierzeniowy tego kraju.

*Przyznam się, dałam się złapać. Uwierzyłam w obrazek z "Spectre", gdzie Daniel Craig biega wśród uczestników parady Święta Zmarłych. Byłam przekonana, że taka jest tradycja. *
Ta parada została wymyślona na potrzeby filmu, a meksykański minister turystyki zdecydował, że trzeba podobną, na wzór tej z filmu, rzeczywiście w mieście Meksyk urządzić. Żeby nie rozczarować turystów, którzy po obejrzeniu nowego Bonda będą jej szukać i nic nie znajdować. Parada odbywa się od dwóch lat, a większość jej uczestników to wcale nie turyści, a sami Meksykanie, który pokochali ją całymi sercami. Prasa zresztą już teraz nazywa ją „tradycją”. Jestem ciekawa, w jakim kierunku to pójdzie, jak to meksykańskie Święto Zmarłych będzie się dalej rozwijać. Może za kilka lat pojawią się kolejne sztucznie wykreowane "tradycje"?

dwv2x0p

A jak to się stało, że niektórzy Meksykanie uważają Coca-Colę za święty napój?
To dziś egzotyczna ciekawostka dla turystów. W kościele San Juan Chamula, w którym od lat nie odbywają się msze, coca-cola uznawana jest za świętą. Jeszcze bardziej bawi turystów, kiedy przewodnik opowiada, że Indianie uważają ją za zdrową, bo po Coca-Coli się beka, co ma oczyścić ciało ze złych duchów. Ale tę historię kończy się opowiadać mniej więcej w tym miejscu. Przewodnicy, blogerzy, podróżnicy poprzestają na takim egzotycznym fun-fakcie. Ja staram się pójść dalej i pokazać, jak smutna rzeczywistość stoi za tą z pozoru niewinną ciekawostką. Coca-Cola wyszła z sacrum do profanum, pije się jej o wiele za dużo, a sama firma stara się robić jeszcze więcej pieniędzy na świętości napoju. Ta historia pokazuje, jakie procesy rządzą religią w XXI wieku, jak łączy się wierzenia z marketingiem. To trochę taki symbol dzisiejszych czasów.

A festiwale czarowników i czarne msze to też ciekawostka, czy praktykuje się to nie tylko w jednej miejscowości?
Do mojej książki nie wybierałam zjawisk marginalnych. Czarownicy funkcjonują nie tylko w Catemaco, ale praktycznie w całym Meksyku. Chodzenie do czarownika jest wciąż wśród Meksykanów dość popularne. Catemaco po prostu z czarowników uczyniło swoją wizytówkę, stąd podobno pochodzą ci najlepsi.

Facebook.com
Źródło: Facebook.com

Jeden z czarowników mówi pani, że ma swoją stronę na Facebooku.
Nie on jeden. Każdy szanujący się czarownik działa dziś w mediach społecznościowych. To są ludzie, którzy funkcjonują w XXI wieku. Nie kreują się na jakichś przedhiszpańskich Indian, tylko normalnie żyją we współczesnym społeczeństwie. Dla mnie nie jest to zabawne, a naturalne.

dwv2x0p

A nie przerażające jednak?
Dlaczego?

Pisze pani, że na Facebooku pojawiają się ewenty z zaproszeniem na czarną mszę.
Domyślam się, jak przerażająco to może brzmieć z polskiego punktu widzenia, ale mnie to określenie przez pobyt w Catemaco trochę spowszedniało, co jest swoją drogą chyba równie przerażające. Ostatnio w jednym z wywiadów radiowych prowadzący zapytał mnie, jak było na czarnej mszy. Wypaliłam, że fajnie. Potem się zorientowałam, co tak właściwie powiedziałam i że zaraz wywiozą mnie z tej Polski na wozie z gnojówką. Ale jest to też chyba znak tego, jak inne zabarwienie ma określenie "czarna msza" w samym Catemaco. Tamtejszy festiwal czarowników jest promowany przez władze miejskie i stanowe, są plakaty, są tam obecni urzędnicy i politycy, a na uroczystości przychodzi wielu, jeśli nie większość mieszkańców miasteczka. Najpierw są występy dzieci, zespołów folklorystycznych, potem pokazy regionalnych potraw, potem czarna msza. Wszyscy o niej mówią, są plakaty. Przestała ludzi szokować, stała się atrakcją turystyczną i częścią krajobrazu.

Bo Meksyk ma inne podejście do śmierci?
Nie, stanowczo nie. To inne podejście Meksykanów do śmierci to zresztą też mit. Kreowany po części przez samych Meksykanów, w tym przez noblistę Octavia Paza, ale jednak mit. Gdy przychodzi Święto Zmarłych, staram się nie wchodzić na portale internetowe. Polskie media wypisują wtedy takie bzdury o podejściu Meksykanów do śmierci, że nie da się tego czytać. Używane przez polskie media określenia takie jak "kult śmierci" nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Nie jest też prawdą, że Meksykanie nie przejmują się śmiercią, że śmierć jest dla nich hecą.

Getty Images
Źródło: Getty Images

Może nie tyle nie przejmują się, ale idą z nią pod rękę?
Nie, te kolorowe czaszki to tylko część meksykańskiej ornamentyki. Coś, co jest bardziej na zewnątrz, a nie w środku. Dla Meksykanów śmierć jest zawsze tragedią. Gdy umiera ktoś bliski, płacze się, cierpi. Mówienie, że Meksykanie mają inne podejście do śmierci, na siłę niesprawiedliwie ich egzotyzuje, a do tego wręcz odczłowiecza. Dlatego w książce starałam się pokazać inny Meksyk, nie ten stereotypowy, który znamy z polskich mediów. Celowo nie wspominałam o wojnach karteli, o murze – Meksyk to nie tylko to. Ten niezwykły kraj ma znacznie więcej twarzy. Do których poznawania z całego serca zachęcam.

dwv2x0p

Książka "Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk" w księgarniach dostępna jest od 11 lipca. Ola Synowiec pokazuje, jak Meksyk stopniowo odchodzi od przywiezionego z Europy pięćset lat temu katolicyzmu. Pisze o ruchu New Age, psychodelicznych turystach oraz meksykańskiej stolicy grzybów halucynogennych. Opowiada o Meksyku mało znanym, a także o tym, jak uniwersalna jest ludzka potrzeba religijności. Od 2011 roku mieszka w Meksyku. Opowiada o nim na Mexico Magico Blog.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe
dwv2x0p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dwv2x0p