Ballady nasze współczesne, romanse nasze codzienne, bogowie nasi przyziemni
Kalejdoskop postaci, wydarzeń, słów. Kolaż. Prawie 600 stron kolażu. Historie ze sobą powiązane i niepowiązane jednocześnie. Artefakty życia w globalnej wiosce, artefakty popkultury. Znikające żelazka. Brak kawy. Losy Olgi, która zabrała nocą do domu nieznanego zakrwawionego chłopaka, leżącego na wycieraczce pod jej mieszkaniem. Losy Anki, jej siostrzenicy, żyjącej w świecie pozorów i szukających ucieczki od trudnych pytań i decyzji w szybkim seksieseksie i bezwartościowej muzyce. Historia Kamy, za wszelką ceną pragnącej wyjść za mąż i mieć dużo dzieci, żeby wyróżnić się na tle robiących karierę koleżanek. Janek, chłopak znaleziony przez Olgę, złodziej i oszust, kochanek Olgi i Anki. I inni: każdy z nich usiłuje się jakoś odnaleźć w nowoczesnym (ponowoczesnym?) świecie, który daje im zbyt wiele możliwości i jednocześnie zamyka zbyt wiele drzwi. Zatomizowane rodziny, katolicyzm jako lekarstwo na strach, szarzyzna życia w zalewie kolorowych wystaw. Żadnych reguł. Żadnych ograniczeń. Uczucia sprowadzone do seksu:
sport weekendowy. Przywiązanie do pozorów, komunikowanie się na poziomie banału, wymiany usług i niezbędnych informacji. Codzienność przewidywalna aż do bólu. Żadnego kierunku w życiu i wskazówek, jak dojść do celu. Zresztą nie ma celu – chyba że celem są kariera, pieniądze, awans, gadżety z reklamy. Oto człowiek współczesny, oto Polak współczesny: z tanim mydłem albo „wypasionym” samochodem, z wielkim biurem albo łóżkiem w internacie. Skrajności. Pogoń za nie-wiadomo-czym, życie w świecie przedmiotów i telewizyjnych obrazów. Brak mistrzów, mentorów – i ich nadmiar jednocześnie, guru popkultury z receptą na wszystkie bolączki i wszystkie bezsensy. Poszukiwanie sensu życia, transcendencji w okruchach tego, co po niej zostało, co zostało po wierze, ideale. Supermarket religijny: ontologia i eschatologia pozlepiane z kawałków tego co wygodne, dostępne, co pasuje do stylu życia i aktualnych trendów. Bożki zamiast bogów albo raczej bogowie tacy, jakimi ich stwarzamy. W globalnej wiosce wszystko jest możliwe,
nawet spotkanie z Afrodytą czy wniebowziętym Grabcem, żyjącym w erotycznym trójkącie z Aliną i Balladyną. Wszystko może ulec przetworzeniu i przemieszaniu, nie istnieje jeden stały punkt odniesienia.
Powieści Karpowicza nie czyta się łatwo. Oburza, bawi, złości, zmusza do refleksji. Trzeba się przystosować, przestawić na tryb wideoklipowy. Autor zmienia styl, techniki narracyjne, rozbija schematy fabularne, burzy zasady kompozycyjne powieści. Jednocześnie jednak daje czytelnikowi dokładnie to, czego ten oczekuje, co odpowiada jego wyobrażeniem na temat ludzi o określonym statusie społecznym, zawodowym, stanie cywilnym czy wieku. Bohaterowie Karpowicza to postaci-typy, znane z gazet i telewizyjnych wiadomości: nastolatki uprawiające seks byle gdzie i z byle kim, dilujące, wdające się w bójki, mające bardzo ograniczony zasób słownictwa; niezamożne stare panny żyjące monotonnym trybem dom-praca-dom i robiące zakupy w Biedronce; rodziny współczesnych Dulskich z kłótliwą, wiecznie niezadowoloną panią domu; yuppies pod krawatami i w garsonkach, z dobrymi samochodami i drogimi gadżetami, skupieni na karierze albo rozdarci pomiędzy przymusem jej robienia (bo tak robią wszyscy), a „zegarem biologicznym”.
Wszyscy oni, schematyczni, nudni, czasami nawet przerażający, budzą współczucie swoją próbą uporządkowania chaosu, gorączkowym, nieświadomym poszukiwaniem własnego Absolutu, autorytetu, korzeni, miejsca na ziemi – i bliskości innego człowieka, miłości, nawet jeśli się to dzieje wbrew ich intencjom i wbrew temu, co uważają za własne poglądy i pragnienia.
Co do tego wszystkiego mają znikające żelazka i nagły brak kawy? Trzeba samemu przeczytać Balladyny i romanse, żeby się dowiedzieć. Swoją drogą, brak kawy to doprawdy przerażająca perspektywa!