Była sobie kiedyś szczęśliwa rodzina Szczęsnych. Miała zwykłą, choć niezwykłą cukiernię, w której zaopatrywało się całe miasto. Można tam było kupić marchewkowe muffiny i ciasto orzechowe. Każdy mieszkaniec Klęsk Zdroju miał swój ulubiony wypiek, po który stał w kolejce już od samego rana. A w ciasteczkach, ciastach i tortach kryła się magia. I to nie tylko magia smaku, ale prawdziwe czarowanie. Bowiem rodzina Szczęsnych używa w kuchni czarów. Mogą sprawić, że ktoś spojrzy na nas łaskawszym okiem, gdy tylko zje zaczarowany biszkopcik albo wręcz przeciwnie – staniemy się dla niego niewidzialni, gdy skosztuje słodkiej babeczki. Czary na wszystko znajdują się w „Almanachu wiedzy kulinarnej” przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Księgi trzeba pilnować, żeby nie dostała się w ręce, które będą chciały czynić tylko zło.
Niestety, takie ręce właśnie pochwyciły „Almanach”. W pierwszej części „Magicznej cukierni” tajemnicza ciotka Lily ukradła go i wyruszyła z nim świat, podbijać mu oczy i zdobywać jego zakamarki. Lily była czymś w rodzaju objawienia dla zahukanej, zamkniętej w sobie Róży, która nie wierzyła, że jest wartościowa i też potrafi zdobyć dla siebie kawałek świata. Mocna, silna, przebojowa, piękna, pewna siebie i ambitna – taka była ciotka i taka zawsze chciała być Róża. Ale wszystko zawsze sprowadzało się do tego, że nie potrafi przeskoczyć sama siebie, że nie umie nawet odezwać się do chłopaka, który jej się podoba. Lily nie musiała zdobywać Rozmarynki, dziewczyna sama weszła w jej ramiona, działała jak zahipnotyzowana i z dręczącego snu obudziła się tuż przed skokiem w przepaść – Lily zaproponowała Róży, żeby porzuciła rodzinę i wyruszyła z nią w świat – ich celem miał być własny program w telewizji, sława, pieniądze i Dominik Kapelusz, który będzie na każde skinienie Róży. Dziewczynka została – Almanach zniknął
wraz z ciotką...
Teraz powoli ziszcza się szalone marzenie ciotki – ma swoja prywatną audycję, ma rzeszę fanów, gotuje na ekranie w czarnych sukienkach koktajlowych, które stały się jej znakiem firmowym, wygląda zawsze pięknie, tak, jak Rozmarynka chciałaby wyglądać. I właśnie na półkach sklepowych pojawił się Czarodziejski Składnik Lily – wystarczy dodać łyżkę przyprawy do któregokolwiek dania z autorskiej książki Lily, a... No właśnie – okazuje się, że tajemniczy komponent mimo niewystarczającego źródła żelaza i witaminy C, rozchodzi się w zastraszającym tempie i czyni z ludzi niewolników ciotki. Jakby bez niego Lily nie miała dosyć sławy, pieniędzy i rozgłosu.
A w Klęskach Zdroju prawdziwa klęska – na ulicach szaro, pary złączone wcześniej miłosnymi wypiekami teraz siedzą bez słowa naprzeciw siebie, wszyscy chodzą smutni, a w Rozmarynce Szczęsnej pada wciąż deszcz. To te wszystkie łzy, których nie ma już sił wylewać, a które wciąż są w niej. Bo czuje się za wszystko odpowiedzialna i chciałaby naprawić jakoś swój błąd. Ale Lily wydaje się niezniszczalna. I chyba nawet po tym wszystkim, prócz lęku, budzi w Róży jakiś rodzaj fascynacji. Róża wie jednak, że musi przywrócić światu odpowiedni porządek, a sobie spokojne noce. Wyzywa więc ciotkę na pojedynek – mają walczyć przeciwko sobie na wypieki – niedługo w Paryżu odbywa się konkurs najsławniejszych cukierników świata Gala des Gateaux Grands. Jeśli Róża pokona Lily, ta będzie musiała oddać „Almanach”. W przeciwnym razie „Almanach” na zawsze pozostanie w jej rękach. Umowę przypieczętowuje konsumpcja rogalików na dotrzymanie przysięgi.
Teraz tylko wystarczy wygrać Galę – pestka, bułka z masłem, łatwizna...
Róża nagle zdaje sobie sprawę, że stoi przed niemal niewykonalnym zadaniem – ona, dwunastoletnia, początkująca kucharka, przeciwko szałowej ciotce Lily, która ma magiczny składnik, a do tego magiczną księgę.
Ale nie ma czegoś, co jest najważniejsze i co jest największą siłą Róży – nie ma rodziny i przyjaciół, którzy stoją za nią murem. No i nie ma praprapradziadka Baltazara Szczęsnego, który mieszka w Meksyku i dysponuje drugim egzemplarzem „Almanachu” - problem w tym, że został on napisany w obcym języku i tylko Baltazar umie się nim posługiwać.
W dzisiejszym medialnym świecie formuła konkursu kulinarnego szczerzy do nas zęby na każdym programie. Uwielbiamy patrzeć, jak ktoś gotuje, jak ucina sobie kawałek palca ostrym nożem, ale sieka dalej, by zdobyć możliwość wydania swojej własnej książki kucharskiej albo mikser. Dlatego takie rozwinięcie historii Szczęsnych doskonale wpisuje się w dzisiejsze realia. Kiedyś na topie był taniec, teraz chyba z piedestału zepchnęła go kuchnia. To dlatego, że gotować, czy piec, może każdy i co więcej każdy ma szansę wziąć udział w jakimś kulinarnym programie. Może nie będzie to gala najsławniejszych cukierników, ale wystarczy uwierzyć w siebie. Rozmarynka też musi pokonać własne słabości i zdać sobie sprawę, że to ona ma asa w rękawie.
Kolejny raz Szczęśni niosą przesłanie – to nie „Almanach” jest najważniejszy, bo bez niego świat też się kręci – najważniejsze jest to, żeby mieć wokół siebie ludzi, którzy naprawdę cię kochają. Ciotka Lily musi sobie kupować podziw i musi miłość wyczarowywać magicznymi składnikami, jakimiś rumieńcami duchów czy nieskażonym deszczem. A Róża ma to, co najważniejsze na wyciągnięcie ręki – z jednej strony brata Tymka, który tak, jak w pierwszej części czaruje uśmiechem i podrywa wszystkie dziewczyny, drugiego brata, Kminka, który może jest trochę niezdarny, ale za to zawsze gotowy do pomocy, ma siostrę Pietruszkę, która choć nie umie jeszcze wiązać bucików, uważa Rozmarynkę za swoją bohaterkę i ma rodziców, którzy kochają ją bezwarunkowo i wierzą w nią, a taka wiara, jak wiadomo, czyni cuda. Róża oczywiści jest pełna obaw i nie sądzi, że uda jej się odzyskać „Almanach” - miota się między poczuciem winy a chęcią win odkupienia, ale jest pewna, że nie da rady, że jest zbyt słabą kucharką. To książka o tym, że
prawdziwy talent trzeba mieć w sercu, bo inaczej można przesłodzić nawet magiczne ciasto!