O ile naszym życiem politycznym wciąż niepodzielnie rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego, a kolejni „mężowie stanu” zapamiętale okładają się zmurszałymi wiekami, w historiografii polskiej dostrzegalny jest renesans badań dziejów II RP z perspektywy międzynarodowej. Jak podkreśla we wstępie Mariusz Wołos, autor książki O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926, w badaniach tych bazuje raczej zachodni punkt widzenia – perspektywa francuska, niemiecka, brytyjska czy amerykańska. Ta rosyjska jest zbadana słabo i nierównomiernie; nie byliśmy wszak traktowani przesadnie priorytetowo przez państwo sowieckie, może prócz przypadków, gdy jego przedstawiciele pofatygowali się do nas na taczankach, by krzewić proletariackie ideały. Wołos wskazuje, że asymetria jest tu bardzo widoczna: dla Polaków od stosunków z ZSRS zależał niepodległy byt Rzeczpospolitej.
Mariusz Włos w latach 2007-2011 funkcję dyrektora Stacji Naukowej PAN w Moskwie. Jest przedstawicielem Polskiej Akademii Nauk przy Rosyjskiej Akademii Nauk, profesorem w katedrze Najnowszej Historii Polski Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie i Instytutu Historii PAN w Warszawie. Należy do Polskiego Towarzystwa Historycznego, Toruńskiego Towarzystwa Naukowego, Komitetu Nauk Historycznych PAN, Association internationale d’histoire contemporaine de l’Europe z siedzibą w Strasburgu i Genewie. Jego zainteresowania badawcze obejmują, m.in. historię stosunków międzynarodowych w pierwszej połowie XX wieku, dzieje dyplomacji polskiej, radzieckiej i francuskiej, historię Polski w okresie międzywojennym oraz historię Związku Radzieckiego.
W swojej najnowszej książkowej publikacji, postanowił przedstawić Polskę w dobie kryzysu politycznego w latach 1925-1926 w świetle dokumentów sowieckiej służby dyplomatycznej, skupiwszy się zarówno na materiałach centrali Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie, jak i placówek zagranicznych w Warszawie i Berlinie. Ponadto pragnął pokazać stosunek radzieckiej dyplomacji nie tylko do kluczowych wydarzeń w historii Polski, ale i naświetlić opinie Sowietów na temat polskiej elity połowy lat XX wieku, partii, ugrupowań oraz instytucji państwowych. Ponadto, jak czytamy we wprowadzeniu, chciał opisać mechanizmy działania dyplomacji sowieckiej wobec Polski ze wskazaniem źródeł informacji, metod analizowania pozyskanego materiału i kryteriów ich doboru.
Książka podzielona jest bardzo klarownie na siedem rozdziałów objętych cezurą jesień 1925-zima 1926, kiedy to zarówno w Polsce, jak i Rosji, działo się wiele – u nas funkcjonowało przez ten czas siedem rządów i miał miejsce zamach stanu, Rosjanie zaś dość bezpardonowo walczyli o schedę po Leninie. Rozdział pierwszy to zarys tła, w którym autor zawarł uwagi o sowieckim aparacie dyplomatycznym ze szczególnym uwzględnieniem warszawskiego połpredstwa, na którego szczycie stał, obciążony piętnem carobójcy, Wojkow. Rozdział drugi rozpoczyna się od sążnistych wywodów pracowników Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, które Mariusz Wołos traktuje jako dobre exemplum postrzegania Polski przez sowieckich dyplomatów i sposobu myślenia analityków. Wyraźnie widać tu dogmat o Wielkiej Brytanii jako głównym wrogu Sowietów - Dzierżyński et consortes z zapałem karmił wierchuszkę informacjami o akcjach brytyjskiego wywiadu przeciw Rosji. Autor podkreśla tu, że Polska odgrywała tu rolę pomocniczą, dopełniającą w ramach
szerszej taktyki. Analizuje, czy wspomniany dogmat był uzasadniony i czy rzeczywiście Londyn stanowił główną siłę antysowiecką, po czym przechodzi do omówienia percepcji kryzysu gabinetowego po upadku rządu Grabskiego. Ciekawe są tutaj analizy dotyczące możliwości dokonania przez Piłsudskiego zamachu stanu jesienią 1925 roku. W rozdziale trzecim Wołos opisuje sposoby pozyskiwania materiałów przez stronę sowiecką oraz powiązania Wojkowa z kręgami polskiej polityki. Powiązań tych było wiele, wszak endecy czy związani głównie z prawicą przedstawiciele przemysłu i handlu oraz kluczowych resortów ministerialnych, kontaktów z Rosją nie unikali. Autor przygląda się tu próbom poszerzenia kontaktów wśród polskiej elity politycznej oraz praktycznego ich wykorzystania przez Moskwę. Rozdział czwarty to już gorące przedwiośnie 1926 – w marcu Wojkow ostrzegał przed coraz bardziej napiętą sytuacją polityczną, której zwieńczeniem mógł być zamach stanu. Autor przytacza tu również poglądy i analizy innych sprawozdawców,
Arkadiewa i Arłowa, tak rozbieżne, że szczerze zacząłem współczuć LKSZ, która musiała wyciągać na ich podstawie jakieś wnioski. Ich dywagacje były wszak bardzo odległe od polskiej rzeczywistości, a siedzący w Moskwie Dzierżyński wykazywał się większą przenikliwością, niźli osadzeni w Polsce dyplomaci. W tym rozdziale najdobitniej chyba widać, że nie mieli oni rozeznania w scenie politycznej i kierowały nimi głównie uprzedzenia i stereotypy, a Wojkow kierował się raczej własną wyobraźnią, niźli realnie stąpał po ziemi. Ograniczenie kontaktów do kręgów prawicowych, czerpanie wiedzy z artykułów prasowych i brak dostępu do Sulejówka również dawały się we znaki. W rozdziale piątym Wołos przedstawia nam krótko przebieg zamachu stanu, ukazanego tu przez pryzmat telegramów słanych przez Wojkowa do swoich moskiewskich przełożonych. Połpred z uporem i konsekwencją godną lepszej sprawy obstawał tu przy wersji o planowanej jedynie demonstracji wojskowej, która niespodziewanie przerodziła się w konfrontację zbrojną.
Wyczucie polityczno-wojskowe łączył ze swoistym kunsztem psychologicznym – Piłsudski, według niego, miał mieć „w głowie kaszę drobnego burżuja i nic poza tym (…) Widać w sposób oczywisty, że Piłsudski nie ma żadnego programu politycznego”. Kiedy LKSZ dostał jego spekulacje, pozostawało tylko postawić na marginesie wielki znak zapytania. Wołos nie ogranicza się jednak do futurystycznych bajań połpreda, ukazując również przewrót majowy z perspektywy berlińskiej, jaką przedstawił Moskwie Rajewski. Nie może tu również zabraknąć perspektywy moskiewskiej, z jaką patrzył na wydarzenia w Rzeczpospolitej niejaki Stomoniakow. Kiedy nastąpiła pora umacniania władzy Piłsudskiego, opisana w rozdziale szóstym, Wołkow nadal snuł swoją mantrę o bezprogramowości i krótkowzroczności Marszałka. Autor opisuje jego raporty dotyczące potencjału militarnego, polityki zagranicznej oraz zaplecza politycznego i społecznego – przedstawione dokumenty znakomicie pokazują sposoby pozyskiwania informacji przez połpredstwo. Rozdział siódmy
to już przejście od kryzysu gabinetowego do stabilizacji: utworzenie rządu i pierwsze miesiące jego działalności. Modny stał się wśród rosyjskich analityków pogląd o powtórnym zamachu stanu, rozwiązaniu parlamentu, ogłoszeniu się przez Marszałka dyktatorem i różne inne fantazje wynikające z zupełnego niezrozumienia polskich realiów. Najwięcej uwagi Wojkow zaczął w pewnym momencie poświęcać endecji. Pomimo tego, że, jak się wydaje, znał to środowisko o wiele lepiej, niż pozostałe, i tutaj własne urojenia traktował jako pewniki, zalewając Moskwę dywagacjami cokolwiek dziwacznymi.
Warszawskie połpredstwo wyłaniające się z pracy Wołosa przypomina skupisko przypadkowych osób skazanych „awansem w dół” na pracę w stolicy państwa, które było dla nich efemerydą. Podstawową ich bolączką były przede wszystkim: brak istotnych źródeł informacji, ograniczony dostęp do otoczenia Piłsudskiego, niezrozumienie mentalności Marszałka, kurczowe trzymanie się stereotypów, uprzedzeń, dogmatów i bronienie do upadłego własnych, dawno już skompromitowanych tez. Nie pomagała również podejrzliwość niebezpiecznie zbliżająca się do ciężkiej paranoi skutkującej dopatrywaniem się wszędzie prowokacji. Wojkow bardzo plątał się w swoich koncepcjach i domniemaniach, nie potrafiąc poukładać bardziej lub mniej wiarygodnych informacji. Wnioski musiały korespondować ze, sformułowanymi a priori, tezami i oczekiwaniami połpreda oraz jego moskiewskich przełożonych. W takich warunkach określenie rzeczywistych celów i taktyki podstawowych graczy na politycznej scenie było dla Rosjan praktycznie niemożliwe. Niespecjalnie się
chyba jednak tym przejmowano, traktując Polskę jako gracza drugorzędnego, bezwolną marionetkę Wielkiej Brytanii, kraju niezmiernie potrzebnego do pielęgnowania przez Rosję syndromu oblężonej twierdzy.
Książka O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym powstała dzięki badaniom w archiwach rosyjskich. Autorowi udało się dotrzeć do dokumentów, których polscy i rosyjscy badacze nie znali, zwłaszcza tych zgromadzonych w Archiwum Polityki Zagranicznej Federacji Rosyjskiej w Moskwie. Pokłosiem tej pracy jest, m.in., ukazanie analizy sytuacji nad Wisłą z kilku stron: z Warszawy, Berlina i Moskwy. Jak możemy się przekonać, te pierwsze były dużo bardziej odrealnione, niż relacje płynące z Niemiec. Moim zdaniem, Mariuszowi Wołosowi nie tylko udało się osiągnąć zamierzone cele sprecyzowane we wstępie pracy, ale i dokonał krytycznej oceny pracy warszawskiego połpredstwa, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Wnioski płynące z tej książki są bardzo interesujące, trzeba jednak nadmienić, że jest to dzieło dość trudne w odbiorze. Autor nie silił się tu na popularyzowanie historii, a jego stylowi daleko jest do tego znanego z potoczystych esejów historycznych, które czyta się niczym pasjonujące reportaże. O
Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym jest dziełem stricte naukowym, historycznym, będącym efektem benedyktyńskiej wprost kwerendy. Dziełem niełatwym, ale wypełniającym lukę w historiografii burzliwego okresu 1925-1926, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę wspomnianą asymetrię na linii stosunków Polska-Rosja.