Każdy, kto zna twórczość Harlana Cobena, miał okazję zapoznać się z Myronem Bolitarem – jego sztandarowym bohaterem. To mężczyzna tyleż czarujący, co bezczelny, który co i rusz pakuje się w jakieś kłopoty i który zawsze wychodzi z nich cało, w dużej mierze dzięki przyjaciołom – majętnemu Winowi, któremu bezgranicznie ufa i zawsze może na nim polegać czy Wielkiej Cyndi, z którą współpracuje. Tym razem kłopoty mają na imię Therese i są dawną miłością Myrona. Kobieta prosi go o pomoc, a jego zgoda pociąga za sobą szereg nieprzewidzianych i oczywiście niebezpiecznych zdarzeń, które rzucają bohatera po całym świecie, dopóki zagadka tajemniczego zaginięcia męża kobiety nie zostanie rozwiązana. Aż ręka świerzbi, by opisać szczegółowo te zdarzenia, ale czytelnicza lojalność skutecznie powstrzymuje mnie przed zdradzeniem meandrów fabuły, co zepsułoby niewątpliwą przyjemność z jej samodzielnego i stopniowego odkrywania. A jest się czym zachwycać! I przerażać jednocześnie, bo autor odmalowuje wcale nie tak
niemożliwą wizję, urzeczywistnianą przez terrorystów, którzy nie zawahają się użyć wszelkich środków, by osiągnąć założone cele.
Mimochodem być może Coben pokazuje wykorzystanie potrzebnej przecież i powszechnie stosowanej procedury in vitro do zbrodniczych celów, a także zwraca uwagę na problem korupcji i wielkich pieniędzy w nieodpowiednich rękach. A ponieważ wszystkie te wątki spaja postać niezawodnego Bolitara, można mieć gwarancję, że będzie nie tylko poważnie czy groźnie, ale też zabawnie i ironicznie, za sprawą narracji, jaką ów bohater proponuje.
Poza tym, powieść wciąga jak wszystkie inne, które wyszły spod pióra Cobena, a tym, którym obca jest jego twórczość, pozwala zrozumieć powodzenie autora i nieodmiennie wysokie pozycje na listach najpoczytniejszych książek.