"Bliżej do tego piekła nie podejdę!". Jasnowidzka krzyknęła z przerażenia
Ed i Lorraine Warrenowie przez blisko 60 lat zajmowali się badaniami zjawisk nadprzyrodzonych. Odprawiali egzorcyzmy, przeprowadzali seanse spirytystyczne i rozwiązywali zagadki potwornych morderstw, z którymi konwencjonalne śledztwa nie dawały sobie rady. Jedna ze spraw dotyczyła masakry w Amityville, gdzie syn zamordował swoich rodziców i czwórkę rodzeństwa.
Książka "Zaświaty. Historie prawdziwe" zgłębia tajemnice najważniejszych dla pary demonologów spraw, które przebadali osobiście. Na podstawie kilku z nich nakręcono słynne filmy, jak "Amityville Horror", "Obecność", "Udręczeni" czy "Annabelle". Warrenowie wyjaśniają też, kiedy po raz pierwszy zetknęli się z siłami nieczystymi, a także, z czym wiąże się bycie demonologiem. To także próba odpowiedzi na pytanie, co o zjawiskach nadprzyrodzonych ma do powiedzenia nowoczesna nauka.
Dzięki uprzejmości wyd. Replika publikujemy fragment książki "Zaświaty. Historie prawdziwe".
Przypadek numer. Amityville: mistyfikacja czy koszmar
Sprawa Amityville obecnie jest powszechnie znana. Poniższy tekst stanowi transkrypcję rozmowy telefonicznej pomiędzy Edem Warrenem (wraz z Lorraine) i George'em Lutzem.
Ed szkicuje tło
13 listopada 1974 roku, około 3.30 nad ranem, odeszła moja matka. Po tym, jak wiele lat wcześniej przezwyciężyła alkoholizm i raka, jej śmierć była nagła i nieoczekiwana. Lorraine i ja wyjechaliśmy wówczas z wykładami. Również 13 listopada 1974 roku, około 3.30 nad ranem Ronald DeFeo Senior, jego żona Louise oraz ich dzieci, Dawn, Allison, Mark i John-Matthew, w swoim domu w Amityville na Long Island, zostali zastrzeleni z karabinu wielkokalibrowego. Jedynym, który przeżył, był Ronald DeFeo Junior, który wówczas miał nieco ponad 20 lat. Został oskarżony i skazany za wielokrotne morderstwo.
Śmierć mojej matki, wraz z tymi tragicznymi morderstwami, to tylko dwa z wielu "zbiegów okoliczności", które łączą nas ze sprawą Amityville. Ponieważ Lorraine i mnie nie było w mieście, gdy spadła na nas wiadomość o konieczności zorganizowania pogrzebu, nie od razu dowiedzieliśmy się o zamordowaniu rodziny DeFeo. Pierwszy raz usłyszeliśmy o tej sprawie na początku 1976 roku, gdy pewna stacja telewizyjna z Nowego Jorku zgłosiła się do nas z propozycją, byśmy zbadali dom na Long Island. Podobno był tak nawiedzony, że jego właściciele uciekli z niego przerażeni. Zgodziliśmy się, ale tylko za pozwoleniem obecnych właścicieli.
George Lutz umówił się z nami w restauracji jakieś pół mili od domu, który wraz z rodziną porzucił zaledwie 20 dni wcześniej. Odmówił pójścia tam i powiedzenia, co się stało. Chciał, abyśmy to sami zobaczyli. Wydawał się naprawdę przerażony, ale zarazem pewien, że cokolwiek to jest, nie jest to jego wyobraźnia. Zależało mu na doświadczonych i wiarygodnych badaczach spraw nadprzyrodzonych, którzy nie narażaliby się bez potrzeby na niebezpieczeństwo i mieli szansę zrozumieć to zjawisko. Niemniej ani on, ani jego rodzina nie mieli najmniejszego zamiaru wracać do tego domu, ani niczego stamtąd zabierać. Ten człowiek widział więcej niż ducha.
George i Kathy Lutzowie do Amityville wprowadzili się w grudniu 1975 roku podekscytowani perspektywą zapewnienia ładnego domu (pomimo jego tragicznej historii) dla swojej rodziny i firmy. Byli świadomi jego koszmarnej historii, ale przez nią cena była zbyt atrakcyjna, żeby się nie zdecydować. To był duży dom, w dobrej okolicy, z hangarem na łodzie i basenem. Kosztował więcej, niż zakładali, ale nadal mieściło się to w ich budżecie. Był to dom, w którym planowali wychować swoje dzieci i się zestarzeć. Jednak niecały miesiąc po zakupie zostawili go, porzucając wszystkie swoje rzeczy. Kilka miesięcy później zostawili krewnych i przyjaciół i przenieśli się do Kalifornii, by znaleźć się od niego tak daleko, jak to tylko możliwe.
Książka i film pod tytułem "The Amityville Horror" stworzyły kolejne problemy. Przyciągnęły ludzi szukających dreszczyku emocji i pseudoekspertów wszelkiej maści. Niektórzy próbowali zarobić na złej sławie, podczas gdy miasteczko starało się tę sprawę wyciszyć. Szczegóły z książki i filmu były oceniane i omawiane. Wreszcie wydawało się, że w najlepszym interesie wszystkich będzie uznać to za "mistyfikację". Pomimo przegranych spraw sądowych opartych na szczegółach George i Kathy Lutzowie utrzymywali, że to nie jest żadna mistyfikacja, a my im wierzyliśmy.
Media i uczestnicy naszych wykładów ciągle pytali nas o tę sprawę. Mogliśmy odpowiadać wyłącznie na podstawie naszych własnych doświadczeń z badania przeprowadzonego w tym domu w 1976 roku. Nie mogliśmy się wypowiadać odnośnie do szczegółów tego, co przeżyli Kathy i George. Ponadto pojawiła się cała masa ludzi znikąd, którzy twierdzili, jakoby zbadali ten dom. Trudno było określić, kto faktycznie tam był, a kto tylko chciał. Znowu, takie informacje mogli zweryfikować wyłącznie właściciele. O umówionej porze zadzwoniłem do George'a, by pomógł mi w szczegółach związanych z tą sprawą. Lorraine i ja rozmawialiśmy z dwóch telefonów. Za pozwoleniem George'a całą rozmowę nagrałem.
– George – zacząłem – to jest jedna z najbardziej kontrowersyjnych spraw, jakie kiedykolwiek z Lorraine badaliśmy.
Z całą pewnością nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać.
– Mamy do ciebie kilka pytań odnośnie do wydarzeń w twoim domu w Amityville na 112 Ocean Avenue – włączyła się Lorraine. – Te pytania padają na każdym naszym wykładzie.
Wyjaśnienie dotyczące księdza
Zgodnie z książką "The Amityville Horror", którą po zbadaniu tematu napisał Jay Anson, katolicki ksiądz, ojciec Ralph, w wyniku poświęcenia nowego domu George'a i Kathy Lutzów w Amityville doświadczył dziwnych i nieprzyjemnych rzeczy. Później się z tego wycofał. Z mojego doświadczenia wnioskuję, że mogło to być związane z naciskiem ze strony Kościoła, który ogólnie unika rozgłosu, a już zwłaszcza rozgłosu spowodowanego taką sprawą.
– Według książki – powiedziała Lorraine – w dniu, w którym się wprowadziliście, dom został poświęcony przez księdza, któremu jakiś głos kazał się wynosić. Czy ten głos słyszał ktoś jeszcze? Towarzyszyliście księdzu? Czy mógł usłyszeć ten głos fizycznie… czy telepatycznie?
– Myślę, że chyba usłyszał go fizycznie – powiedział George – ale w sumie to nie wiemy. Nie było nas wtedy przy nim. Nigdy nam o tym nie powiedział. Nigdy nie mówił, że po poświęceniu tego domu miał jakieś kłopoty.
– Czy według ciebie nic nie powiedział, bo nie chciał was obciążać niczym, co go spotkało w wyniku poświęcenia waszego domu? – spytała Lorraine.
– Powiedział nam tylko – odparł George – że byłoby dobrze, gdybyśmy w jednym z pokojów nie urządzali sypialni. Odpowiedzieliśmy, że w tym akurat pokoju planujemy urządzić szwalnię.
– Czy powiedział, dlaczego w jego odczuciu w tamtym pomieszczeniu nie powinna się znaleźć sypialnia? – spytała Lorraine.
– Powiedział, że wyczuwa tam coś, co mu się nie podoba. Poprosił też, żebyśmy w miarę możliwości drzwi do tego pokoju trzymali zamknięte. Uznaliśmy to za trochę dziwne, ale zgodziliśmy się, skoro i tak chcieliśmy tam zrobić szwalnię.
Gdy wraz z Lorraine badaliśmy ten dom, Lorraine dokładnie wskazała miejsce, w którym złożone były ciała członków rodziny DeFeo, zanim zostały zabrane do kostnicy. Pamiętajcie, nie było nas tam podczas tego morderstwa i nie mieliśmy wiedzy co do szczegółów sprawy. Gdy Lorraine podczas naszego dochodzenia weszła na piętro, poczuła niewidzialną siłę. Powiedziała, że to było tak, jakby musiała pokonać opór wody. W wejściu do pokoju, który Lutzowie wykorzystywali jako szwalnię, wykrzyknęła: "Bliżej do tego piekła nie podejdę!".
WYJAŚNIENIA DOTYCZĄCE LEWITACJI
– Jak długo mieszkaliście w tym domu, zanim komuś przydarzyła się lewitacja? – spytała Lorraine.
Ważne było, by to ustalić, ponieważ jest to wyraźna wskazówka co do zaangażowania sił demonicznych.
– Przydarzyła się dopiero w ciągu kilku ostatnich nocy, kiedy tam byliśmy i po zostawieniu domu – odparł George.
– Czy lewitacji doświadczał każdy z członków rodziny?
– Nie, głównie Kathy, ja raz. Chociaż jednej nocy rzucało łóżkami dzieci. Skakały w górę i w dół i coś je przeciągało po podłodze. Gdy to się działo, miałem wrażenie, że nie jestem w stanie się poruszyć we własnym łóżku. Kathy była jakby w transie, cała sztywna, i odsuwała się ode mnie. W tym samym czasie na dole panował straszny hałas.
Ta nieruchomość, którą opisał George, i zesztywnienie Kathy pogrążonej w głębokim jakby śnie znane są jako "paraliż psychiczny". Dla osoby, która tego doświadcza, to przerażające i frustrujące. Ten, kto jest przytomny, nie może uwierzyć, że hałas i zamieszanie nie budzą tej drugiej osoby, by mogła pomóc czy być świadkiem tego, co się dzieje.
Paraliż psychiczny zdarza się w miejscach będących pod wpływem zła – w dzień czy w nocy. Sam doświadczyłem tej bezsilności. Zdarzyło się to podczas badania piwnicy w domu w Amityville.
– W książce czytamy, że wszedłeś do pokoju, zobaczyłeś lewitującą Kathy i złapałeś ją. Możesz nam o tym opowiedzieć?
– To było, jak medytowaliśmy w domu matki Kathy – wyjaśnił George. – Spojrzałem w górę, a Kathy była sztywna i sunęła w górę po ścianie, jakby ktoś ją ciągnął za związane razem dłonie. Ledwo wyszedłem z medytacji i nie mogłem w to uwierzyć. Nawet się nie zastanawiałem. Złapałem ją, ściągnąłem na dół i obudziłem. Miała wielkie szramy na brzuchu. Zawołałem jej matkę, żeby to zobaczyła. Kiedy indziej Kathy i ja spaliśmy i lataliśmy wokół pokoju.
– Byliście tego świadomi? – zapytałem.
– Tak – odparł. – Gdy spojrzeliśmy na dół, łóżko pod nami było puste. To się stało zaraz po tym, jak wynieśliśmy się z tamtego domu. Gdy Kathy lewitowała w domu w Amityville, tyle się działo. Ściągnąłem ją i położyłem.
– Trudno było ją ściągnąć?
– Nie, od razu wróciła na dół.
– Była wtedy przytomna?
– Zaraz po tym się obudziła.
– Przestraszyła się?
– Była zaskoczona, nie przerażona tak jak ja. Ale widziała zgrozę na mojej twarzy.
– Ile dokładnie razy tobie i Kathy zdarzyło się lewitować?
– Lewitowaliśmy kilka razy, w domu teściowej. W naszym domu w ogóle nie lewitowałem. Kathy dwa razy lewitowała w naszym domu, we śnie.
– Jak długo trwała lewitacja?
– Wydawało się, że bardzo długo, ale faktycznie pewnie góra pięć minut.
– Raz, jak ty i Kathy lewitowaliście, pamiętam, że powiedziałeś, że obejrzałeś się na Kathy i powiedziałeś: "Wierzysz, że to się dzieje?". Dobrze cytuję?
– Tak, rozmawialiśmy ze sobą. Po prostu nie mogliśmy uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Lataliśmy, unosiliśmy się, patrząc w dół na puste łóżko. Nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyliśmy czegoś takiego.
Zgadzało się to z tym, co Lorraine i ja słyszeliśmy i widzieliśmy gdzie indziej. Lutzowie mogli być oczytani albo znać się na magii i wymyślić całą tę historię, ale opierając się na tym, co w tym domu wyczuliśmy i czego tam doświadczyliśmy, uważaliśmy, że te doświadczenia są nie tyle możliwe, ile prawdopodobne.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Zaświaty. Historie prawdziwe" Eda i Lorraine Warrenów i Cheryl Wicks (przełożyła Martyna Plisenko), która ukazała się nakładem wyd. Replika.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo