Pochodząca z Bułgarii Maria Todorova, obecnie profesor historii na Uniwersytecie Illinois, od lat zajmuje się dziejami Bałkanów. Najsłynniejszym jej dziełem są Bałkany wyobrażone, książka, która z jedenastoletnim opóźnieniem ukazała się właśnie na polskim rynku. Już sama dedykacja Bałkanów wyobrażonych daje do myślenia, brzmi ona następująco: „Rodzicom, od których nauczyłam się kochać Bałkany – nie musząc ani być z nich dumna, ani się ich wstydzić”. To jest chyba jedna z najlepszych, najbardziej syntetycznych definicji patriotyzmu zdrowego i pozbawionego nacjonalistycznej zgnilizny, jaką czytałem.
Bałkany od lat sprawiają Zachodowi swoisty epistemologiczny kłopot. Są „innym” Europy, kumulując najrozmaitsze stereotypy, z zacofaniem cywilizacyjnym włącznie, zaś pojęcie „bałkanizacja” stało się pejoratywnym, niebezpiecznie zbliżając się znaczeniowo do „barbarzyństwa”. Postrzegane są niczym kraj „na wpół kolonialny”, nie przystający do trywialnej dychotomii Wschód-Zachód, będąc albo na jej marginesie, albo gdzieś pomiędzy, wtłoczone bezrefleksyjnie w międzykulturową szczelinę. Autorka postanowiła spróbować odnaleźć przyczyny powstania i umocnienia tego kłopotliwego, bardzo krzywdzącego obrazu, poprzez zbadanie kształtowania się pojęcia bałkanizmu, m.in. zarówno w aspekcie etymologicznym, geopolitycznym, społecznym, a także w sferze idei. Dokonane przez Todorovą prześledzenie użycia tego określenia w różnych językach jest bardzo interesującym zabiegiem badawczym, pozwalającym na wyciągnięcie wielu wniosków na temat jego pejoratywności, nadawania negatywnych konotacji. Śledząc ewolucję terminu „bałkański”,
ukazała „wachlarz sądów i stopień tolerancji dla domniemanej tożsamości bałkańskiej” i dość precyzyjnie określiła moment, kiedy ów termin zaczął odrywać się od swej podstawy ontologicznej, wynaturzać i zamieniać w, jak to bardzo celnie określiła, „językowy chwast”. Zdefiniowawszy to pojęcie, autorka przeszła do rozważań, jak sobie radzą z nim mieszkańcy tego regionu? Jak Homo balcanicus odbiera samego siebie? Na te pytania próbowała odpowiedzieć ukazując punkt widzenia Albańczyków, Greków, obsesyjnie kładących nacisk na swoją europejskość, Rumunów, podkreślających związki ze światem Zachodu, Turków, notorycznie rozdartych pomiędzy Azją i Europą oraz islamem a świeckością, Jugosłowian pragnących widzieć się w roli elity niezrzeszonego świata oraz Bułgarów, w pełni akceptujących swoją przynależność do Bałkanów. Co ciekawe, wszystkie te nacje próbują traktować siebie jak most pomiędzy kulturami, konkurując w pretensjach do przynależności do Starego Kontynentu.
W Bałkanach wyobrażonych Todorowa porównała również liczne włoskie, francuskie, niemieckie i rosyjskie przekazy, relacje, dające bardzo specyficzny obraz półwyspu. Znakomicie ukazała tutaj sądy współczesnych, od apologii, po mocne diatryby. Zatrzymała się dłużej nad chłonnym rynkiem literatury podróżniczej, który szczególnie rozwinął się w Wielkiej Brytanii, gdzie kreowano Bałkany bardzo rzadko na podstawie empirii, a zazwyczaj opierano się na uprzedzeniach i fantazjach. Autorka przeprowadziła zatem szczegółową analizę ówczesnej historiografii i dzieł podróżników (choć bardziej przystającym byłoby określenie „turyści”), analizując anglosaskie przekazy, skorelowane z ówczesną polityką zagraniczną. Zauważyła tu intrygującą optykę, wzorce postrzegania – burżuazyjne i arystokratyczne. Klasyfikując, zbierając i charakteryzując obecne w świadomości tzw. człowieka Zachodu wzorce postrzegania, Todorova skonstatowała, że do roku 1900 nie było jednolitego wyobrażenia Bałkanów. W wieku XIX odkrywano je i opisywano,
zaś wiek XX to już dopisywanie zgromadzonej wiedzy do uprzednio skonstruowanych schematów. Rozpoczęło się przyklejanie kolejnych, coraz bardziej kategorycznych etykiet, internalizując stereotyp, podszywano go rasizmem i tworzono w ten sposób wspólną postawę. Było to o tyle trudne, że Zachód nie potrafił okiełznać całej złożoności etnicznej tego regionu, nie dającej się poddać kategoryzacji. Jak autorka napisała, znakomicie wypunktowawszy mielizny teorii Huntingtona, popularny obraz Bałkanów wyrósł na podłożu popularnych, prymitywnych interpretacji koncepcji dotyczących pojęcia rasy, postępu, ewolucji, kultury i cywilizacji. Słusznie zwróciła ona uwagę na fakt, iż „Europa” kończy się dokładnie tam, gdzie tego chcą politycy, zaś w pojęciu geopolityki środek ciężkości niebezpiecznie od składowej „geo” się oddala.
Szczególnie interesujący dla polskiego czytelnika będzie zapewne rozdział, w którym Todorova zajęła się pojęciem „Europy Środkowej”. Zwróciła ona uwagę, że moda na nie rozpoczęła się od wydania trzech dzieł – Szucsa, Miłosza i Kundery, wypowiadających się w imieniu, odpowiednio, Węgier, Polski i Czechosłowacji. Poddawszy krytycznej analizie dzieła tych twórców, próbujących zdefiniować ramy Europy Środkowej w kategoriach kulturowo-historycznych, przedstawiła kolejne etapy rozwoju tej koncepcji. Jak bumerang i tutaj powraca pytanie: gdzież jednak umieścić Bałkany? W ostatnim rozdziale autorka dokonała przeglądu tradycji historycznych, które kształtowały ów półwysep na południowym wschodzie Europy, szczególną uwagę zwracając na interpretację dziedzictwa osmańskiego.
W 1940 roku, Geshkof napisał, że o Bałkanach świat dowiaduje się zwykle wtedy, gdy przemoc sieje postrach i niesie zmartwienie. W innych okolicznościach lekceważąco się ich nie zauważa. Zaiste, zadufani w swoim eurocentryzmie zwracamy na niektóre zjawiska uwagę wówczas, gdy dotrze do nas swąd pogorzeliska i usłyszymy krzyk mordowanych w imię coraz bardziej abstrakcyjnych urojeń. Jest to prawidło odnoszące się nie tylko do lat czterdziestych minionego wieku i nie tylko do Bałkanów, ale porażające swoją aktualnością i dziś, co możemy zaobserwować chociażby zerkając na dymy co raz unoszące się nad Kaukazem. Todorova pragnęła dowieść, że Bałkany mają silną „podbudowę ontologiczną, domagającą się poważnego i dogłębnego zbadania, jest to bowiem ontologia ciągłej i głębokiej przemiany”. Krytycy, uparcie dzierżący obraz tego regionu lokujący się jeszcze w czasach pierwszej wojny światowej, posługują się nim tendencyjnie i bezrefleksyjnie, nie siląc się nawet na próbę rewizji zastałych, skostniałych schematów. Już we
wstępie autorka zaznaczyła, że jej marzeniem było stworzenie pracy naukowej, będącej skomplikowanym, urzekającym i wymownym wzorem, utkanym z całego bogactwa szczegółów, jednakże ze względu na rozliczne ograniczenia poprzestała na „zszywanych skrawkach, pobieżnych kompozycjach i eklektycznym stylu”. Pozostając przy tkackich analogiach, przyznam, że nawet, jeśli są to rzeczone skrawki, to tworzą iście imponujący arras. Arras, którego poznawanie jest wyborną, intelektualną przygodą.
Lektura Bałkanów wyobrażonych nie jest łatwa, bowiem to nie kolejna, pełna anegdot i puszczania oka do czytelnika książeczka, w której autor sili się na sztuczny luz i poklepywanie odbiorcy po ramieniu. Tu nie ma miejsca na wtręt: „żeby nie nudzić, nie umieszczałem przypisów”, z gorliwością stosowany przez autorów literatury popularnonaukowej, z akcentem postawionym na „popularno”. Wręcz przeciwnie, autorka utyskując, że względy ekonomiczne wymusiły ograniczenie przypisów, wspomniała, iż w pierwotnej wersji zawierały one zarówno rozważania polemiczne, jak i komentarz historiograficzny. Pomimo tego i tak znajdziemy w jej dziele imponującą ich liczbę – 730, zaś spis bibliograficzny liczy ponad 900 pozycji. Książka ta zawiera również indeks nazwisk i w zasadzie jedynego, czego w niej mi brakowało, to jakiejkolwiek mapki Bałkanów.